Rozdział 1

1.1K 104 8
                                    

Otworzyłem oczy i zobaczyłem wtuloną we mnie Sigyn. Wyglądała tak słodko, tak niewinnie. Odgarnąłem jej włosy z twarzy, a wtedy się obudziła.
- Dzień Dobry Lok - przywitała się poprawiając kołdrę.
Westchnąłem.
- Czy coś się stało? - spytała.
- Ciebie tu nie ma - wyszeptałem...

***
Tym razem już naprawdę otworzyłem oczy i mimowolnie spojrzałem na prawo. Ten sen zasmucił mnie jeszcze bardziej. Lin zniknęła 4 dni temu i nie miałem pojęcia dokąd się udała.
Odgarnąłem kołdrę i poszedłem się umyć. Byłem tak zdołowany, że nie patrzyłem na to czy leci woda ciepła czy zimna przez co ponownie przybrałem postać Jotuna. Wyszedłem z łazienki, ubrałem mój zwyczajny strój i udałem się na śniadanie. Przy stole siedział Thor, który na mój widok uśmiechnął się smutno.
- Nic nie mów - ostrzegłem, a blondyn obdarzył mnie pytającym spojrzeniem.
- Co masz na myśli? - spytał gdy zdał sobie sprawę, że zignorowałem jego wzrok.
Westchnąłem.
- Od 4 dni próbujesz mnie "pocieszyć" - mruknąłem - Mam już tego dość. Sigyn odeszła, a mnie nic nie jest.
- Właśnie widzę - prychnął - Chciałem tylko powiedzieć, że wyglądasz jakbyś miał ptasie gniazdo na głowie.
Spojrzałem w górę i jęknąłem. Zawsze dbałem o włosy i schludny wygląd, ale ostatnio zacząłem to zaniedbywać i brat mi to uświadomił. Machnąłem ręką i moje włosy znów były w nienagannym stanie, tak samo jak szata, która wcześniej była lekko pognieciona.
- Wybacz - mruknąłem.
- Lok przestań wreszcie udawać, że wszystko jest dobrze, bo wiem, że cierpisz.
Prychnąłem.
- Mam cierpieć, bo postąpiła słusznie?
- Loki wiem, że ją kochasz.
Spóściłem wzrok na jedzenie i skrzywiłem się widząc, że mój brat pochłonął 3/4 zawartości talerzy i półmisków.
- Bracie?
- Hmm?
- Nie oszukuj samego siebie - powiedział i wstał od stołu.
Westchnąłem przeciągle, gdy drzwi się za nim zamknęły. Nie znosiłem przyznawać gromowładnemu racji, ale w tym przypadku ją miał. To, że Sigyn odeszła bolało. Tylko raz powiedziałem jej, że ją kocham, ale zdawało się, że to jej wystarczało. Byliśmy razem 1 rok śmiertelników. To żałośnie krótki czas dla długowiecznych. 
W końcu również wstałem od stołu nie tknąwszy posiłku i wyszedłem z sali omal nie wpadając na Val.
- Loki? - zdziwiła się - Cieszę się, że w końcu wyszedłeś z komnaty.
- Uhm - mruknąłem i chciałem ją wyminąć, ale zagrodziła mi drogę.
- Chcesz znowu zamknąć się w pokoju?
- Na to wychodzi.
- Nie ma mowy! Idziesz ze mną - rozkazała i mimo moich protestów wyciągnęła mnie na dwór.
Zasłoniłem oczy przed słońcem, bo 3 dni siedziałem w zupełnych ciemnościach. Valkiria zachichotała, a gdy już przyzwyczaiłem się do światła wysłałem jej mordercze spojrzenie. Zbytnio się nie przejęła i ruszyła do ogrodów ciągnąc mnie za rękę. Usiedliśmy na ławce.
- O co się pokłuciliście? - zaczęła, a ja jęknąłem.
- Czemu wszyscy tak bardzo pragną mieszać się w moje życie?
- To się nazywa troska. Odpowiedz!
- Odkryła coś, ale to nieistotne. To cud, że tyle ze mną wytrzymała.
Wspomnienie dzisiejszego snu zamajaczyło w mojej głowie i natychmiast zrzędła mi mina.
- Wporządku? - spytała wojowniczka.
- Tęsknię za czasami, w których chciałaś mnie zabić, a nie zrozumieć.
- Spokojnie. Dalej mam ochotę to zrobić - zaśmiała się - Dobra, jutro cię pomęczę. Masz ochotę się napić?
- Jeszcze nie jestem na tyle zdesperowany- mruknąłem.

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz