Nyo!Polska|Oczywiście wszyscy musieli być chorzy jak ja byłam zdrowa... cz. 2

718 63 4
                                    

- Felicjo!- Ktoś szturchnął mnie w ramię.

Niech się chrzanią... Czuję się jakby w mojej głowie zaraz miała wybuchnąć trzecia wojna światowa. To nie było przyjemne... Jeszcze ktoś krzyczy mi nad uchem! Co za kretyn... Zabić takiego to mało.

- Odwal się.- Mruknęłam, mocniej wtulając się w ciepłą bluzę Tośka. Ładnie pachniała. Tak uspokajająco.

- Fela, spotkanie się skończyło.- Ktoś położył mi rękę na ramieniu i mówił prawie szeptem. Dziękuje!

Otworzyłam powoli zaspane oczy. Pierwsze co zobaczyłam to przepiękne, grube brwi Anglika. Wifi?

- Już?- Dopiero co zamknęłam oczy, a tu już koniec? Rozejrzałam się po pustej już sali. Zostałam tylko ja i Arthur.

- Spałaś trzy godziny. - Spojrzał na mnie opiekuńczo.

Dostałam napadu kaszlu. Krztusząc się, spojrzałam na zmartwionego Anglika. Czemu on tu siedzi?... No tak. Ktoś musiał przypilnować bym wyszła.

- Czuje się jakbym nie spała w ogóle.- Poskarżyłam się, czując nagły napad zimna. A miałam na sobie podkoszulkę, bluzkę i dwie bluzy... Więcej się nie dało napchać. I tak wyglądałam jakbym pod ubraniem schowała swojego brata z bagażem.

- Odprowadzę cię do hotelu.- Stwierdził Arthur, wstając.

Nie chce by się nade mną litowali... To nie w moim stylu. Ja zawsze jestem ta najbardziej zbuntowana. Ta nieugięta. Waleczna... A tutaj przeziębienie mnie rozłożyło. Serio? Nawet tyfus przeżyłam! Bez ani jednej kropelki leku, a teraz? Antybiotyk i nadal chora...

- Jak chcesz.

Wyszliśmy na zewnątrz. Od razu w moją twarz uderzyło miliony zimnych igiełek... Zimniej być nie mogło? Co z tego, że to listopad, prawie grudzień. Jeszcze jesień... Przynajmniej w Polsce.

- Chcesz szalik?- Zapytał z troską w głosie Anglik.

Czy on chce bym wyglądała jak kulka, zlepiona z kilku warstw ciuchów?! Ale w sumie... kusząca propozycja.

- Nie dziękuje.- Odmówiłam grzecznie, ale mimo to Arthur zdjął szalik i owinął mi go wokół szyi. Mroźne igiełki delikatnie się oddaliły. Dzięki!

- Dziękuje.- Odparłam, ale moje słowa zagłuszył szalik, w który wtuliłam twarz. Było zimno, okej?

- Nie przychodź jutro.- Spojrzałam na Arthura, jak na jakiegoś niespełna rozumu. Musiałam być na zebraniu! Chodźby nie wiem co! Nawet jakbym miała umrzeć tam na tej sali to przyjdę! Koniec kropka.

Przemilczałam jego propozycje, mając nadzieje, że się nie przypieprzy znowu.

- Widzę, że nie posłuchasz.

- Masz rację.- Uśmiechnęłam się, ciesząc się, że szalik zasłania moją twarz.

- W takim razie musisz się wyspać.- Od razu jak przyjdę to się położę. Spokojnie.- I zażyj leki.

Tak tak... zawsze to samo. Arthur powinien pójść na lekarza, a ten się bawi w politykę.

- Dobrze.

Szliśmy uliczkami w stronę mojego hotelu. Arthur się nie odzywał, a ja szłam wpatrzona w ziemię. Nie wiadomo dlaczego, nagle poczułam się lepiej. Tak rześko... Może jednak tak źle ze mną nie jest?

- Patrz.- Wskazałam na małą stonogę, która powoli zmierzała w nieokreślone miejsce.- Brew ci uciekła.

Chłopak spojrzał na mnie, po czym zaśmiał się... Jakby to powiedział Alfred, albo Francis to oberwaliby. Ja jednak mogłam być spokojna.  Arthur to dżentelmen. Kobiet nie bije, a w szczególności chorych.

- Prześpij się Felicjo.- Stwierdził, kładąc mi rękę na plecach i kierując w stronę hotelu.- Przyjdę po ciebie rano.

- Skoro tak bardzo chcesz.- Uśmiechnęłam się, gdy dotarliśmy w końcu do hotelu.

Nareszcie! Teraz czas na ciepłą pościel! Viva! Byle nikt mi nie przeszkadzał... Muszę ustawić budzik i pomodlić się, bym miała siłe wstać.

- Do jutra.- Pomachałam Anglikowi, po czym weszłam do hotelu.

- Do jutra...

Hetalia [One-shoty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz