Rozdział 31

545 61 13
                                    

Zgaduję, że mam się gęsto tłumaczyć? 😬

To był niezły pomysł. Nawet świetny, więc dziwiłem się, że sam na niego nie wpadłem. W końcu Retus nie może mnie wykiwać jeśli znajdę to miejsce jako pierwszy.
Sęk w tym, że położenie świętego drzewa jest nieznane, a wskazówki obrosły mianem mitu. To jednak nie było dla mnie problemem, w końcu nie raz miałem doczynienia z legendami. Dla midgardczyków chociażby niedawno sam byłem mitem.
Przejrzałem chyba wszystkie księgi na temat drzewa, a jedynym co mogłoby być przydatne okazało się zdanie, że drzewo jest w oku wszechświata.
Co to niby ma znaczyć?
Zrezygnowany oparłem podbródek na dłoni i przyglądałem się wygasającej kuli. Lin zostały może ze 4 dni, jak nie mniej. Bałem się. Tak strasznie się bałem, że nie zdążę i moja narzeczona umrze, a co gorsze, że zostanie wykorzystana do zniszczenia wszelkiej materii.
- Musisz odpocząć - powiedziała Val opierając się o framugę.
- Ilę ja razy już to słyszałem - westchnąłem- Sęk w tym, że teraz Lin może zginąć.
- Jak porwał ją Wali, też mogła - zauważyła - Jak zbudziła się jej moc tak samo. Zawsze jakoś dawałeś radę ją ocalić.
- Jak porwał ją Wali zginęła, pragnę zauważyć - mruknąłem - Poza tym, dobrze wiesz, że zagrożenie jest większe.
- Jest większe za każdym razem. Pogódź się z tym i nie waż mi się tracić nadziei.
- Wiesz co myślę o nadziei - prychnąłem.
- W takim razie pora zmienić tok myślenia - stwierdziła - Odpocznij.
Niechętnie podniosłem się z miejsca i ruszyłem na dziedziniec. Wokół kręciło się mnóstwo Asów, szeptając jeden do drugiego na mój widok. Przeszkadzało mi to, ale jednak nie rzuciłem się na żadnego z bronią. Byłem zbyt zmęczony. Jormi sunął obok mnie jak zawsze gdy szedłem się przejść, a mimo to ludzie wciąż patrzyli na niego z niepokojem. Mogliby się w końcu przyzwyczaić.
W pewnej chwili dostrzegłem półgłówka medytującego na brzegu fontanny. Nie powiem, intrygujący widok.
- Cześć - przywitałem się.
- Możesz nie nazywać mnie w myślach półgłówkiem?- mruknął nie otwierając oczu.
- Skąd wiesz, że cię tak nazywam? - zdziwiłem się.
- Desi robi to samo. To, że nie mam imienia nie znaczy, że można je zastąpić przezwiskiem.
Wzruszyłem ramionami.
- W takim razie nadaj sobie jakieś.
Dzieciak otworzył oczy i popatrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Nieodgadnionym, bo miał jej tylko pół, więc...
- Co? - zdziwił się.
- Nadaj sobie jakieś imię. W Helheim są one zbędne, ale wszędzie indziej ludzie wolą wiedzieć jak się do kogoś zwracać.
Chłopak zmarszczył brew.
- Pan mówił, że stworzenia Hel nie zasługują na miano.
- Może i tak - ponownie wzruszyłem ramionami- ale przecież ty jesteś nim tylko w połowie.
Zastanawiał się przez chwilę.
- Dimidium - powiedział w końcu.
- Co?
- To po łacinie pół.
Uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Miło mi cię poznać Dimidium - powiedziałem.

Nie zabijajcie proszę 😟 Wiem, że dawno nie było rozdziałów, a ten jest krótki. Nie chcę się tłumaczyć ani nic. Powiem po prostu przepraszam 😕 Mam nadzieję, że jeszcze tu jesteście.

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz