III 67-Zajście w barze.

23 3 2
                                    

DAMIAN:
Kopnąłem kolejnego, a potem kopnąłem drugiego z półobrotu.
Skończyłem na dwóch następnych i chwyciłem ich za włosy, uderzajac ich glowami o siebie.
Jeden z kijem bilardowym chciał przywalić mi w głowę, co zablokowałem, chwyciłem kij, i wyrwałem, wykręcając rękę napastnikowi.
Rzuciłem kijem w głowę tego, który z początku tylko się przyglądał, ale zaczął się zbliżać.
Po mojej prawej i lewej stronie zaczęło się na mnie czaić dwóch następnych.
Ruszyli na mnie razem i szybko.
Chwyciłem tego z lewej za przed ramię i stosując chwyty judo, przerzuciłem go przez ramię, prosto na mężczyznę z prawej.
Wszyscy stali na około mnie, a ja byłem wkurzony że marnuję czas.
Nie wytrzymałem i wyciągnąłem katanę, na której widok trochę się przerazili. Na tyle że nie podchodzili.
-I co? Batman nas zabije? Chce nas nastraszyć!-Krzyknął jeden.
-Ależ tak! Słyszałem że ten, dawny Robin zabił kogoś!
-Ja też słyszałem!
Przypomniał mi się Deathstroke. Chciałem chronić Raven i nasze córki więc nie żałuję tej decyzji, ale nie byłem z niej też dumny.
-W obronie kogoś innego.-Powiedziałem.-A teraz sami zaczynacie, zupełnie jak ten którego zabiłem.
Część ludzi cofnęła się, a druga część została na swoich miejscach, jednak na twarzach wszystkich malował się strach.
-Koniec z tym. Chcę wiedzieć tylko gdzie jest Constantine.-Zmarszczyłem brwi.-Nic więcej.
-Nie słuchajcie go... To bohater...-Wybełkotał barman, który dopiero teraz podniósł się z podłogi.
Zbliżyłem się do niego szybkim krokiem, chwyciłem za krótkie włosy i przywaliłem jego obolałą głową do baru, dociskając ją.
-Robię to dla kogoś bliskiego.-Zmrużyłem powieki.-Jeśli dalej będziesz utrudniać pożałujesz, a ból będzie większy niż teraz.-Wystczałem.

|DAMIRAE| 4 Jesteś moim Kryptonitem...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz