Rozdział 37

1.4K 136 11
                                    

- Którędy?
- W prawo! - odparłem, a kobieta ruszyła za mną.
Przebyliśmy całą długość korytarza i zaatakowaliśmy czekających tam strażników. Narazie element zaskoczenia wystarczał i nie musiałem używać mocy naturalnej. Prawda była taka, że owszem pokonywałem sam całe armie, ale to było wtedy, gdy traciłem kontrolę nad własną mocą. Magia naturalna, była potężna, ale nie potrafiłem jej okiełznać, dlatego obiecałem Fridze, że nie będę jej używał. Wprawdzie czasem z niej korzystałem, ale tylko w niewielkim stopniu, by nie mogła mną zawładnąć.
- Za tobą! - krzyknęła Natasza, a ja odepchnąłem czarami napastnika.
Nie było ich wielu, ale byli 4 razy wytrzymalsi i w końcu zaczęliśmy tracić siły. Wahałem się jednak. Oprócz mocy naturalnej było jeszcze coś, czego mogłem urzyć, ale na samą myśl czułem obrzydzenie.

***
- A więc jednak się zjawiłeś? Cieszę się.
- Pokaż się kreaturo! - warknąłem.
Z cienia wyłoniła się postać przypominająca nieco człowieka, ale nienaturalnie zgarbiona i z przydługimi niefunkcjonalnymi kończynami. Głos potwora był piskliwy i zachrypnięty co stanowiło dziwną mieszankę. Na domiar złego pobrzmiewał również w mojej czaszce.
- Ponoć dowiedziałeś się o swoim pochodzeniu.
- Skąd wiesz?
- Skutki twojej furii w Midgardzie pozwoliły mi domyślić się co się stało.
- Mów czego chcesz!
- Pomóc ci.
- Nie potrzebuje pomocy.
- A nie chcesz dowiedzieć się niczego o swojej mocy?
Miałem już odejść, ale słowa stwora mnie zaciekawiły.
- O czym mówisz?
- Jesteś potężny książe, nawet nie wiesz jak bardzo. Jako dziecko odkryłeś w sobie ogromne pokłady mocy naturalnej i na dodatek twoja przybrana matka nauczyła cię zaklęć.
- Do czego zmierzasz?
- Oprócz tego posiadasz moc Jotuna, ale większą niż inni.
- Jak to?
- Przez twoją mutacje. Jesteś zbyt drobny jak na lodowego olbrzyma i twoja naturalna powłoka bardziej przypomina ludzką. Masz tyle samo mocy, w drobniejszym ciele, więc można powiedzieć, że masz jej więcej, bo nie rozkłada się ona tak jak przy ogromnych Jotunach i nie zabarwia na stałe twojej skóry. Jesteś potężniejszy od każdego lodowego olbrzyma, nawet twego ojca.
- Nie nazywaj go tak!- warknąłem- Laufey nie jest mym ojcem.
- Czyżbyś dalej nie potrafił pogodzić się z prawdą?
Milczałem.
- Tak. Czuje jak wypełnia cię pogarda, a wręcz obrzydzenie do twojego narodu i do samego siebie - jego głos był mocniejszy, a moja głowa bolała coraz bardziej.
- Przestań!- krzyknąłem.
- Twoja furia, twój gniew, to nie są twoje prawdziwe uczucia do prawdy.
- Zamilcz!
Głos potwora coraz bardziej przybierał na sile.
- Swoją wściekłością maskujesz ból. Chcesz, by inni cierpieli, bo nie chcesz cierpieć w samotności. To dlatego przynosisz ból, to dlatego...
Zamachnąłem się mieczem, a głos poczwary ucichł. Spojrzałem na jego zwłoki z pogardą.
- Tak to jest, gdy ktoś wie za dużo- prychnąłem.

***
- Loki otrząśnij się i mi pomóż- krzyk ródowłosej wyrwał mnie z zamyślenia.
Niechętnie przemieniłem się w Jotuna, a wszyscy ochroniarze natychmiast utknęli zamrożeni w lodzie. Kobieta cofnęła się o krok pszestraszona, a ja przybrałem znów swoją zwykłą postać.
- Co to było? - Wychrypiała Natasza.
- Coś czego nie lubię robić - mruknąłem.
- Stark? - powiedziała do słuchawki - Czysto przy wschodnim skrzydle.
~ Przyjąłem. Już do was lecimy.
- O i przekaż Thorowi, że mam do niego kilka pytań.
Przewróciłem oczami. Teraz pozostawało wprowadzić w życie 2 część planu.

I co myślicie?
Ps. Pozdrawiam ThisIsane, która pod niemal każdym rozdziałem dodaje komentarz. Dzięki wielkie, to dla mnie naprawdę wiele znaczy 🙂.

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz