Prusy|Walentynki

685 84 27
                                    

Kto zdobędzie najwięcej pocałunków?

No oczywiście, że ja! Przecież jestem zagilbisty! Chłopaki nie mają ze mną szans... niech nawet nie próbują walczyć! Wiadomo, że to ja będę triumfował.

Oczywiście musiałem zdobyć jak najwięcej punktów... nie bardzo wiedząc od kogo zacząć, uderzyłem do bardzo dobrze znanej mi osoby- mojego młodszego brata. W końcu rodzina, prawda?

- Hej bruder!- Przywitałem go od razu, gdy tylko zauważyłem jak wyciera blat kuchenny.

- Hej.- Odpowiedział, nie podnosząc wzroku znad wykonywanej czynności.

- Dawaj pyska!- Mój młodszy brat odsunął się ode mnie, gdy tylko podszedłem.- No co ty Ludwig!?

Co za niewychowany! Żeby nie pomóc bratu w potrzebie... wystarczy, że da mi buziaka! Czy to takie trudne?!

- Nie wiem co kombinujesz, ale mówię ci, przestań.- Ostrzegł mnie Ludwig, nadal wycierając brudny blat.

Pewnie ten jego Włoch znów robił pastę, którą tak ubóstwia... a teraz mój brat musi po nim sprzątać, bo przecież nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.

-Daj mi po prostu buziaka i znikam. Mam dzisiaj parę spraw do załatwienia.- Ludwig w końcu łaskawie podniósł na mnie wzrok.

- Co ty kombinujesz, Gilbert?- Zapytał.- Mam zadzwonić do Elżbiety, albo Felicji?

Będzie mnie straszył? Na dodatek tą dwójką? Dzięki bracie... zawsze można na ciebie liczyć.

- Dobra, nie ważne.- Machnąłem ręką.- Wrócę późno.

Ludwig chwycił mnie za nadgarstek kiedy przechodziłem obok niego, w celu jak najszybszego ulotnienia się z domu. Muszę zacząć działać jeśli chce wygrać ten zakład!

-Nie zrób niczego głupiego, Gilbert.- Ostrzegł, po czym ku mojemu zaskoczeniu cmoknął mnie w policzek.

Pierwszy jest!- nie ważne, że od mojego brata, który teraz wygląda jak burak.

-Dzięki, Ludwig.- Brat puścił mój nadgarstek, pozwalając mi na opuszczenie domu.

Wreszcie mogę zacząć zabawę!

***

Nigdy, ale to nigdy nie idźcie do Austrii prosić go o jakąkolwiek pomoc... nie dość, że cały czas patrzył na mnie jak na jakiegoś kretyna, który przyleciał na ziemię z kosmosu, to na dodatek w ogóle mnie nie słuchał.

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- Zapytałem w końcu, widząc jego nieobecne spojrzenie.

-Nie.- Odparł krótko.- Zastanawiam się, gdzie wsadziłem moje nuty. Od wczoraj ich szukam...

Ugh! Co za kretyn! Jak ja go nienawidzę! Ma szczęście, że w ogóle wziąłem go pod uwagę w czasie rozbiorów Polski...

- Daj mi buziaka i znikam.- Gdy to powiedziałem, Roderich zaczął się śmiać.

Serio? Tak go to bawi...

- Gilbercie, nie lubię cię.- Odparł w końcu.- Wyjdź z mojego domu. Jeśli tego nie zrobisz, jestem skłonny poświęcić jedno z moich instrumentów, by cię stąd wyrzucić.

- Niech ci będzie.- Westchnąłem. Wiem, że on nie żartuje z tym instrumentem... wolę wyjść niż później wysłuchiwać jego zrzędzenia, że rozwalił swoje ulubione skrzypce na mojej głowie.- Tak w ogóle... to ja ciebie też nie lubię. Do zobaczenia Austrio.

Wyszedłem, mając już plan na kolejny swój ruch.

***

- Feliks otwórz te cholerne drzwi!- Po raz kolejny mocno zapukałem w wielkie drzwi domu Polskiej rodzinki.

Dobrze wiem, że tam są... Dzisiaj miał ich odwiedzić ten ich braciszek. Nie mam bladego pojęcia o kogo chodzi. Przez cały czas myślałem, że Feliks ma tylko siostrę, a tu proszę. Taka niespodzianka. Żyje jeszcze trzeci Łukasiewicz.

- Spieprzaj Pruska cholero!- Usłyszałem stłumiony głos, mojej kolejnej ofiary.

-Feliks, ja w interesach! Otwórz!- Krzyknąłem, prawie kładąc się na drzwiach, by słyszeć co się za nimi dzieje.

Zamek nagle się poruszył.

- Masz pięć sekund na ucieczkę.- Zagroził, wychylając swoją blond czuprynę poza framugę.- Po tym czasie spuszczam psa.

- Chcesz mnie poszczuć swoją siostrą?- Zaśmiałem się, a Feliks zmrużył oczy.

Ten żart chyba nie był na miejscu... ale był całkiem dobry!

- Czego chcesz?- Dopiero teraz usłyszałem, że jego głos jest zachrypnięty. Czyżby nasza kochana personifikacja Polski się rozchorowała? Przeziębiła?

- Potrzebuję was, by wygrać zakład.- Odparłem gładko.

- Domyśliłem się. Odwiedzasz nasz tylko, jeśli czegoś chcesz.- Pociągnął nosem.- Felicji nie ma. Po najściu Francisa, poszła się zobaczyć z Antonio.

Po najściu Francisa? Zobaczyć z Antonio? Chyba źle coś usłyszałem?! Czyżby te głąby były przede mną?!

- Czy Francis...

- Został ugryziony w dupę?- Zastanowił się na głos Feliks.- Myślę, że tak. Dość wolno uciekał.

Co oni mają za psa!? Pierwsze słyszę o czworonogu Polski, który każdego goni, gdy wejdzie na ich posesję. Nawet sierściuchy mojego brata tak nie robią!

- Dobra będę się zbierać. Dawaj pyska na pożegnanie i mnie nie ma.- Nadstawiłem swój policzek, mając nadzieję, że Feliks mnie w niego nie uderzy... ten niski chłopak miał dość mocny lewy sierpowy.

Zamiast w policzek, dostałem całusa w usta. Zdziwiony spojrzałem ma Polaka.

- Obyś się zaraził, pruski wieprzu.

Drzwi zatrzasnęły się, a ja uznając ostatnie słowa Felka za pożegnanie, udałem się do następnej ofiary.

***

- Elka, chyba cię powaliło.- Nie wierzyłem w to co ta kobieta zrobiła.

Przywitała mnie patelnią- czyli nic nowego- i z informacją, że zadzwoniła po mojego młodszego brata, by ten mnie eksportował do domu.

Wszystko przez te głupią Polkę, która powiedziała swojej przyjaciółeczce o incydencie z Francją... mogłem się tego spodziewać. Przecież dziewczyny to straszne plotkary!

- Nie ruszaj się.- Dziewczyna poprawiła chwyt na rączce od patelni.- Bo nie zawaham się jej użyć.

W to akurat nie wątpię...

Przez te dwie dziołchy, jestem skazany na niepowodzenie! Przecież jest ledwo dwunasta! Tyle punktów mogłem jeszcze zdobyć!

Na razie jedyne co dostałem to buziaka w policzek od brata i multum zarazków od Feliksa, który ewidentnie mi jej życzy. Ten rok to jakaś katastrofa...

Mam nadzieje, że chłopakom poszło tak samo źle jak mi...

Następne rozdziały mogą pojawić się z małym opóźnieniem... przepraszam!

Hetalia [One-shoty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz