Rozdział 13

423 35 14
                                    

Sigyn

Siedziałam na parapecie w mojej pięknej, prywatnej komnacie i czułam się zupełnie pozbawiona spójności. To było jakbym nie tylko ja była ale jakby siedziały we mnie jeszcze trzy odmienne kobiety i każda z nich przeżywała to samo w zupełnie inny sposób. Byłam całkowicie rozdarta. Część mnie pragnęła płakać, szarpać włosy i drapać. Część chciała odrzucić emocje i udawać, że wszystko jest w porządku. To jednak ta ostatnia JA sprawiała mi w tej chwili najwięcej bólu. Gdy moja trzecia dusza zjawiała się na horyzoncie, nie czułam już zupełnie nic i nic nie miało też dla mnie znaczenia. W sercu panowała pustka, na języku pojawiała się gorycz. Zupełnie zatracałam się wtedy w mojej prywatnej beznadziei i przestawałam ją już nawet zauwarzać. Przestawałam myśleć.
- Sigyn? - cichy głosik w pobliżu drzwi sprawił, że niechętnie skierowałam wzrok w ich stronę. Nie chciałam nikogo widzieć, ani z nikim rozmawiać ale to nic tutaj nie znaczyło. Miałam zbyt wiele obowiązków, by pozwolić sobie na rozpacz, nawet jeśli tego potrzebowałam. Byłam księżniczką.
- Co jest Desi? - spytałam sucho, mimo że wcale nie zamierzałam tak zabrzmieć - Stało się coś złego?
Dziewczyna wachała się przez chwilę a ja w tym czasie uniosłam brwi. Czarnowłosa rzadko wyglądała tak bezbronnie. Coś musiało być nie tak.
- Chodzi o Lokiego - wymamrotała - Zaszłam do stajni żeby nakarmić Slepnira jak to robię codziennie i zobaczyłam, że...że unosi się w powietrzu. Nie tak zwyczajnie tylko...tylko w takiej ciemnej...w takim czymś.
Westchnęłam przeciągle. Gdy chodziło o mojego męża i jego niebezpieczne zdolności, znałam wszystkie niemożliwe czy też możliwe dziwactwa. Naprawdę nie chciałam się tym jednak zajmować. Miałam żal do Laufeysona i do wszystkich wokół, bo nie dawali mi ani odpocząć ani zwyczajnie pomyśleć. Miałam żal do siebie, bo nie potrafiłam odpocząć.
- Zaraz to sprawdzę - obiecałam - Lepiej zobacz jak się trzyma Dimidium. Po ujrzeniu tego stwora mógł przypomnieć sobie Helheim i choć tego nie przyzna, będzie potrzebował towarzystwa. Zajmiesz się nim?
Młodsza skinęła głową.
- Zrobię co w mojej mocy - mruknęła opuszczając moje lokum - Skoro tak karzesz.
Westchnęłam cicho. Robienie za niańkę nigdy nie było wymarzonym zajęciem dla tej energicznej dziewczyny ale naprawdę jej teraz potrzebowałam. Moje dzieci zostały porwane, Loki udawał obojętnego, Thor chorował, Asgard podupadał. Nie byłam w stanie zająć się wszystkim będąc jedynie sobą. Potrzebowałam wsparcia.
Ignorując zmęczenie i poczucie niesprawiedliwości ruszyłam w stronę błoni, zbierając suknią szkaradne rzepy. Słońce chyliło się ku zachodowi, ptaki kończyły swoje trele. Nawet gdybym chciała nie potrafiłam jednak nazwać poprawnie tego pięknego widoku. Kłócił się on z tym co czułam i co przeżywałam a to było dla mnie nie do przyjęcia. Byłam zmęczona.
- Co na brodę Odyna! - wychrypiałam widząc dym nad niewielkim drewnianym budynkiem oraz czując pod stopani lekko drżącą ziemię. Potem doszedł do mnie odór spalenizny. Jak z bata strzelił pobiegłam czym prędzej w stronę stajni a to co ujrzałam w środku niesamowicie mnie przeraziło. Wszędzie ogień, spadające belki, czarna enargia rozbijająca się we wnętrzu niczym pijany bandyta. A w centrum tego haosu mój Loki. Oczy zaszły mu czernią, skura na czole lekko zbłękitniała, ramiona uniosły się znacznie mimo pozornej bezwładności. Ciche rżenie oderwało mój wzrok od śniącego bożka i sprawiło, że dostrzegłam pod jedną z belek, tragicznie uwięzionego Slepnira. Ignorując gorąc oraz duszący zabach, skupiłam całą energię i za pomocą pnączy odciągnęłam filar od przestraszonego zwierzęcia. Maluch był jednak zbyt oszołomiony żeby zrozumieć co się dzieję. Lekko chwiejąc się na nogach podbiegłam do niego, złapałam za złotą grzywę i wypchnęłam z zawalającego się budynku, parząc sobie przy tym rękę oraz rozdzierając suknie. Potem podbiegłam do unoszącego się w powietrzu męża.
- Loki na brodę Odyna! - zawołałam - Obudź się wreszcie!
Mężczyzna był zbyt zamroczony by coś zrobić a mój krzyk do niego nie docierał. Stajnia przechylała się coraz bardziej, ogień trawił deski i zmieniał je w popiół. Szansa na śmierć w tym chaosie była spora. Zbyt spora.
Mimo braku sił, uniosłam się lekko na oderwanej od podłoża skale i w desperacji rzuciłam się Lokiemu na szyję. Czułam wszystko. Nieznośny żar palący moją skórę, duszący dym otaczający płuca i kradnący oddech, drżenie podłogi, chłód znajomego ciała. Po chwili jednak wszystko zamarzło.

Tak. Dawno nie pisałam. Szkoła to zło ale przejdźmy już może do rozdziału 😅 Myślicie, że przesadziłam z tak nagłą zmianą klimatu tej części? Czekam na komentarze i do następnego ❤

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz