Rozdział 29

371 27 6
                                    

Stonąłem obok miejsca ukrytego przed ludzkimi oczami i ostatni raz rzuciłem okiem na Midgard. Zaśnieżone miasto migotało w oddali. Porośnięte nagimi drzewami obrzeża straszyły swoją surowością. Gdybym miał jakiś wybór zostałbym tu na dłużej, ale czas gonił niestrudzenie przypominając o ważnym zadaniu. Poza pagurkami i roślinnością, w miejscu w którym stałem znajdowała się niewielka grota. Miała może metr objętości. Jej wejścia strzegły kolczaste kszaczory. Dla wysokiego mężczyzny była to prawdziwa zmora, a ja mimo wąskiej talii, nie należałem do szczególnie drobnych osób. Trochę się zmieniło odkąd ostatni raz używałem tego przejścia.
Dziesiąte królestwo było dla mnie prawdziwą zagadką. Byłem w nim raptem dwa razy. Za każdym razem zmieniał się jego wygląd. Gdy przybyłem tu po porwaniu Sygin wszędzie wokół znajdowały się szmaragdowe skały, ale po wylądowaniu na szarym piasku zdałem sobię sprawę, że nic nie jest już takie samo.
Tak naprawdę nie miałem zbyt wiele czasu na rekonesans. Porywisty wiatr wznosił w górę glebę tworząc ograniczającą widoczność ścianę. Po podniesieniu się na nogi z trudem zdołałem umknąć przed gradem nasączonych trucizną strzał. Czułem się prawie jak na wojnie, ale z żadnej strony nie widziałem niczego poza piaskiem. Byłem w naturalnej półapce.
- A mogłem poczekać jeszcze dobę - warknąłem ukrywając się za kształtem przypominającym skałę. Nie sądziłem, że od razu zostanę zaatakowany. Poza szesnastoma sztyletami nie miałem przy sobie rzadnej broni. Mogłem albo walczyć, albo czekać, a zdecydowanie nie jestem tego zwolennikiem. Wyjąłem z sakwy jeden z większych noży. Po wyszeptaniu zaklęcia odrzuciłem go za siebie. Tak jak się spodziewałem chwilę później dobiegł do mnie jęk konającego mężczyzny a zaraz za nim krzyki jego towarzyszy.
- Zbliża się huragan! - ryk jakiejś istoty przerwał ciszę, a ja słysząc przekaz zaniechałem walki. To było jasne, że napastnicy będą woleli poszukać sobie jakiejś kryjówki, a nawet jeśli nie, mnie zdecydowanie by się ona przydała. Musiałem oszczędzać siły. Walka z brutalnym żywiołem nie była jakoś wysoko na mojej liście rzeczy do zrobienia. Jeśli chciałem dotrzeć do chłopców żywy, nie mogłem działać jak jakiś wariat. Potrzebowałem wytchnienia.
Kawałek od miejsca, gdzie siedziałem dostrzegłem centymetrowy prześwit. Była tam płacząca wieżba. Jej znaczny pochył świadczył o bliskości wody. Mogłem mieć pecha, ale w obecnej sytuacji moją jedyną nadzieją pozostawała rzeka. Idąc jej brzegiem trafiłbym pewnie na jakąś grotę.
Ruszyłem ostrożnie w kierunku prześwitu. Wystawiłem ręce, by nie wpaść na coś czego nie zauważę. W takich warunkach spacer był bardzo ciężki, a groźba śmierci wisiała nade mną wyraźniej niż zazwyczaj. Znajdowałem się w końcu w krainie, o której wiedziałem tyle co nic.
- Uważaj na głowe! - jakiś przytłumiony głos odezwał się tuż za mną, a ja niemal instynktownie odskoczyłem na prawo. Nad moją głową przeleciała strzała. Coś poruszyło się kawałek dalej. Byłem gotów na wszystko co mogło mnie spotkać, ale przez ryk huraganu nie usłyszałem kroków podchodzącej do mnie istoty. Chwilę później widziałem już tylko ciemność.

Rozdział miał być dłuższy, ale że dawno mnie tutaj nie było to go podzielę. Zostało chyba na oko z 15 rozdziałów do końca historii, więc zadam teraz moje standardowe pytanie. Wytrwacie? 😅

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz