- Bracie, obudź się!
On jednak nadal leżał nieruchomo w kałuży własnej krwi, nie reagując na moje wołanie.
Wyglądał jakby spał... Snem wiecznym.
- Bracie!
Wołałem, ale nie odpowiedział... Nawet uderzenia pięściami w jego nieruchomą klatkę piersiową, nie pomagały... Odszedł. Już na zawsze.Dwa lata wcześniej...
Ukryty w swoim pokoju, próbowałem wmówić sobie, że wojny nie ma. Że wszędzie panuje pokój.
-Matt!- Głos starszego brata rozniósł się echem po domu.
Nie chce by odchodził... Wiem, że musi iść do wojska, ponieważ dostał wezwanie. Wiem... ale nie może mnie tak po prostu zostawić.
Drzwi do mojego pokoju uchyliły się.
- Matt, nie pożegnasz się?- Wysoki blondyn, którego dumnie nazywałem bratem, stanął na progu.
Pokręciłem głową. Łudziłem się, że może zostanie. Że nie odejdzie bez pożegnania.
Myliłem się...
- Żegnaj bracie.- Wyszedł, zamykając drzwi za sobą.
Zostałem sam.
Mój brat, mój bohater w którego byłem tak wpatrzony przez całe życie, właśnie odchodził. Mój kochany starszy brat... ten, który nauczył mnie grać w Baseball. To on siedział ze mną nad zadaniami domowymi, gdy nie dawałem sobie rady. Kto teraz będzie mi pomagał?
Tata od lat ledwo dawał sobie radę, po odejściu swojego partnera.
Spojrzałem przez okno... Szedł dróżką do zielonego jeepa.
Nie może tak po prostu odejść!
Zerwałem się z łóżka i zbiegłem po schodach. Nasz tata stał w drzwiach, patrząc na starszego syna. Może po raz ostatni widzi go żywego...
- Wracaj Alfred, słyszysz?!- Podbiegłem do niego i ze łzami w oczach objąłem go.- Zrobię wszystko! Posprzątam twój pokój! Będę zmywać po każdym obiedzie! Tylko proszę nie odchodź!
Alfred wziął mnie w swoje objęcia. On nie płakał...
- Od tego są bracia.
- Chodź Matt.- Tata chwycił mnie za rękę odciągając od starszego brata.
Bez słowa, Alfred wsiadł do jeepa i odjechał.
Nie pożegnał się... Wróci?
Dni mijały, a o Alfredzie słuch zaginął.
Codziennie zastanawiałem się, gdzie jest? Czy żyje? Może dostał się do niewoli?!
Pisałem listy co noc... Na żaden nie przyszła odpowiedź.
Tata zapewniał mnie, że wróci, ale nie chciałem mu wierzyć.
Powstrzymywałem łzy, w przeciwieństwie do niego, który co noc modlił się o szczęśliwy powrót syna do domu.
W ostatnim liście napisałem, że trudno jest żyć kiedy odbierają ci coś, czego nigdy byś nie oddał. Opisałem Alfredowi, jeden z dni nad jeziorem jak łowiliśmy ryby. Pamiętam jak wtedy wpadł do wody w lesie klonowym, który tak uwielbiałem... Wszystko napisałem. Nawet to, że brakuje mi go obok.
Dostałem odpowiedź.
Od tego są bracia.
Czułem, że mnie odrzuciłeś. Nie rozumiałem tych słów wtedy. Nie zastanawiałem też się nad ich znaczeniem. Czekałem na twój powrót.
Minęły dwa lata, gdy dostaliśmy wiadomość, że mnie też wzywają do wojska.
Nie mogłem w to uwierzyć... Myślałem, że to jakiś żart! Tyle samotnych dni minęło... jeszcze więcej miało nadejść?!
Wyrosłem. Chciałem byś to zobaczył... teraz to ja miałem odejść, tak jak ty i zostawić tatę samego.
Kilka dni później, przyjechał ten sam jeep co po Ciebie.
- Żegnaj tato.- Uścisnąłem Artura, który stał ze łzami w oczach.
- Wróćcie.- Poklepał mnie po ramieniu, pozwalając mi odejść.
Było mi go szkoda... Pierwsze opuścił go jego mąż, później straszy syn, a teraz ja.
Walczyłem, chcąc wrócić do domu... Nie poddawałem się.
Którego razu wreszcie cię zobaczyłem.
Przynieśli cię twoi przyjaciele, byli przestraszeni.
Byłeś cały zakrwawiony... nie oddychałeś.
Podbiegłem do ciebie i upadłem obok na zimnej ziemi.
-Bracie, obudź się!
Ty jednak nadal leżałeś nieruchomo w kałuży własnej krwi, nie reagując na moje wołanie.
Wyglądałeś jakbyś spał... Snem wiecznym.
- Bracie!
Wołałem, ale nie odpowiedziałeś... Nawet uderzenia pięściami w twoją nieruchomą klatkę piersiową, nie pomagały... Odszedłeś. Już na zawsze.
Wtedy tak myślałem... Później podszedł jakiś lekarz, a inni żołnierze mnie odciągnęli.
Czekałam kilka dni, ale zamiast powiedzieć mi co z tobą, oni dali mi przepustkę. Powiedzieli, że wojna się skończyła...a ty tego nie zobaczyłeś i już nie zobaczysz.
Wysadzili mnie na początku mojej ulicy, gdzie czekał już na mnie załzawiony tata.
- Wróciłeś synku.- Uśmiechnął się, przytulając mnie mocno do swojej klatki piersiowej.
- Tak, tato.
Wróciliśmy z Arturem do domu, gdzie moje serce zaczęło szybciej bić.
Siedziałeś na ganku naszego domu z plecakiem położonym obok i nogą w bandażach. Byłeś tam! Żyłeś! Chociaż jeszcze przed chwilą myślałem, że jesteś martwy!
- Alfred!- Rzuciłem ci się na szyje. Po raz pierwszy od dwóch lat, mogłem cię zobaczyć! Bezpiecznego...
- Wróciłem jak kazałeś Matt.- Uśmiechnąłeś się przytulając mnie mocniej.
Byłem taki szczęśliwy!
- Alfredzie.- Tata przytulił mocno swojego pierworodnego syna. Byłeś taki szczęśliwy. Widziałem to!
- Zaparzę herbatę.- Tata zabrał twój plecak i wszedł uśmiechnięty do domu, zostawiajac nas samych.
- Idziemy? Muszę ci tyle pokazać!
Zatrzymałeś mnie, łapiąc za nadgarstek.
- Pomożesz mi?- Wskazał na zabandażowaną nogę.- Pamiątka po wojnie.
Uśmiechnąłem się, biorąc go pod ramię.
- Od tego są bracia...Zmienione i poprawione
CZYTASZ
Hetalia [One-shoty]
FanfictionOneshoty z Hetalii. Chyba nie trzeba tłumaczyć ;) Zapraszam do czytania! ;3 #80 W FANFICTION- 4.12.17 ❤️ #58 W FANFICTION- 4.01.18 ❤️