V 150-Długie ręce.

17 2 2
                                    

DAMIAN:
Odetchnąłem z ulgą. Rachel była bezpieczna.
Tak zdecydowanie łatwiej będzie mi pokonać tego dupka.
-I co? Nie masz już czym mnie szantażować?-Zadrwiłem.
-Punkt dla Ciebie.-Przyznał i, tym razem, zdołał mi przywalić.
Poleciałem na podłoże, robiąc przewrotkę, jednak nie wypuszczając miecza.
-Teraz wystarczy że Cię pokonam.
Zguba podbiegł do mnie szybko, więc podniosłem się, równie prędko.
Ledwo wstałem, zarobiłem kolejny cios w żuchwę.
Zrobiłem parę kroków do tyłu i Wyplułem krew.
Eduardo nie zamierzał przestawać, ale następne uderzenie zdołałem zablokować, przytrzymując jego pięść.
Wykręciłem ją prędko i odbiłem od ziemi, by kopnąć obiema nogami w twarz złoczyńcy.
Oboje upadliśmy, jednak napastnik z bólem.
Zbliżyłem się do niego i przyłożyłem ostrze do gardła.
-Wygrałem.-Na mojej obitej twarzy zawitał chytry uśmiech.
-Czyżby?-Zapytał Bane, na co uniosłem brew.
Nagle jego lewą ręką chwyciła mnie za szyję i uniosła nad ziemię.
Zacząłem się dławić, starając się rozluźnić uścisk.
Mężczyzna podniósł się z ziemi i przycisnął mnie do ściany budynku, zupełnie jak tamtą kobietę.
Wyrwał mi miecz z dłoni i przyłożył brzeg ostrza do tej części mojego gardła, której nie zasłaniała jego łapa.
-Zapomniałeś że mam bardzo długie ręce, Damianie.-Powiedział mój wróg.-I to chyba JA wygrałem.
Nie odpowiedziałem, bo miałem wtedy bardzo mało tlenu.
Wisiałem tak w powietrzu, starając się wyrwać i jednocześnie nie dławić.
-Kiedy Twoja dziewczyna, a raczej narzeczona będzie ubolewać na Twoim pogrzebie, dorwę ją i zrobię to co obiecałem.-Zapowiedział, przez co moje oczy powiększyły się.
-A teraz...-Przycisnął ostrze bardziej.

|DAMIRAE| 4 Jesteś moim Kryptonitem...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz