75. Ciemność

371 22 16
                                    

Ocknęłam się, słysząc czyjś płacz. Chwilę rozglądałam się półprzytomnie, jednak po chwili mój wzrok przyzwyczaił się do panującej wokół ciemności. Nie pamiętałam co się stało, ani nie wiedziałam gdzie się znajduję. Słyszałam tylko czyjś cichy płacz, więc odwróciłam się w kierunku dźwięku. Ujrzałam skulonego Wiktora. Nie rozumiałam czemu mężczyzna płacze, więc z trudem szepnęłam:
- „Wiki..."
Mężczyzna zaskoczony spojrzał na mnie, ale w jego oczach widziałam ulgę pomieszaną ze strachem.
Postanowiłam usiąść, ale ledwo to zrobiłam moją głowę przeszył tak wielki ból, że aż syknęłam, łapiąc się za nią, a do oczu napłynęły mi łzy. Wiktor momentalnie znalazł się przy mnie, a ja szepnęłam żałośnie:
- „Boli..."
Mężczyzna delikatnie mnie przytulił, po czym obejrzał mój brzuch, który również mnie bolał. Naciskał go bardzo delikatnie, ale i tak poruszyłam się niespokojnie.
Nie pamiętałam, co takiego się stało, że aż tak źle się czuje. Nie mogłam sobie też przypomnieć gdzie się znajduję, ani czemu się tu znalazłam. Czułam się naprawdę kiepsko.
Rozejrzałam się niespokojnie. Byliśmy w jakiejś piwnicy. Jedyne światło dawały małe lampki przy suficie.
Bałam się i bardzo bolała mnie głowa. Najgorsze było to, że nic nie pamiętałam. Byłam też wyjątkowo senna, więc już po chwili wtulona w Wiktora, przysnęłam.

Po jakimś czasie znów się ocknęłam. Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Ból głowy wręcz mnie oślepiał, a do tego było mi strasznie niedobrze. Ze łzami w oczach szepnęłam do Wiktora:
- „Niedobrze mi i tak strasznie boli mnie głowa."
Mężczyzna przytulił mnie, ale nie zdążył nic więcej zrobić, ponieważ drzwi się otworzyły i do pokoju wtargnęło tych dwóch opryszków. Ten grubszy zaczął coś gadać, ale nie rozumiałam go, ponieważ ledwo co kontaktowałam. Nagle ten chudszy złapał mnie z całej siły i podciągnął do pozycji pionowej. Momentalnie zacisnęłam zęby i powieki z bólu, ale on się tym w ogóle nie przejął, tylko pociągnął mnie w kierunku ściany. Tam przycisnął mnie mocno do niej i zmusił, żebym patrzyła na Wiktora i Grubego. Z przerażeniem zobaczyłam, jak ten idiota zaczyna z całej siły okładać na oślep Wiktora. Zaczęłam krzyczeć i płakać ze strachu, ale oni nic sobie z tego nie robili.
W końcu po jakiś czasie Gruby przestał okładać Wiktora, a Chudy puścił mnie, po czym wyszli, ponownie nas zamykając.
Byłam tak słaba, że wylądowałam na podłodze. Tam od razu zaczęły wstrząsać mną dreszcze. Siedziałam oszołomiona, wpatrując się w leżącego bez ruchu Wiktora. Czułam silne mdłości, ale próbowałam je powstrzymać. Niestety nie udało mi się i zwymiotowałam. Dodatkowo powoli zaczęła ogarniać mnie panika, ale na szczęście Wiktor ocknął się i przytulił mnie, tym samym trochę mnie uspokajając.
Mężczyzna też nie wyglądał dobrze. Widziałam, że boli go klatka piersiowa i brzuch oraz że ma zawroty głowy i problemy z oddychaniem. Mógł mieć połamane żebra albo jeszcze coś gorszego.
Po chwili zorientowałam się, że zaczynam coraz gorzej widzieć oraz że wszystko zaczyna mi się powoli rozmazywać. Odezwałam się cicho, z trudem dobierając słowa i ledwo je wypowiadając, ponieważ zaczął plątać mi się język:
- „Wiki,... ja... bardzo...słabo... cię... widzę... i... tak... bardzo... mi... zimno..."
Wiedziałam, że zaczynam mieć trudności z mówieniem, widzeniem i pamięcią, co coraz bardziej mnie przerażało.
Wiktor zareagował od razu i zdjął swoją bluzę, po czym mnie nią przykrył. Wtuliłam się mocno w niego, a po chwili zdobiło mi trochę cieplej i znów zasnęłam.

Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Czułam się okropnie. Nadal ledwo co kontaktowałam. Po chwili przede mną i Wiktorem pojawili się znów Gruby i Chudy, ale był też z nimi jakiś inny człowiek.
Po chwili odezwał się:
- „Witajcie. Pewnie się zastanawiacie kim jestem? Otóż, wita Was we własnej osobie Ivan Pawłecki, lepiej znany jako Życzliwa."
Wpatrywałam się w niego zdziwiona. Ten pseudonim coś mi mówił, już kiedyś go gdzieś widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
Po chwili mężczyzna zwrócił się bezpośrednio do mnie:
- „Co dr Reiter nie poznajesz mnie?"
Pokręciłam przecząco głową, zastanawiając się, dlaczego niby powinnam go pamiętać.
- „Jaka szkoda, bo ja znam Cię doskonale. To przez Ciebie zginął mój brat. Operowałaś go w Stanach i zabiłaś go!" - wrzasnął ze wściekłością Ivan.
Byłam coraz bardziej zagubiona i przerażona. Coś zaczynało mi świtać, ale nie mogłam sobie nic przypomnieć.
Nagle Ivan zawołał:
- „Podejdź tutaj Marcin."
Dopiero teraz zorientowałam się, że jest z nimi czwarty mężczyzna. Gdy niepewnie się zbliżył, zorientowałam się, że to Marcin, mój przyjaciel. Bardzo mnie to zabolało. Przecież ja mu tak ufałam, a on mnie tak po prostu zdradził. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam w to wierzyć, ale przecież widziałam. Poczułam się jeszcze gorzej i z bólem w głosie, szepnęłam:
- „Marcin...?"
Zaraz po tym Wiktor ze złością zawołał:
- „Jak mogłeś?!"
- „Uuu, jakie wzruszające." - powiedział kpiąco Ivan, bo czym znowu zwrócił się do mnie:
- „Zabiłaś mi brata, to teraz przekonasz się jak to jest stracić kogoś bliskiego!"
Przerażona zastanawiałam się, o co może mu chodzić. Po chwili wydał jakieś polecenie Grubemu, który podszedł do mnie i z całej siły, gwałtownie szarpnął mnie na nogi. Moją głowę znów przecięła iskra nagłego bólu, przez co zacisnęłam zęby i powieki. Po tym przycisnął mnie mocno do ściany.
Potem zobaczyłam jak Ivan wyciągnął pistolet i skierował go prosto w Wiktora. Zamarłam, a po chwili przerażona krzyknęłam:
- „WIKI! NIE! PROSZĘ!"
Potem przestało docierać do mnie co się dzieje, usłyszałam tylko słowa Wiktora:
- „Kocham Cię Aniu."
A po nich dźwięk wystrzału. Następnie zauważyłam, jak przez mgłę, jak Wiktor upada i usłyszałam jak Ivan krzyczy do swoich sług:
- „Zabierajcie ją na tyły! Tu zaraz będzie policja! Tam ją zabijemy!"
Potem przestało do mnie cokolwiek docierać. Poczułam jak Gruby z całej siły łapie mnie i gdzieś ciągnie, jednak było mi już wszystko jedno.
Oprawca ciągnął mnie przez kilka pomieszczeń, po czym otworzył jakieś drzwi i znaleźliśmy się na dworze. Potem pociągnęli mnie jeszcze kilka metrów, aż znaleźliśmy się na łące, przy dwóch wysokich drzewach.
Wtedy Ivan wydał kolejne polecenie:
- „Przywiążcie ją do tego drzewa, tylko mocno!"
Chudy z całej siły przycisnął mnie do pnia drzewa, a Gruby w tym czasie zaczął przywiązywać mnie mocno sznurem. Czułam jak ten sznur wrzyna się w mój bolący brzuch. Po chwili skończyli. Przywiązali mnie tak mocno, że ledwo mogłam oddychać, ponieważ każdy oddech powodował okropny ból.
Wtedy Ivan zaśmiał się i powiedział mściwie:
- „Pożegnaj się z życiem dr Reiter! Takie jak Ty nie mają prawa żyć! Zabiłaś mi brata, którego tak bardzo kochałem, więc teraz ja zabiję Ciebie!"
Po tym wyciągnął pistolet i stanął przede mną. Przed oczami widziałam tylko lufę pistoletu. W tej chwili nie czułam nic, nawet strachu. Czułam, że to koniec i w tej chwili żałowałam tylko jednego, a mianowicie tego, że nie zdążyłam się pogodzić z rodziną i przyjaciółmi.
Zamknęłam oczy, nie chcąc widzieć lecącej w moją stronę śmiertelnej kulki. Zacisnęłam z całej siły powieki, czekając na ból i ciemność.
Jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego usłyszałam krzyki wielu ludzi i strzały z pistoletów, a zaraz potem ciszę.
Przerażona delikatnie uchyliłam oczy. Zobaczyłam policjantów i ateków. Wkroczyli w ostatniej możliwej chwili i zatrzymali Ivana, Chudego i Grubego. Ivan został postrzelony w ramię, a jego słudzy próbowali uciec, ale atecy ich złapali.
Patrzyłam na to wszystko, nie dowierzając. Nie docierało do mnie, że jestem bezpieczna, że żyję i że nic mi już nie grozi.
Nagle w dali ujrzałam Martynkę i Piotrka, którzy po chwili podbiegli do mnie.
Najpierw patrzyli na mnie, będąc w szoku, jednak ratowniczka szybko się ocknęła i zawołała:
- „Piotrek, przetnij szybko ten sznur, przecież ona prawie nie może oddychać!"
Ratownik natychmiast to zrobił, po czym położyli mnie na nosze. Oddychałam ciężko, próbując wytrzymać przeraźliwy ból. Oczy miałam pełne łez.
Martynka momentalnie podpięła mi monitor i sprawdziła parametry.
- „Ciśnienie bardzo wysokie 150/98, puls mocno przyspieszony, cukier niski 70, saturacja 90!
Piotrek podaj jej lek na obniżenie ciśnienia, glukozę, żeby podnieść cukier oraz lek przeciwbólowy, bo ona nam zaraz zemdleje z tego bólu!"
Chłopak wykonał polecenia Martyny, a ona w tym czasie zmieniła mój prowizoryczny opatrunek na głowie i opatrzyła mi brzuch, gdzie zrobiła mi się dość głęboka rana od tego sznura.
Po tym zabrali mnie do karetki, gdzie Martyna podpięła mi kroplówkę.
Po chwili lekarstwa zaczęły powoli działać, przez co ból stał się znośny. Wciąż odczuwałam objawy urazu głowy, ale przynajmniej ból zelżał.
W tej samej chwili usłyszałam pełen ulgi głos Martyny:
- „Ciśnienie się obniża 130/85, puls lekko przyspieszony, cukier prawidłowy 100, saturacja w normie."
Na twarzy ratowników zobaczyłam ulgę i radość, czyli te same emocje, które sama czułam w tej chwili.
I właśnie wtedy po raz pierwszy, od tych trzech miesięcy, szczerze i szeroko się do nich uśmiechnęłam. Na ich twarzy zauważyłam zdziwienie, ale po chwili Martynka po prostu mnie przytuliła, szepcząc ze łzami w oczach:
- „Przepraszam."
Uśmiechnęłam się do dziewczyny. Nie byłam na nią zła, przecież nic złego nie zrobiła. To ja na nią naskoczyłam, a na jej miejscu zareagowałabym podobnie.
Piotrek uśmiechnął się do mnie niepewnie, po czym powiedział:
- „Ja też przepraszam. Zachowałem się okropnie. Czy wybaczy mi Pani kiedykolwiek?"
Uśmiechnęłam się do niego, kiwając lekko głową. Nie miałam siły mówić.
- „Dobrze Aniu. Porozmawiamy i wyjaśnimy sobie wszystko na spokojnie jak odpoczniesz, jak zrobią Ci niezbędne badania i jak podadzą odpowiednie leki.
Nie martw się, z dr Banachem wszystko w porządku. Kula go tylko drasnęła i za dwa dni obudzi się po operacji.
Teraz zawieziemy Cię do szpitala, gdzie zajmie się Tobą dr Sambor. Napewno ucieszy się, że żyjesz. Tak bardzo się o Ciebie martwił, zresztą podobnie jak my, cała baza i przede wszystkim Zosia.
Teraz już wszystko będzie dobrze, jesteś bezpieczna." - oświadczyła spokojnie Martynka, niepewnie się do mnie uśmiechając. Odpowiedziałam jej tym samym.
Po tym Piotrek wsiadł za kierownicę, a Martynka usiadła obok mnie, trzymając mnie za rękę. Byłam jej za to wdzięczna, ponieważ czułam się lepiej, czując jej obecność. Ruszyliśmy w stronę szpitala.
Przez całą drogę miałam nadzieję, że moje urazy, głowy i brzucha, nie będą bardzo poważne i że obejdzie się bez operacji. Dodatkowo mimo że przed oczami wciąż miałam obraz Ivana celującego do mnie z pistoletu, to i tak byłam szczęśliwa, ponieważ mnie uratowano. Miałam tylko nadzieję, że teraz już wszystko się ułoży, że pogodzę się z rodziną i przyjaciółmi oraz że znów praca jako lekarz pogotowia i przebywanie w bazie będą przynosiły mi radość.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz