Rozdział 30

377 24 16
                                    

Zanim otworzyłem oczy poczułem na ciele okropny chłód. Leżałem na zimnej skale w jaskini. Na zewnątrz szalała zamieć. Nie powinno mnie to zdziwić, bowiem domyślałem się, że klimat tego świata jest nadwyraz osobliwy, ale mimo wszystko wbiłem wzrok w niecodzienny krajobraz. Skały zastąpiły zaspy. Piasek przemienił się w śnieg. Byłem pewien, że nie straciłem przytomności na więcej niż dobę, a mimo to otoczenie przybrało tu skrajnie odmienną formę.
- Obudziłeś się wreszcie - chrapliwy głos za moimi plecami wywołał niecodzienne dreszcze. Znałem osobę, która do mnie przemówiła. Pojawienie się jej nie zwiastowało niczego dobrego. Nic dziwnego, że zanim postanowiłem się odwrócić musiałem dać sobię chwilę czasu. Surt nie płonął nieskończonym ogniem jak wtedy gdy ostatnio go widziałem. Przypominał zastygłą magmę zlepioną w człowieka. Jego czerwone ślepia znacząco przygasły. Mogła być to wina klimatu, który do najcieplejszych nie należał, ale za słabo znałem anatomię ogniowych gigantów, aby mieć co do tego absolutną pewność.
- Zgaduję, że przysłał cię ojciec - mruknąłem w stronę wystygłego księcia - Czegokolwiek chce, wybrał sobię naprawdę fatalny moment na domagania się spłaty długu.
Surt westchnął przeciągle. Obaj wiedzieliśmy, że nie chce tu być i nie musiałem patrzeć, by być tego w pełni świadomym. Gdy przybyłem do Surtura z prośbą o pomoc, ta dwójka była już skłócona od wieków. Książe domagał się niezależności. Ta próśba nie była jego ojcu na rękę. Taka relacja nie mogłaby wyjść na dobre nawet najbardziej kochającej się rodzinie. Oni taką nie byli.
- Gdy przybyłeś by pomógł ci z opanowaniem mocy, wiedziałeś na co się piszesz - odpowiedział wyuczonym tonem - Pocieszę cię jednak, bo ojciec wyjątkowo nie chce utrudniać ci odbicia dzieci. Chce żebyś zabił tego gada.
Uniosłem brwi. Niby wiedziałem, że przysłowie "wróg mojego wroga..." ma się całkiem nieźle w dziewięciu królestwach, ale naprawdę nie przypuszczałem, że gigant będzie chciał narazić się władcy Helhaimu. Wśród czarnych charakterów obowiązywał niepisany kodeks. Coś o tym, żeby zawsze spodziewać się zdrady. Zasada "nie ufaj nikomu". Była jednak jedna reguła, która wydawała się większości wręcz oczywista. Choćby nie wiem co, z Helheimem się nie zadziera.
Dla dobrych gości świętością była Walhalia. Wejście do niej było wielkim zaszczytem. Napaść na nią największą zbrodnią. Dla postaci negatywnych było to głupotą, ale większość z nas doskonale wiedziała, gdzie od dawna zapisano nam miejsce. Nie chcieliśmy się narażać.
- Mogę wiedzieć czym podpadł Nidhoggowi, że teraz pragnie jego śmierci? - mruknąłem - Ja tam wiem czemu łuskowaty się na mnie mści, ale o ich wojnie słyszę po raz pierwszy.
- Możliwe, że król zawarł umowę, której nie ma ochoty dotrzymać - wyznał z niechęcią - Normalnie bym to zataił, ale ojciec zmusił mnie aby ci towarzyszyć. Muszę się jakoś odpłacić.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. To jasne, że Surtur chciał bym spłacił dług, nim niechybnie zginę. Jego syn ocalił mi życie. Takie towarzystwo mogło być bardzo pomocne. Pozostawał tylko jeden mały problem. Nie wiedziałem czy zdołam go zabić.
- Co się stanie gdy tego nie zrobię? - spytałem z wachaniem - Twój ojciec spali mnie wiecznym ogniem?
- O wiele gorzej Laufeyson - westchnął - Dopadnie twoich najbliższych.

Długo mi to zajęło, ale wreszcie jest. Zaczynam zamykać wątki 😅 Co myślicie?

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz