Rozdział 5

534 46 4
                                    

Loki

Zebraliśmy się wszyscy w sali tronowej, która gdy ostatnio tu byłem, wydawała się bardziej używana. W kontach zgromadziło się mnustwo kurzu, gdzieniegdzie dostrzegłem błyszczące od słońca pajęczyny, złotego tronu od kilku lat chyba nie polerowano i ogółem nie było tu najprzytulniej, mimo wpadających przez okna promieni. Najgorszy w tym wszystkim był jednak nieźnośny chłód, który kiedyś przynoszący orzeźwienie, teraz wpędzał w depresję. Dużo się zmieniło.
- Mam nadzieję, że się wyspałeś bracie - powiedział dziwnie radosny władca - Czeka cię trudne zadanie.
Uniosłem brwi nie mając pojęcia o czym mówi, a stojąca koło mnie Sigyn wzruszyła tylko ramionami. Wczoraj przedstawiłem wszystkim sytuację, przez którą spłynęła na mnie zemsta władcy umarłych, a Thor obiecał, że spróbuje jakoś go namierzyć. Nie było to oczywiście możliwe, bo energia trupa, nie jest nawet energią, co znaczy tyle, że nie mamy pojęcia jak odnaleźć tego skrzydlatego gada.
- O czym ty mówisz? - spytałem nie mogąc już znieść tego dziwnego uśmiechu - Znalazłeś go?
Gromowładny pokręcił głową jakby chciał zaprzeczyć, ale oboje wiedzieliśmy, że nie o to mu chodziło. Tak naprawdę mój brat odkrył coś, co może nam pomóc i jednocześnie coś, co na pewno mi się nie spodoba. Przyszła pora na pierwszą odpłatę za moje zniknięcie.
- Nasza stara znajoma była z nim kiedyś w zwiąku - powiedział blondyn otwierając wielką księgę umarłych i kładąc ją na blacie - Jest tylko wspomniana, ale jako trzecia najpotężniejsza czarodziejka we wszechświecie, powinna coś tam wiedzieć. Jeśli zechce mówić rzecz jasna.
Spojrzałem nad ramieniem brata i skrzywiłem się, widząc podobiznę Gullwing, której nie widziałem od wskrzeszenia Tracka. Kobieta zniknęła nam z oczu zaraz po tym, jak Retus rozpłynął się w powietrzu, nie racząc podziękować nawet za uratowanie życia. Zdecydowanie nie będzie chciała rozmawiać.
- Myślisz, że coś nam powie? - prychnąłem - Na Odyna! Przecież zabiłem jej męża.
Thor wzruszył ramionami i spojrzał na Desi, Dimidium i Sigyn, którzy dziwnym zbiegiem okoliczności, stanęli tóż obok siebie. Wiedziałem o co mu chodzi.
- Heid nie szanuje więzów krwi - mruknąłem patrząc w przeciwną stronę - To, że są rodzeństwem niczego nie zmieni.
Sigyn uniosła brwi, ale uchwyciwszy wzrok starszego, zrozumiała wszystko. Cała trójka była w pewnym sęsie spokrewniona z naszą złą czarownicą, ponieważ każde z nich miało w sobię drobinki krwi demona i każde otrzymało za ich sprawą pewną wyjątkową moc. Problem polegał na tym, że od śmierci ojca, Gullwing trwała w przekonaniu, że nie pozwoli sobie na żadne przywiązania i wynikającą z nich odpowiedzialność. Wątpię by nawet Waliego pokochała tak, jak wymaga tego zawarty przez nich sakrament.
- Warto spróbować - stwierdziła białowłosa, od niechcenia bawiąc się w dłoniach zielonkawą magią - W końcu uratowaliśmy jej życie. W pewnym sęsie ma u nas dług.
Chciałem zaprotestować, ale wzrok demonicznej trójcy dał mi jasno do zrozumienia, że moje zdanie nikogo nie obchodzi. Byliśmy w końcu zdesperowani.
- No dobra - mruknąłem nie przekonany - Chyba nie zaszkodzi spróbować. W końcu co może się stać?
- W najgorszym przypadku możemy zginąć - stwierdził Dimidium odchylając się na drewnianym krześle - albo poważnie ucierpieć.
Wysłałem chłopakowi niechętne spojrzenie, ale ten nie raczył oderwać wzroku od noża, którego przekładał z jednej ręki do drugiej. Najwyraźniej spodobał mu się midgardzki zwyczaj nastoletniego buntu.
- Nie pomagasz półgłówku - warknąłem.

Jutro jadę w Alpy więc dodaje dziś. Miłych ferii Śląsk 😋 Reszta niech zazdrości 😘

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz