Rozdział 6

755 83 5
                                    

Spokój skończył się dopiero gdy jak co miesiąc wybraliśmy się odwiedzić pozostałe królestwa. Zarówno na Jotunheimie, Midgardzie, Alfheimie i w pozostałych światach znaleźliśmy miejsca wypełnione szarością identyczną jak ta, którą przyprowadził do nas tajemniczy nieboszczyk. Teraz zwłok było o wiele więcej, a z tego co wiem od Farabi, to znak, że znów ktoś zagraża 9-ciu rzeczywistościom. Westchnąłem przeciągle. To się już zaczęło robić nudne. Ktoś próbował zniszczyć wszechświat, my go powstrzymywaliśmy i tak w kółko i w kółko jak na karuzeli. Miałem już tego dość i jedynym moim pragnieniem było wreszcie to zakończyć, udać się w miejsce gdzie będzie spokój i nic nie będzie mi zagrażać, gdzie nie będzie tajemnic, obowiązków i gdzie nie będę się czuł jak starzec w ciele młodzieńca.
Sigyn miała rację. Odkąd umarłem nie mam siły żyć.
Pochyliłem się nad zwłokami młodej czarnowłosej kobiety o czarnych oczach i przejechałem palcami po jej twarzy uwalniając tym samym jej duszę i przywracając jaskini kolor. Zrobiłem to samo w innych częściach wszechświata, ale trupów zdawało się wciąż przybywać.
Ilu nas jest?
Wzdrygnąłem się na myśl, że właśnie zacząłem utożsamiać się z tymi ludźmi przykuwając tym samym uwagę Sigyn.
- Coś nie tak? - zagadnęła.
- Nie - mruknąłem i odwróciłem się w strony drugiego ciała. Tym razem był to dość postawny mężczyzna o niebieskich oczach i równie czarnych włosach co ja i moja matka. Dotknąłem jego ramienia, a wtedy korzenie wokół zaczęły zanikać wraz z otaczającą nas szarością. W końcu jaskinia była pusta.
- Co tu się znowu dzieję? - mruknął Thor wpatrując się nieobecnym wzrokiem w przestrzeń - Co to ma być?
- Nie wiem, ale ktokolwiek za tym stoi chce śmierci wszystkich krewnych... - Val urwała patrząc na mnie niepewnie.
Gdy ostatnim razem nazwała jednego z nieboszczyków moim krewnym moje oczy przybrały kolor tak intensywnie czarny że dziewczyna, aż skuliła się pod jego wpływem. Nic w sumię dziwnego, bo gdy byłem wściekły lepiej było trzymać się z daleka. Sigyn mówiła mi kiedyś, że gdy oczy zmieniają mi barwę osoba na której się zatrzymają traci dech i potrafi myśleć tylko o tym jak strasznie się boi. Te oczy zdają się wyrywać z człowieka duszę i to w najmniej delikatny sposób. Zawsze mnie to ciekawiło, bo jako ich właściciel jako jedyny nigdy nie doświadczyłem tego stanu przerażenia.
- Tak tak wiem - wywróciłem oczami- Są ze mną spokrewnieni i ktoś chce ich zabić. Jakim cudem jest ich tak wielu, a nigdy ich nie spotkaliśmy?
- Z tego co wiem tylko jedna osoba zna odpowiedź na to pytanie - mruknęła Lin.
- Farabi dalej wpatruje się w przestrzeń- westchnął gromowładny - Nie ruszyła się ani o centymetr, nie reaguje na żadne bodźce i nie przyjmuje pokarmów.
- Unika odpowiedzi - mruknąłem kopiąc butem kamień.
- Jesteś pewien?
- Może wytrzymać bez jedzenia i wody przynajmniej 8 dni, a minęły 2. Nic jej nie będzie.
- Jak to 8? - zdziwiła się Sigyn - Skąd wiesz?
- Bo ja wytrzymałem 10 - wzruszyłem ramionami.
Przyjaciele spojrzeli na mnie oczami jak spodki.
- Kiedy? - wychrypiał gromowładny.
- Jak miałem 12 lat. Chciałem sprawdzić ile wytrzymam. Wiesz, że nigdy nie jadłem dużo.
- Wiem, ale to jest absurdalne! Nikt tyle nie wytrzyma.
- Bracie - spojrzałem na niego z pobłażaniem - ile niemożliwych rzeczy działo się w ostatnim czasie?
Zapadła cisza, a ja nie zwarzając na niezręczność sytuacji zawołałem Haimdalla, który natychmiast przeniósł nas spowrotem do Asgardu.
Ruszyłem w stronę pałacu, ale Sigyn złapała mnie za rękę zatrzymując w miejscu.
- Dokąd idziesz?
- Do Farabi. Zbyt długo już unika moich pytań. Zmuszę ją do odpowiedzi, chodźbym miał przejąć jej umysł i wykraść je siłą.
- Loki to twoja matka! Nie możesz tego zrobić.
Wyrwałem rękę z jej uścisku.
- To tylko osoba, która dała mi życie. Nic dla mnie nie znaczy.
- Nie poznaję cię.
Westchnąłem i przytuliłem do siebię białowłosą.
- Taki właśnie teraz jestem - wyszeptałem- Nic na to nie poradzisz. Ludzie się zmieniają.
- Ale Fridze byś tego nie zrobił.
Zesztywniałem, a Lin jeszcze mocniej zacisnęła ręce na mojej szacie.
- Przepraszam Lok - wyszeptała - ale proszę. Nie rób tego.
Oddychałem płytko doprowadzając się do normalnego stanu, a gdy już się uspokoiłem pogłaskałem dziewczynę po gęstych włosach i delikatnie ją od siebię odsunąłem.
- Farabi to nie Friga.
Po tych słowach odwróciłem się na pięcie i pomaszerowałem w kierunku pałacu.

Nie zanudziłam was jeszcze na śmierć? Jak co to komentarze mile widziane 😚 i nie, to wcale nie brzmi desperacko 😂

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz