V 157-Martwa strefa i postrzał.

16 2 2
                                    

DAMIAN:
Okazało się że ktoś włamał się do banku.
Nastawiłem się, że skoro włamali się w nocy, była spora szansa, że nie mają broni palnej, bo uznali że nie będzie im potrzebna.
Ale w środku...
-Dobra.-Odezwałem się, ujawniając.
Trójka przestępców podskoczyła i obróciła się w moją stronę.
Mieli jakieś spluwy.
Jeden z nich strzelił do mnie, ale odporny materiał na mojej piersi powstrzymał kulę przed przebiciem mojego serca.
Zdziwił się, a mężczyźni spojrzeli po sobie.
-Chcecie się bawić czy po prostu się poddacie?-Zapytałem.
Zgodnie podnieśli ręce do góry, rzucając mi pod nogi bronie.
Świetnie. Choć jeden pozytywny akcent tego dnia.
Już chciałem ich zgarnąć, by oddać Gordonowi, ale nie zauważyłem jednego.
Jednego, pierdolonego włamywacza, który zakradł się od tyłu.
Mam bardzo czuły słuch, ale tamtego dni byłem zmęczony i wkurzony, przez co nieuważnie podszedłem do tych typków.
Nie było ze mną też Raven, która zapewne bez problemu wyczułaby gościa za nami i wytworzyła tarczę.
Znowu o niej myślę...
Usłyszałem huk wystrzału i ból w lewym ramieniu.
Kurwa.
Tyle było miejsc, gdzie kuloodporny materiał chronił moją skórę, ale ten jeden, pieprzony raz tamten dupek musiał trafić w martwą strefę?!
Martwą strefą było miejsce gdzie płat materiału stykał się z drugim, żebym mógł wykonywać swobodne ruchy. Tam nie było takiej ochrony, jaką miałem, na przykład, na piersiach.
Zajebiście.
Zachowałem krzyk dla siebie. Nawet nie syknąłem, by nie dać im tej satysfakcji.
Po prostu obróciłem się i, korzystając z tego że mężczyzna stał blisko, kopnąłem go w nadgarstek, wybijając broń z ręki.
-Teraz mnie wkurzyłeś.-Warknąłem.

|DAMIRAE| 4 Jesteś moim Kryptonitem...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz