Rozdział 26

801 85 0
                                    

Szybko rozniosło się, że objąłem władzę i sytuacja w Asgardzie wróciła do pierwotnego stanu. No...mniej więcej. Rosnące wszędzie pnącza uniemożliwiały niemal zupełnie przemieszczanie się ludzi i utrudniały życie obywateli. Najgorsze jednak było to, że z ich powodu wszelkiej maści inne rośliny nie mogły rosnąć i powoli brakowało nam żywności. Całe dnie spędzałem na przeglądaniu ksiąg ale nie znalazłem do tej pory rzadnej wskazówki. Mój lud bał się. Ja też się bałem. Mój nieodpowiedzialny brat swoim stanem przyczynił się do tego, że nadzieja na rozwiązanie problemu powoli gasła w oczach nawet najlepszego optymisty.  Poleciłem Asą wychodzić z domów tylko po codzienne porcje żywności i wody, co zaowocowało buntem, który szybko stłumiłem. Nadawałem się na władcę, ale obawa dalej kwitła w moim sercu.
- Tam gdzie to się zaczęło, tam gdzie to się zaczęło - powtarzałem w kółko kręcąc się po komnacie.
Val siedziała na łóżku wodząc za mną wzrokiem i głaskając Węża Midgardu, który łasił się do niej niczym kot.
- Może zrobisz sobię przerwę - zasugerowała.
- Przerwę? Przerwę?! Wiesz ilu Asgardczyków umarło już z głodu?! 12!
- Wiem, ale niedługo do nich dołączysz tyle, że nie tylko z powodu głodu, ale również wyczerpania. Kiedy ostatnio spałeś? A jadłeś?
- Jestem Jotunem- mruknąłem - Nie potrzebuję wiele snu czy pokarmu.
- Ale jednak potrzebujesz.
- To nie jest teraz najważniejsze.
- Loki rozumiem, że się martwisz, ale zrozum. Doprowadzając się do takiego stanu tylko się osłabisz, a potrzebujemy silnego króla.
Westchnąłem.
- Masz rację - przyznałem.
Usiadłem obok dziewczyny, a Jarmi natychmiast przeniósł głowę na moje kolana.
- Ta sytuacja po prostu doprowadza mnie już do szału.
- Nie tylko ciebie - mruknęła.
- Tyle, że...
- Wiem. Prześpij się.
- Ale...
- Żadnych ale! - przerwała mi - Posłuchaj chociaż raz mojej rady i odpocznij.
- No dobrze - westchnąłem- ale dopilnuj, żeby nikt w tym czasie nie umarł.
- Zrobię co w mojej mocy - zapewniła.
Wyszła, a ja ułożyłem się na łóżku. Wątpiłem, że zasnę mimo ogromnego wyczerpania i żołądka domagającego się posiłku, ale jednak się udało.  Nie spałem długo, może 40 minut, ale gdy otworzyłem oczy poczułem się znacznie lepiej. Przyszedł mi też do głowy pomysł, który natychmiast wcieliłem w życie.

***
- Nie wierzę, że śmiesz mnie o to prosić! - prychnęła opierając się o szybę.
Wyglądała źle, jak większość osób przebywających w Asgardzie jak i pewnie poza nim.
- Błagam Gullweig. Nie raz przywoływałaś duchy z zaświatów.
- Owszem, ale żaden z nich we mnie nie wchodził.
- Na litość przecież dam ci coś w zamian!
Wiedźma podniosła się z ziemi i skrzyżowała ręce na piersi.
- A co ty możesz mi dać? - prychnęła - Więcej jedzenia? Wiem, że królestwo głoduje.
- Wypuszczę cię - odparłem.
Heid wybuchnęła śmiechem.
- Jesteś kłamcą Loki. Nie dotrzymasz słowa!
- Nie widzisz, że jestem zdesperowany? Wypuszczę cię od razu po rytuale.
- Mogę cię zabić - zauważyła.
- A próbuj, ale to nie zwróci życia ani Waliemu, ani twojemu ojcu.
Milczała przez chwilę zbita z tropu.
- No dobrze - mruknęła- ale jeśli mnie oszukasz...
- Tak wiem, zabijesz mnie.
    

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz