Rozdział 3

493 50 14
                                    

Loki

Leżałem na łóżku w niewielkim mieszkaniu i patrzyłam jak z sufitu złazi stary gips. Od dwuch lat żyłem na Midgardzie, pod postacią studenta i mimo że tęskniłem za domem, to czułem, że nie powinienem wracać do Asgardu. Zbyt wiele się wydarzyło, żebym mógł tak po prostu o tym zapomnieć i jak gdyby nigdy nic, udawać idealnego ojca. Moi synowie na to nie zasłużyli.
Wybrałem Midgard, ponieważ wiedziałem, że moja nienawiść do tego miejsca sprawi, że nikomu nie przyjdzie do głowy szukać mnie właśnie tutaj. Nie było jednak tak źle jak zakładałem. Po przyzwyczajeniu się do elektroniki i innych ziemskich urządzeń, zacząłem chodzić na wykłady, które okazały się wyjątkowo nudne. Znałem wszystkie odpowiedzi, upokarzałem profesorów, a cały zarząd patrzył na mnie jak na geniusza, którym zresztą jestem. Schlebiało mi to bardzo, ale że szybko się nudzę, to zaraz znalazłem sobie ciekawsze zajęcie, którym było uprzykrzanie życia innym studentom oraz napotkanym na ulicy przechodniom. To dopiero sprawiło mi jako taką przyjemność i dlatego właśnie postanowiłem zostać w tym świecie nieco dłużej.
Podniosłem się z łóżka, nalałem sobie lampkę wina i przeniosłem się na podniszczony fotel z zamiarem zanurzenia się w kolejnej interesującej lekturze. Zdążyłem jednak jedynie usiąść, gdy dziwne uczucie w sercu sprawiło, że upuściłem kielich, roztrzaskując go przy tym na kawałki. Czerwona ciecz rozlała się po betonowej podłodze, pomieszczenie przez chwilę wirowało, a ja cały ten czas siedziałem nieruchomo patrząc na energię międzywymiarową, którą rozproszył pewien nieznaczny wybuch mocy. To zwiastowało kłopoty.
Gdy moje serce przestało walić jak oszalałe, natychmiast zerwałem się z miejsca i ignorując szkło oraz zawroty głowy, doskoczyłem do stojącej na taborecie misy. Uklęknąłem nieporadnie, przyłożyłem lodowatą dłoń do rozgrzanego czoła, a gdy poczułem się nieco lepiej, wypowiedziałem cicho, znajome zaklęcie. Woda w naczyniu zafalowała i ujrzałem w odbiciu, śliskiego, złoto-czarnego gada, który wypełzał właśnie z Helhaimu, poprzez wybity w materii otwór. Przerażenie zacisnęło gruby sznur na moim sercu, a oddech w jednej chwili utknął w gardle sprawiając, że jedynym dźwiękiem wydbytym z mojego ciała, był cichy jęk. Zamachnąłem się i odrzuciłem misę, a znajdująca się w środku woda, natychmiast zmieszała się z rozlanym wcześniej winem i podpłynęła strumieniem pod moje bose stopy. Tego było za wiele.
- Loki? - usłyszałem znajomy głos, który jeszcze chwilę temu skutecznie blokowałem. Rozpacz kobiety była jednak zbyt silna, żeby moje zaklęcie zdołało powstrzymać wzmocnioną łzami więź.
Podniosłem się z kolan, oparłem o ścianę i spojrzałem w górę, na popękany od wilgoci sufit. Nie chciałem odpowiadać na niewypowiedziane pytanie, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, że białowłosa czuje odnowione połączenie. Nie zamierzała go również ignorować.
- Loki, wiem że mnie słyszysz - wyszeptała tak cicho, jakbyśmy znajdowali się na różnych planetach, a nie na jednej - Wiem też, że wyczułeś iż stało się coś złego.
Dalej milczałem, a niepokój wzrastał z każdą sekundą. Ból mojej żony był wyczuwalny nawet z tak dużej odległości, a przerażenie chłopców, które czułem w jakimś nieokreślonym przez więź miejscu, sprawił, że nie miałem wątpliwości co do losów moich najbliższych. Po trzech latach spokoju, znów nastały mroczne czasy, ale tym razem stawką nie był cały wszechświat, tylko coś o wiele cenniejszego. Chodziło o życie moich dzieci.
- Co się stało? - wychrypiałem obawiając się odpowiedzi, która w tej sytuacji była oczywista.
- Zabrał ich - powiedziała łamiącym się głosem, a przez dźwięk tych słów, poczułem spływającą mi po policzku pojedyńczą łzę  - Zabrał chłopców.

Wraca Loki!!!
Dwa dni wcześniej😏

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz