38. Za późno?

431 20 13
                                    

Gdzieś w podświadomości usłyszałam jakieś hałasy, jakieś krzyki i wystrzały. Byłam półprzytomna. Po chwili zapanowała cisza i po chwili usłyszałam ciche, znajome wołanie oraz czyiś płacz:
- „Ania, Ania, Anka. Ania, proszę, nie rób mi tego."
Potem usłyszałam czyiś nieznany mi głos:
- „Co się stało? Co jej jest? Czemu straciła przytomność?"
Potem znów odpłynęłam.

- „Aniu, obudź się, proszę." - usłyszałam znowu.
- „Czemu ona się nie budzi?Przecież to na szczęście tylko powierzchowne obrażenia."
- „Nie wiem, lepiej zabierzmy ją stąd. Tu jest tak strasznie."

- „Pani Doktor?"
- „Aniu?"
Otworzyłam z trudem oczy. Wszystko było rozmazane i zamglone. Chwilę trwało nim mój wzrok przyzwyczaił się do światła. Zamrugałam parę razy. Zorientowałam się, że znajduję się na noszach, na trawie, na powietrzu, a przy mnie klęczą przerażeni Martynka i Piotruś. Przyglądałam im się chwilę, zastanawiając się o co chodzi, jednak po chwili wszystko sobie przypomniałam. Niespokojnie się poruszyłam, co od razu zwróciło uwagę ratowników. Zauważyłam na ich twarzy ulgę.
- „Pani Doktor, ale nas Pani nastraszyła." - stwierdził cicho Piotrek.
- „Już jest Pani bezpieczna. Policja schwytała tego bossa gangu narkotykowego. Okazało się, że chcieli zemścić się na człowieku, który ich zdradził, więc porwali mu żonę i córkę. My przypadkowo trafiliśmy w sam środek wojny między gangami. Całe szczęście, że policja była w pobliżu i zdążyli wkroczyć do akcji, w ostatniej chwili. Nie zdążył uszkodzić Pani żadnych ważnych narządów wewnętrznych." - poinformował mnie.
Spoglądałam na niego, oddychając powoli. Potem spojrzałam na Martynkę. Ratowniczka wciąż lekko się trzęsła, a w oczach miała łzy. Widziałam, że jest w lekkim szoku.
Spróbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam.
- „Aniu, cii, narazie nic nie mów. Masz lekko podrażnione struny głosowe, ale na szczęście nie są uszkodzone." - poinformowała mnie Martynka, po czym się rozpłakała.
- „Anka - dlaczego Ty zawsze musisz się pakować w kłopoty?! Znów prawie straciłaś życie! Wiesz w ogóle jak ja się czułam?! Nic nie mogłam zrobić, mogłam tylko patrzeć jak on przyciska Ci ten cholerny nóż do gardła! JA NIE MOGĘ CIĘ STRACIĆ, ROZUMIESZ?!" - krzyknęła do mnie zapłakana, a Piotrek mocno ją przytulił. Sam patrzył na mnie z takim samym wyrzutem w oczach.
- „Nie może się Pani tak narażać." - rzekł cicho.
Wiedziałam i czułam się źle z tym, że znowu kogoś zraniłam. Co z tego, że ja też tak strasznie się bałam, że już nigdy ich nie zobaczę. Nie wiem kiedy, ale z oczu popłynęły mi łzy.
- „Przepraszam." - wykrztusiłam z trudem, łamiącym się głosem.
Martynka oderwała się od Piotrka i delikatnie mnie przytuliła. Obie płakałyśmy.
Po chwili usiadłam i rozejrzałam się niepewnie. Wszędzie kręcili się policjanci i inni ratownicy. Spojrzałam pytająco na Piotrka. On odpowiedział, odczytując poprawnie moje nieme pytanie:
- „Marika i jej mama są bezpieczne. Zabrali ich do szpitala."
Skinęłam głową. Całe szczęście. Wtem podszedł do nas Artur. Był bardzo zdenerwowany i zmartwiony.
- „Całe szczęście, że nic Wam się nie stało. Miałaś dobre przeczucia Aniu, jak zwykle zresztą."
Skinęłam lekko głową. Szyja mocno mnie bolała, a z rany pod opatrunkiem ponownie zaczęła lecieć krew. Piotrek widząc to, od razu przyłożył mi kolejny opatrunek i obwinął go bandażem. Po tym pomógł mi ponownie się położyć. Z powodu utraty krwi i nerwów, zaczęło mi się lekko kręcić w głowie. Martyna i Piotrek zabrali mnie do karetki i pojechali do szpitala. Zabrał się z nimi Artur, który czuł się winny całemu temu wypadkowi, bo przecież to on odrzucił wezwanie i pozwolił nam tu przyjechać. W połowie drogi ponownie straciłam przytomność.

- „Aniu, Aniu. Kochanie, obudź się, proszę Cię. Przecież mi obiecałaś, że będziesz uważać i że Cię nie stracę. Obiecałaś..." - usłyszałam zraniony i przestraszony szept. Nie musiałam otwierać oczu, żeby zorientować się kto to mówi. Doskonale znałam ten głos, a poza tym tylko jedna osoba w taki czuły sposób zwracała się  do mnie „kochanie". To musiał być Wiktor.
Znowu z trudem otworzyłam oczy i znów wszystko było zamglone i niewyraźne. Dopiero po chwili zobaczyłam zmartwioną twarz Wiktora.
- „Wi ... Wiktor" - wykrztusiłam szeptem, kaszląc.
Mężczyzna momentalnie na mnie spojrzał, złapał mnie za rękę i cicho wyszeptał:
- „Nic nie mów. Już dobrze. Tak bardzo się bałem."
Po czym delikatnie mnie przytulił, a ja mocno się w niego wtuliłam, wdychając jego zapach. Tak bardzo się bałam, że już nigdy go nie zobaczę.
- „Nie martw się, ten oprawca trafi do więzienia na długie lata. Za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, przemyt i rozprowadzanie narkotyków, uprowadzenie i bezprawne przetrzymywanie dwóch osób, znęcanie się, zaatakowanie funkcjonariusza na służbie i uszczerbek na zdrowiu, wyłapie conajmiej 25 lat więzienia, jak nie dożywocie. Jesteś już bezpieczna."
Odetchnęłam z ulgą. Szyja wciąż mocno mnie bolała i gryzło mnie w gardle. Dodatkowo czułam się bardzo słabo i nadal lekko kręciło mi się w głowie. Patrzyłam jednak na Wiktora. Ten delikatnie mnie przytulał.
- „Aniu, miałaś dużo szczęścia. Piotrek, gdy tylko odczytał Twojego SMS, od razu zawiadomił policję, a że byli niedaleko na interwencji, momentalnie znaleźli się pod domem i wkroczyli w ostatniej chwili. Obezwładnili napastników, a na końcu samego bossa. Ze strachu, gdy tylko usłyszał policję, rzucił Cię na ziemię i zaczął uciekać, ale na szczęście go złapali. Martynka od razu się Tobą zajęła, choć sama była w niemałym szoku. Bardzo szybko wezwali też inne zespoły, żeby zabrali dziewczynkę i jej mamę. Przez to, że policja przepłoszyła napastnika, nie zdążył poderżnąć Ci gardła i odniosłaś tylko powierzchowne obrażenia i lekkie podrażnienie strun głosowych. Nic co zagrażałoby Twojemu życiu. Michał założył Ci szwy i teraz musisz po prostu odpocząć."
Po raz pierwszy od wyjazdu na to fatalne wezwanie, delikatnie się uśmiechnęłam. Wiktor widząc to, sam się uśmiechnął i mocno mnie przytulił.
- „Aniu, prześpij się. Jak wszystko będzie dobrze, to jutro wyjdziesz, ale będziesz musiała się oszczędzać."
Skinęłam lekko głową, a Wiktor pocałował mnie w policzek.
Te wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia sprawiły, że byłam bardzo zmęczona. Spojrzałam niepewnie na Wiktora i wyszeptałam:
- „Prze ... Przepraszam."
Mężczyzna spojrzał na mnie i wciąż mnie przytulając, wyszeptał:
- „Cii, nic nie mów, musisz się oszczędzać. Nie przepraszaj, to nie Twoja wina. Już w porządku, jesteś bezpieczna. Jestem przy Tobie. Wszystko dobrze. Śpij."
Chwilę moje myśli zaprzątało to, że znów otarłam się o śmierć, ale potem pomyślałam, że teraz jestem już przecież bezpieczna. Wiedziałam, że pewnie będę jeszcze musiała w najbliższym czasie, złożyć zeznania na policji, ale na razie po prostu chciałam odpocząć.
Przytulając się do Wiktora, zasnęłam z uśmiechem na ustach.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz