Rozdział 30

779 77 3
                                    

Przeszedł mnie zimny dreszcz, a oczy zmieniły barwę nim zdążyłem się opanować.
- Lok? - głos Sigyn wyrwał mnie z tego stanu, ale moja reakcja nie umknęła ich uwadze.
Odchrząknąłem, by poczuć się pewniej i mruknąłem coś, że muszę to przemyśleć. Odwróciłem się i oddaliłem. Moje myśli szalały, a ja nie potrafiłem skupić się na jednej. Stalowy las najczęściej pojawiał się w moich koszmarach i pewnie nie tylko moich. Było to miejsce tak okrótne, niebezpieczne i nieprzewidywalne, że najpewniej nazwanie go najstraszniejszym miejscem we wszechświecie nie stanowiłoby dużej przesady. Ludzie, którzy tam trafiali najczęściej już nigdy nie wracali, a jeśli jakimś cudem udało im się wydostać, tracili zmysły. Nikomu nigdy o tym nie mówiłem, ale jako nastolatek wybrałem się do tego przeklętego lasu. Chciałem przekonać samego siebie i później również brata i jego przyjaciół, że jestem od nich lepszy, odważniejszy. Nie wierzyłem w opowieści o tym miejscu i chciałem sam się przekonać jak tam jest. Porzałowałem słono swojej buty, ale przeżyłem. Ledwo. Po powrocie przez tydzień nie wychodziłem z łóżka kłamiąc, że jestem chory. To było jedno z najbardziej przerażających doznań w moim życiu i świadomość, że tylko tamtędy można dostać się do centrum 9-ciu królestw była bardziej przytłaczająca niż wszystko inne. Wprawdzie była jeszcze opcja z zakazanym zaklęciem, ale...Te zaklęcia nie były dokładne. Mniej niebezpieczne kończyły się często kilkudniową amnezją, albo utratą jakiejś części ciała, a te bardziej niebezpieczne, do których zapewne to zaklęcie miało należeć, rozrywały często maga na miliony kawałeczków i rozpraszały po całym wszechświecie. Nie bez powodu ich zakazano.
Nie miałem na coś takiego ochoty, dlatego pozostawała podróż przez bór, na co również nie miałem ochoty, ale czy miałem wybór?

***
Gdy spakowałem cały bagaż pojawiła się Lin i postawiła swój obok mojego.
- Ty zostajesz - powiedziałem nawet na nią nie patrząc.
- Właśnie, że idę z tobą. Potrzebujesz mnie.
- Potrzebuję spokoju. Nie mogę się tobą opiekować, bo sam nie wiem czy przeżyję.
- Nie potrzebuję ochrony, a ty nie wydostaniesz się beze mnie z zamku.
- Niby czemu? Biorę statek.
- Wielu próbowało tak uciec. Roślina ich dosięgła.
- Oni nie byli mną. Z resztą i tak się nie przydasz.
Białowłosa złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą, mimo moich protestów. Otworzyła główne drzwi narażając nas tym samym na atak pnączy i wyciągnęła przed siebie ręce.
Byłem w tak wielkim szoku, że nie mogłem się ruszyć. Roślina nie dość, że nie zaatakowała, to jeszcze zaczęła się cofać.
- Jak...? Jak to możliwe? - wychrypiałem.
- Ziemia to mój żywioł - odparła - Rośliny są jej częścią. Ćwiczę to od tygodnia, ale dopiero dzisiaj się udało. Jestem ci potrzebna Lok.
Biłem się z myślami, ale w końcu musiałem przyznać przed samym sobą, że dziewczyna ma rację.
- Tylko nas nie zabij - mruknąłem i ruszyłem spowrotem do komnaty, by się upewnić, że niczego nie zapomniałem poza zdrowym rozsądkiem.

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz