Rozdział 35

145 12 4
                                    

Sygin

Skradaliśmy się do miejsca, w którym Surt wyznaczył punkt obserwacyjny idąc od najmniejszego do największego. W ten sposób nawet jakby któreś z nas za bardzo się wychyliło istniała szansa, że żaden z wartowników nas nie zauważy.
- Gdzie Samuel? - spytałam, ignorując zdziwione spojrzenie męża - Miałam nadzieję, że też tu z wami jest. Mieliście go pilnować.
- Czeka w naszym szałasie - wyjaśnił Dimidium - Podczas burzy stoczyliśmy się spory kawałek z jednej wydmy, która ukrywała pod sobą głazy. Uderzył o nie głową i dopiero wczoraj odzyskał przytomność. Kazałem mu odpoczywać.
Pokiwałam głową. Nawet nie wyobrażałam sobie jak bardzo chłopak musiał się martwić gdy przez tyle czasu nie było z Wanem kontaktu. Ten osobliwiec był w końcu jego pierwszą miłością.
- Nie spanikowałeś- mruknął Jotun - To na pewno nie było łatwe zadanie.
Półgłówek uśmiechnął się delikatnie. Odkąd Loki wraz z moją siostrą wyciągnęli go z Hellheimu traktował i jego i mnie jak wzorzec swoich rodziców. Nic dziwnego, że najmniejsza pochwała tak bardzo go radowała. Gdy dotarliśmy na szczyt, mężczyzna polecił przylec do ziemi, a najmniejszemu z grupy (w tym przypadku był to Dimidium) opisać co widzi.
- To stwory z Hellheimu - mruknął nastolatek - Nieumarli. Duchy zbrodniarzy. Nidhog musiał przy swojej ucieczce otworzyć dość sporą wyrwę skoro aż tylu ich jest. Duchy pilnują murów granitowej twierdzy, która jest wysoka na jakieś trzydzieści metrów. Forteca posiada dwie baszty. Na każdej z nich czuwa jeden nieumarły, ale w środku zapewne jest ich więcej. Przed głównym wejściem czatuje piątka z ostatniego kręgu. Łatwo nie będzie.
Skrzywiłam się nieznacznie.
- Czy duchy z niższych kręgów mają jakieś słabe punkty? - dopytałam.
Chłopak zastanowił się przez chwilę. Z tego co pamiętałam wielka piątka była praktycznie niezniszczalna i tylko nieliczni byli w stanie jakkolwiek ich zranić. Trzeba zacząć od czegoś prostrzego.
- Są bardzo czułe na światło - wtrącił Laufeyson - Teraz jest jasno, ale pewnie stoją pod jakimś zadaszeniem, mam rację?
Dimidium pokiwał głową. Zeszliśmy ze wzniesienia, omawiając po drodze zalążek planu. Właściwości duchów uniemożliwiały atak w nocy. Natarcie za dnia odbierało element zaskoczenia. Do tego wielka piątka, z którą zmierzyć się mogła zaledwie trójka z nas, stanowiła wyzwanie nie do przeskoczenia. Nie mieliśmy szans.
- Coś wymyślę - zapewniał Loki, za każdym razem gdy pojawiały się wątpliwości - Nie zostawimy ich tam.
W końcu dotarliśmy do szałasu zbudowanego pomiędzy trzema krzaczorami. Takie ułożenie ukrywało go od wschodu. Od zachodu kamuflowało go jego pokrycie. Musiałam przyznać, że dzieciaki nieźle się spisały przy budowie naszego tymczasowego schronienia. Nawet wielkość Surta została tu uwzględniona.
- Sygin! Loki!
Samuel przywitał nas z uśmiechem i już miał podnieść się z posłania, ale Dimidium doskoczył do niego skutecznie mu to uniemożliwiając.
- Kazałem ci odpoczywać - warknął, przygniatając go poduszką - Normalnie jak z małym dzieckiem.
Zaśmiałam się cicho.
- I kto to mówi - parsknęłam.

Zważywszy, że do końca zostały może ze 4 rozdziały, mam dla was moi nadwyraz cierpliwi czytelnicy bardzo ważne ogłoszenie. W ostatniej części tego tomu (który również jest ostatni) będzie na was czekać niespodzianka, która mam nadzieję, że was zainteresuje. Mam nadzieję, że wytrwacie do tego czasu 😅

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz