Rozdział 7

691 79 4
                                    

Wszedłem do pokoju i uderzyłem pięścią w stół.
- Dość tego! - warknąłem- Masz mi wyjaśnić co się dzieje!
Farabi odwróciła głowę w moją stronę i wysłała mi kpiący uśmiech.
- Zastanawiałam się ile wytrzymasz - parsknęła.
Zacisnąłem dłonie w pięści i uspokoiłem oddech z całej siły powstrzymując się, żeby jej nie rozszarpać. Można było mi zarzucić wszystko, ale nigdy nie uderzyłbym kobiety, chyba że byłbym zmuszony.
- W co ty grasz?
- Jesteś niestabilny. Nic dziwnego w sumię.
- Nie analizuj mojego stanu tylko mów co tu się dzieje - wysyczałem.
- Proszę bardzo - wzruszyła ramionami - Zgaduję, że znaleźliście ofiary Retusa. Ile ich jest?
- Zbyt wiele by liczyć - mruknąłem- Czego on chce? Kto to w ogóle jest? Czemu tych ludzi jest tak wielu?
- Teles miał czwórkę dzieci - zaczęła -Gdy dowiedział się, że po ich śmierci umrze kawałek wszechświata przeniósł je w pewne miejsce i dał im opiekuna. Zarówno dzieci jak i opiekun mieli potomków, a role pozostawały niezmienne. W ten sposób zrodziła się społeczność, w której wszyscy byli bezpieczni. Jednak sto lat temu następca opiekuna postanowił przejąć władzę nad społecznością i odkrył, że zabijając nas, zyskuje moc. Początkowo byliśmy posłuszni, ale Retus był wiecznie nienasycony i zostaliśmy zmuszeni do ucieczki. On jednak znalazł sposób by nas wytropić i owoce jego szaleństwa już widziałeś.
Mówiła tak rzeczowym, zimnym tonem, że każdego poza mną przeszedłby dreszcz. Ja jednak tylko pokiwałem głową i przysunąłem krzesło do jej łóżka.
- Mówiłaś, że jak ja umrę to drzewo też umrze. O co ci chodziło?
- Norny - westchnęła - Nasz ród jest najczystrzej krwi. Teles miał czarne włosy i szmaragdowe oczy. Poza naszą dwójką nikt w społeczności takich nie ma. Tak samo jak nikt nie posiada tak wielkiej mocy...
- Co to znaczy najczystrzej krwi? - przerwałem jej z lekką obawą.
- Teles miał czwórkę dzieci, dwójka z nich..
- Nie kończ - przerwałem jej.
Zrobiło mi się słabo, a świadomość, że należę do kazirodczego rodu sprawiła, że byłem bardzo bliski torsji.
Kobieta wybuchnęła śmiechem, a ja wysłałem jej lodowate spojrzenie.
- To tylko dziedzictwo Telesa. Nie robili tego z przyjemności, ale z obowiąsku.
- Brat z siostrą? To niemoralne i nieetyczne! Tak przez ponad milion lat?
- Owszem - ponownie wzruszyła ramionami - Jestem jedyną która przerwała linię, ale wyszło mi to na dobre. Chyba.
- Czemu przerwałaś? Laufey napewno nie był tego wart.
- Myślisz, że miałam wybór? Porwał mnie.
Przełknąłem ślinę.
Za...dużo. Za dużo.
Podniosłem się z krzesła, ale zakręciło mi się w głowie więc podtrzymałem się ściany i stawiając niepewne kroki opuściłem pomieszczenie. Mówiła to wszystko tak obojętnie jak ja i przeklinałem w duchu fakt, że tak niewiele nas różni. Nie powiedziała mi jeszcze wprawdzie o co chodziło z nornami, ale jak narazie miałem zbyt wiele do przemyślenia by się tym przejąć. Z każdym jej słowem czułem coraz większą odrazę do samego siebie i nie była już ona spowodowana byciem jednym z lodowych olbrzymów.
Za dużo informacji. O wiele za dużo.
Skierowałem się do komnaty i opadłem na łóżko. Głowa pólsowała bólem a serce biło jak szalone. Jeszcze chwilę temu wszystko było dla mnie nudne i męczące. Teraz nowe informacje rozrywały moją duszę na drobne kawałki i zatruwały umysł. Najgorsze jednak było to, że to nie był koniec, że musiałem dowiedzieć się więcej, mimo że wszystko w moim ciele krzyczało żebym tego nie robił.
Potrzebowałem zapomnieć, choć na chwilę oczyścić umysł, bo nigdy w życiu nie opanowało mnie tyle emocji na raz. Skuliłem się i przyciągnąłem do siebię poduszkę.
Zaśnij! Zaśnij! Zaśnij! -powtarzałem w kółko tak długo dopuki waktycznie nie zmorzył mnie sen.

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz