Nyo!Polska|Oczywiście wszyscy musieli być chorzy jak ja byłam zdrowa...

939 69 5
                                    

-Nie na mnie Antonio.- Odsunęłam się trochę od Hiszpana, który cały czas kaszlał.- Nie chce mieć hiszpanki.

Chłopak spojrzał na mnie wyczerpany, ale mimo to nadal uśmiechnięty.

-To tylko przeziębienie, Fela.- Wzdrygnęłam się. Tego też nie chce mieć... Znając moje szczęście zacznie się przeziębieniem, a później znów będę przykuta do łóżka na dwa tygodnie z powodu zapalenia oskrzeli. Podziękuje... Nie zniosłabym gdyby znów przychodził do mnie Ludwig z Feliciano na zmianę z Ivanem, by dopilnować mnie bym zażywała leki. Nie jestem dzieckiem. Umiem sama brać tabletki i pic syrop...

-Mówiłem idioto byś został w domu.- Lovino siedział w grubym swetrze, który oddał mu Antonio. Chyba miał dość patrzenia na biedaka, który cały się trząsł z zimna. Serio? Jesień, aż tak wszystkich rozłożyła na łopatki?

Podskoczyłam gdy obok mnie Arthur dostał mocnego napadu kaszlu. No nie... Tego za wiele. Jest tu ktoś zdrowy?! Rozejrzałam się w poszukiwaniu zawsze wrzeszczącego Niemca.

-Gdzie są Niemcy?- Zapytałam, gdy nie zlokalizowałam go na sali konferencyjnej.

-Podobno ma ospę.- Stwierdził Arthur, nadal kaszląc.

Niemcy i ospa? No ładnie ładnie... Czyli mam go z głowy na przynajmniej dwa tygodnie! Można szaleć.

Spojrzałam na Amerykę, który leżał zmęczony na stole. A ten też chory? Przecież dopiero jest jesień! Co będzie zimą, to ja nie wiem... Pewnie nie będzie konferencji, a to by mnie bardzo ucieszyło. Nie musiałabym tutaj przyjeżdżać i siedzieć, nudząc się. Więcej czasu dla mnie!

-Jest tu ktoś w ogóle zdrowy?- Było zebranie niektórych krajów i każdy, albo kaszlał, albo trząsł się z zimna jak Lovino. Niektórzy to nawet nie przyszli jak Niemcy, Prusy i o dziwo zawsze szczęśliwy i pełen energii Feliciano.

-Ivan.- Skinął głową w jego stronę Antonio.

-To rusek. On nigdy nie choruje.- Stwierdziłam.

Nie prawda... Raz Ivan był chory. Podczas I wojny światowej, ale nie mogę o tym mówić. Obiecałam... Ale było źle.

-Dobra.- Wstałam, zwracając uwagę wszystkich. Nawet Ameryka podniósł głowę, by zobaczyć co się dzieje.- Nie chcę się zarazić, więc do następnego!

Wyszłam z sali konferencyjnej. Nikt nawet nie protestował! Tym lepiej...

2 miesiące później...

-Fuck.- Było mi w cholerę zimno! Może dlatego, że od tygodnia byłam na antybiotyku, który nic nie pomagał ? Tak to na pewno to...

Znów było zebranie państw, a ja musiałam iść... Nie mogłam nie przyjść, bo przecież Polska, którą i tak mają gdzieś, musi wiedzieć co się dzieje u innych. Jakby mnie to obchodziło!

Chociaż lubiłam pośmiać się z Francji i Niemiec, ale dzisiaj nie za bardzo miałam ochotę. Może dlatego, że migrena nie odpuszczała mnie od wczoraj i jeszcze gorączka... do tego cholerny kaszel. A Feliks? Zamiast pójść za mnie, oznajmił, że on musi jechać coś załatwić z szefem.

-Hej Polsko!- Przywitał mnie na wejściu Alfred, który wyglądał jak nowo narodzony. Jak ja mu zazdroszczę...

-Ciszej.- Wyszeptałam odchodząc na swoje miejsce. Jak ja wytrzymam te konferencję? Pewnie każdy będzie się darł, a ja tego nie wytrzymam! Albo moja głowa...

-Ktoś chyba zachorował.- Przywitał mnie z uśmiechem Hiszpan, który nie wyglądał już jakby miał zaraz zejść. Teraz to wszyscy zdrowi, a ja chora... Wiedziała, że tak będzie.

- Czuje się jak nowo narodzona.- Powiedziałam przez nos, przez co nie brzmiało to tak jak powinno.

-A wyglądasz jak trup.- Dołączył się Arthur. Czy oni wszyscy się dzisiaj uwzięli na mnie?- Na pewno dobrze się czujesz? Może odprowadzić cię do hotelu?

-Dziękuję, ale wytrzymam.- Chyba... mam taką nadzieję.

-Na pewno?- Antonio podchwycił temat.

-Możecie nie wmawiać mi choroby? Dziękuję.- Mocniej okryłam się bluzą, która zawsze mi wystarczała na zimne wieczory, ale teraz... czułam się jakbym była na Syberii w samej bieliźnie. Kurde, a jak ja umieram?! Czy przeziębienie kogoś zabiło? Oby nie...

-Jak chcesz.- Tosiek rzucił we mnie swoją wielką bluzą z kapturem.- Nałóż chociaż to. Cała się trzęsiesz.

No naprawdę? Super... Nie możesz udawać Felicjo. Oni widzą, że jesteś chora.

- Niech ci będzie.- Założyłam ciepłą bluzę, po czym oparłam się o oparcie fotela. Była wielka, więc spokojnie zmieściła się na moją. Dobrze, że jestem taka drobna...- Dzięki.

Przymknęłam oczy. Było cieplej, minimalnie, ale było. I ta cisza...

-Dobra zacznijmy!- Podskoczyłam słysząc krzyk zdrowego już Ludwiga. Że nie mógł się bardziej pochorować...

No i koniec wspaniałej ciszy... a zapowiadało się tak pięknie.

Udawał, że słucham... próbowałam, ale gdzieś w połowie migrena była tak uciążliwa, że przysnęłam. I miałam już wszystko gdzieś.

Oczywiście wszyscy musieli być chorzy jak ja byłam zdrowa...

Hetalia [One-shoty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz