Rozdział 17

633 71 14
                                    

Minęły 2 tygodnie od zniknięcia Sigyn i cały wszechświat zdawał się już zapomnieć, że w ogóle coś się wydarzyło. Byłem z tego powodu dość roztrojony, bo w Asgardzie panował niesamowicie irytujący spokój i chyba tylko ja wyczuwałem wiszące w powietrzu napięcie. Czemu zawsze jak coś ważnego się wydarzy, następuje potem wręcz komicznie długa przerwa, żeby efekty tego co się stało uderzyły w nas w najmniej odpowiednim momencie?
To niesprawiedliwe!
Retus nie mógł jednak tak po prostu zacząć rytuału i zniszczyć rzeczywistość zwykłym pstryknięciem palcami, tego byłem pewien. Musiał najpierw dostać się do pnia jesionu Yggdrasil, a nikt nie wiedział gdzie on się znajduje. Zdecydowanie nie był on w centrum wszechrzeczy, czyli tam gdzie udaliśmy się z Lin kilka miesięcy temu by powstrzymać złe pnącza, bo to było tylko miejsce gdzie powstał. Święte drzewo miało bowiem to do siebie, że potrafiło dobrze się schować i przez miliony lat nikt go nie odnalazł. To stanowiło dla mnie liche pocieszenie, bo wiedziałem, że puki co, demon nie może skrzywdzić białowłosej. Była mu potrzebna żywa.
Co do mnie to całe dnie spędzałem w bibliotece, próbując przewidzieć następny ruch przeciwnika i co za tym idzie, studiując wszystkie księgi związane ze świętym drzewem.
- Sypiasz wogóle? - spytał Thor siadając obok mnie przy stole.
- Nie mam czasu. Nie przeszkadzaj - mruknąłem nie odwracając wzroku od kartki.
- Bracie posłuchaj - zaczął - Nie znajdziesz nic, jak będziesz przemęczony.
- Nie znajdę nic jak będziesz zawracał mi głowę - prychnąłem.
Gromowładny już nic nie powiedział, tylko zamknął czytaną przeze mnie księgę i odłożył ją na swoje miejsce.
- Ej! - zaprotestowałem.
- Wyjdź na świerze powietrze - polecił - Twój umysł potrzebuje odpoczynku.
- To była twoja wymówka, gdy Frigga zaganiała nas do nauki - przypomniałem.
- Teraz to nie wymówka. Wyglądasz jak zjawa. Nawet bardziej niż zwykle.
- Dzięki - mruknąłem.
Brat tylko wzruszył ramionami i siłą wyciągnął mnie z pomieszczenia. Zasłoniłem oczy przed rarzącym słońcem i usłyszałem za plecami znajomy chihot.
- Chyba mam deja vu - zaśmiała się wesoło, a ja przewróciłem oczami.
- Wtedy było inaczej.
- Ta. Wielka mi różnica - prychnęła - Thor cię wywlókł, a nie ja i tylko tyle się zmieniło.
- Litości! Moje uszy! - jęknąłem słysząc słowo midgardczyków, a dziewczyna ponownie wybuchnęła śmiechem.
- Chodź do ogrodów - poleciła.
Nie protestowałem, bo nic by to nie dało i po prostu ruszyłem posłusznie za Valkirią.
Usiedliśmy na ławce przed pomnikiem Friggi i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Przed przyjaciółmi nigdy bym tego nie przyznał, ale naprawdę potrzebowałem tej przerwy. Mój umysł znacznie się rozjaśnił i mimo, że dalej chciało mi się spać to przynajmniej nie tak bardzo.
- Ona żyje prawda? - spytała cicho Val.
Spojrzałem na nią i dostrzegłem, że również ma podkrążone oczy. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałem, że nie tylko ja martwię się o Lin. Valkiria była jej siostrą i z całą pewnością umierała ze strachu o los białowłosej.
- Żyje - powiedziałem z całkowitą pewnością - Retus nie może jej skrzywdzić, bo jest mu potrzebna. Jest kluczem.
- Wolałabym, żeby nim nie była - mruknęła.
Westchnąłem.
- Uwierz mi, też sobie tego nie życzyłem. Tego wszystkiego.
- Co masz na myśli? - spytała unosząc brwi.
Chwilę milczałem wpatrując się w pomnik matki i zastanawiając się czy podzielić się tym z wojowniczką, ale w końcu postanowiłem odpowiedzieć.
- Po 27-u latach nagle zjawia się Farabii i wszystko zaczyna się walić. Dowiaduję się prawdy, której wcale nie chciałem znać, moja nażeczona zostaje porwana i jakiś demon próbuje przejąć władzę nad czasem i przestrzenią.
- Nie możesz winić za to swojej matki.
- Przestańcie ją tak nazywać! - warknąłem.
Dziewczyna niezrażona położyła mi dłoń na ramieniu i spojrzała twardo w moje oczy.
- Możesz to od siebie odpychać, ale taka jest prawda - powiedziała - Nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego cię porzuciła? Jaki był tego powód?
- Nie- odparłem - Prawda i tak niczego nie zmieni, a z moich doświadczeń wynika, że tylko pogarsza sprawę.
- Kiedyś zrozumiesz, że nie wszystko co przyjemne jest dla nas dobre - stwierdziła.
- Wątpię. Prędzej ty zrozumiesz, że prawda nie zawsze jest dobra. Mówi ci to bożek kłamstw, więc lepiej to przemyśl.

Przepraszam, że tak długo 😟
Mam jakiś kryzys twórczy dotyczący Lokiego, ale wyjdę z tego w końcu. Co myślicie o rozdziale? Nie jest zbyt nudny? 😞

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz