Rozdział 28

429 30 9
                                    

W Nowym Jorku spadł pierwszy śnieg i przyozdobił ulice białym puchem. Ludzie wyciągnęli pierwsze ozdoby, lampy pokryto łańcuchami. Dziwiłem się okropnie temu zamieszaniu, ale idąc samotnie powśród tłumu natknąłem się również na kilku narzekaczy.
- Jeszcze nawet nie przyszedł grudzień - wymamrotał ktoś obcy.
- Popsują tym całą magię - stwierdził ktoś inny. Słuchałem tych uwag z całkowitym spokojem, ale chcąc nie chcąc musiałem przyznać im rację. Święto zimowego przesilenia było kiedyś bardzo ważne. Trwało to nieco dłużej, nie było aż tylu podobieństw. Potem nastała era chrześcijaństwa i Jul wraz z Godami przemianowano na Boże Narodzenie. Dalej nie rozumiałem gdzie w tym wszystkim zabawa, ale chcąc nie chcąc musiałem w końcu przywyknąć. Przecież nikt nie spyta o zdanie boga zamieszania.
- Co to za uciekanie? - znajomy głos wstrzymał mój marsz, a ja odwróciłem się niechętnie stając oko w oko z czarownicą. Jej długie włosy pokrył delikatny puch, brązowe futro nieznacznie opinało talie.
Wanda zdecydowanie nie należała do osób, którym cokolwiek przeszkadzało. Nosiła głębokie dekolty, tworzyła najdziwniejsze potrawy nie patrząc na niesmak przyjaciół. Dopiero mróz zdołał wymusić na jej twarzy grymaz, a ja, mimo że ją lubiłem, starałem się zachować odpowiedni dystans. Już pierwszego dnia kobieta wyciągnęła z magazynu najgrubsze zimowe kombinezony. Narzekała, że przez taką pogodę ranna Natasha nie dojdzie zbyt szybko do siebie, była święcie przekonana, że włączone przez Starka ogrzewanie nie spełnia swojego zadania. Doprowadzała tym całą wieżę do szału, ale dała mi również pewną istotną przewagę. Mściciele praktycznie zapomnieli o moim istnieniu.
- Jest taki mróz, że idzie zamarznąć - mruknęła owijając się ciaśniej grubym szalem - To normalne, że teraz wychodzisz? Chcesz zamienić się w kostkę lodu?
Przewróciłem wymownie oczami. Może i brunetka wiedziała o moich zasługach, ale zdecydowanie nie rozumiała na czym polega bycie Jotunem. To co ona nazwała mrozem, ja co najwyżej uznałbym za bryzę. Byliśmy zupełnie inni.
- Skoro Tasha czuje się lepiej, to i ja powinienem się ruszyć - mruknąłem, pozwalając kobiecie dorównać mi kroku - Słyszałem ostatnią rozmowę i wiem, że moja obecność wywołuje coraz więcej kłótni. Lepiej żebym już zniknął.
Brunetka zamrugała kilkakrotnie. Moja rekonwalescencja miała zakończyć się jutro rano. Przestałem czuć ból przy najmniejszym ruchu, moja magia wróciła do pierwotnego stanu. Nie było sensu czekać aż wszystko się dogoi, bo i tak podążałem w tej wyprawie na ślepo. Z każdym dniem rosła obawa, że Sygin wyruszyła już na własną wyprawę. Trująca bariera została zniesiona z samego rana, znajomość umiejętności kobiety pozwalała mi przypuszczać, że więzienie na długo jej nie zatrzymało. Musiałem odbić chłopaków nim moja żona ponownie wpakuje się w jakieś tarapaty. Miałem zaledwie dobę.
- To niespecjalnie mądre - stwierdziła z widoczną troską - Jesteś jeden jedyny, nas jest cała ósemka. Moglibyśmy ci pomóc.
- Marne szanse, że ich przekonasz - prychnąłem chowając dłonie do kieszeni - Nigdy mnie nie polubiom i nigdy mi nie zaufają. Z resztą bez urazy, ale nie uważam was ludzi, za szczególnie wartościowych sprzymierzeńców. Nawet nie wiesz w co byś ich wpakowała.
Kobieta skinęła głową. Prawdę powiedziawszy zdążyłem już przywyknąć, że nieszczególnie obchodzi ją zdanie innych. Znała swoją wartość, wiedziała gdzie leżą jej mocne i słabe punkty. Z taką stanowczością mogła zajść daleko, ale była jedna rzecz, która znacznie jej umniejszała. Nie potrafiła zrozumieć, że pomoc to także ryzyko.
- Czyli tak po prostu sobie pójdziesz? - prychnęła niezadowolona z mojej odpowiedzi - Mógłbyś chociaż powiedzieć cześć, czy zostawić jakąś kartkę. Nikt by ci głowy nie urwał za NIEwymykanie się po cichu.
Zaśmiałem się z lekka. Może i była naiwna, ale miała w sobie pewien urok. W innych okolicznościach pewnie skusiłbym się na głębsze poznanie jej natury, ale gdy spoczywało na mnie ważne zadanie nie mogłem liczyć na chwilę wytchnienia. Przyszła pora na kolejną potyczkę ze śmiercią.

To już chyba tradycja, że jak zbliża się lato, to w moich pracach zaczyna się zima. Naprawdę nie wiem jak to się dzieje 😅
Tak w ogóle mam nadzieję, że ktoś jeszcze został. Przepraszam za te trzy miesiące przerwy, ale w moim życiu dużo się dzieje. Czekam na komentarze i do następnego! ❤

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz