Jednak Severus i Bella walczyli i Harry nie zawsze mógł im pomóc. W końcu Alastor Moody rzucił niewybaczalnym w Severusa Snape. Mężczyzna ledwo się uchylił. Harry wściekły ruszył w kierunku aurora.
- Moody! Jak śmiesz celować w moich bliskich?! -
- To zwykłe szmaty. Śmierciożercy nie mają prawa żyć. -
- Tak samo jak ty. -
Chłopak zaatakował aurora. W tym samym czasie śmierciożercy spacyfikowali buntowników. Teraz każdy przyglądał się pojedynkowi.
- Co Riddle?! Zamierzasz się chować za swoimi ludźmi?! -
- Zamierzam cię zabić. Powoli i boleśnie. -
- Powodzenia gówniarzu. -
Obydwoje zaatakowali równocześnie. Jednak moc chłopaka była o wiele większa od mocy aurora. Mężczyzna leżał na ziemi i trząsł się pod mocą zaklęcia zielonookiego. Jednak chłopak nie zamierzał zabić go w taki banalny sposób.
- Axley, Goyle do mnie! -
Do chłopaka podeszli wywołani mężczyźni.
- Panie. -
- Weźcie go do dworu. Zamknijcie w celu i poinformujcie mego ojca o naszym gościu. -
- Tak jest. -
Mężczyźni podnieśli aurora z ziemi i zniknęli.
- Teraz zajmę się wami moi drodzy. -
- Harry... to tylko dzieci. -
- Bella... Nie mogę im darować. To buntownicy a to duże wykroczenie. -
- Harry popatrz kto tam jest... -
Chłopak popatrzył po zgromadzonych. Na pierwszy rzut oka nie zobaczył nic dziwnego. Dopiero po chwili jego oczom ukazała się anomalia. Na samym końcu stał Draco Malfoy wraz z grupą ślizgonów.Dobra... rozdział taki sobie... Ale postaram się wrócić do dawnego poziomu. Chwilowo napawam się swoją dumą. Zgadnijcie kto pojechał księdza na religii? Tak glutki! Ta Pani!!!
Ps: Coś ostatnio słabo z groźbami...
CZYTASZ
Little Child
FanfictionMój ojciec nauczył mnie nie żałować innych. Miałem w przyszłości zająć jego miejsce. Jednak ja nie nadaje się na tyrana. Chcę w spokoju dożyć swoich dni z miłością swojego życia. Oczywiście nic nigdy nie idzie po naszej myśli...