Rozdział 4

545 47 16
                                    

Sigyn

Gdy mężczyzna zniknął, wraz z nim zniknęła również ciemność. Świece ponownie zapłonęły, naszych ruchów nic już nie krępowało i na pierwszy rzut oka, wszystko wydawało się dokładnie takie samo jak wcześniej. Była to jednak ułuda, bowiem jedna rzecz zdecydowanie nie pasowała do obrazka sprzed ataku. Brakowało solenizantów.
Uczucia wzięły nade mną górę, tak że gdy upadłam na kolana z rozpaczliwym krzykiem, moja moc postanowiła wymknąć się spod kątroli. Ściany popękały, ze stropu spadały drobne kamienie, a cały budynek trząsł się w posadach tak długo, aż nie poczułam, że ląduję w znajomych ramionach. Uniosłam niepewnie głowę i drżącą dłonią przejechałam po lodowatym policzku miłości mojego życia, która zniknęła na dwa długie lata, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Nie wiedziałam czy chcę go uderzyć, czy pocałować, ale ostatecznie wtuliłam się tylko w tors mężczyzny i szlochałam żałośnie, pozwalając, żeby upragniony dotyk uspokoił nieco moje roztrzęsione serce. Wiedziałam, że wszyscy obecni patrzą na niego w szoku, bowiem od 2 lat nie dawał znaku życia, a teraz jak gdyby nigdy nic znowu się pojawił. Ja jednak znałam go najlepiej i dlatego byłam pewna, że nie zostawi nas w takiej chwili, tylko dlatego, że się boi. Loki żadko pozwalał strachowi decydować o swoim losie.
Z pomocą Laufeysona podniosłam się wreszcie z kolan, dalej nie spuszczając wzroku ze szmaragdowych tenczówek, których tak bardzo mi brakowało. Zacisnęłam mocniej pięści na materiale rękawów, jakby w obawie, że bożek zaraz zniknie, ale upewniwaszy się, że to nie sen, pozwoliłam odgarnąć sobie z twarzy niesforny kosmyk, który uciekł jakimś cudem ze spiętego ciasno koka.
- Nic im nie będzie - wyszeptał czarnowłosy, wkładając w każde słowo ogromne pokłady miłości i wsparcia - Uwolnimy nasze bliźnięta i odstawimy je bezpiecznie do domu. Zobaczysz. Wszystko się ułoży.
Zapewnienie Lokiego dodało mi nieco otuchy, więc odwróciłam się wreszcie do skołowanych gości, którzy do tej pory czekali cierpliwie, aż trochę się uspokoję. Teraz jednak otoczyli nas ciasnym kołem, chcąc dowiedzieć się od mojego męża, wszystkiego o jego nieobecności.
- Gdzie ty byłeś ten cały czas? - zagrzmiał Thor krzyżując ręce na piersi i patrząc na młodszego z wyraźną niechęcią - Szukało cię tysiąc ludzi, po 110 w każdym królestwie. Jakim cudem nikt cię nie znalazł?
Czarownik uśmiechnął się pod nosem, zadowolony, że znowu okazał się sprytniejszy od brata, ale długo nie odpowiadał. Gdy jednak chwyciłam go za rękę i wysłałam błagalne spojrzenie, zgodził się wreszcie, zdradzić nam ten swój wielki sekret.
- Byłem w Warszawie - powiedział po prostu, wzruszając szerokimi ramionami - Mogliście poszukać w Polsce.
Gromowładny wysłał mężczyźnie lodowate spojrzenie, po czym wyszedł z sali pomrukując pod nosem. Tak naprawdę cieszył się z powrotu zielonookiego, ale był również niesamowicie wściekły, że Jotun postanowił po raz kolejny go porzucić. Ja oczywiście też byłam zła, ale w tym momencie wolałam skupić się na tym, że wrócił. Ukaram go jak odzyskamy chłopców.
- Tak bardzo tęskniłam - wyznała Desi obejmując Lokiego za szyję i opierając mu głowę na ramieniu - Slepnir i Jormi zresztą też.
Bożek zaśmiał się na te słowa i odwzajemnił uścisk, który wydał mi się trochę zbyt mocny. Między tą dwójką od pierwszego dnia była jakaś więź, która sprawiała, że mój mąż więcej się uśmiechał i zdecydowanie mniej martwił. Troszczył się jednak o dziewczynę, niemal jak o własną córkę, mimo że była dla niego jakby szfagierką.
- Też tęskniłem - powiedział całkowicie szczerze - Dlatego żałuję, że nie spotykamy się w innych okolicznościach.
Książe odsunął się od czarnowłosej i wysłał wszystkim smutny uśmiech, który sprawił, że przypomnieli sobie nagle, co się wydarzyło. Zapadła cisza. Pogodny wieczór, przeobraził się niespodziewanie w pochmurną, zimną noc, a w powietrzu unosił się zapach zbliżającego się do królestwa deszczu. Nikt nie chciał przerywać tego czaru, ale wszyscy wiedzieli, że prędzej czy później będzie to konieczne. Zabrałam głos.
- Moi synowie zostali porwani - wychrypiałam nie odrywając oczu od miejsca, w którym stał upiorny nieznajomy - Nie wiem jednak przez kogo, ani dlaczego. Co ktokolwiek miałby po dwójce dzieci?
- Zemstę - odpowiedział smutno Laufeyson - Zawsze chodzi o zemstę.
Spojrzałam pytająco na męża, ale on nie spieszył się wcale, żeby nas oświecić. Gdy jednak Dimidium wyznał, że zna tajemniczego przybysza, stało się jasne kogo dotyczy ta zemsta.
- Kim on jest Loki? - spytałam cicho, zaciskając mu palce ramieniu - Za co porywa naszych chłopców?
Mężczyzna westchnął przeciągle i wysłał mi przepraszające spojrzenie. Było jasnym, że czuje się winny.
- To Nidhögg*- odparł - Pragnie rewanżu.

Jakby ktoś zapomniał, to Nidhögg jest władcą krainy śmierci i skrzydlatym wężem, którego Loki odesłał do Helheim pod urokiem szmaragdowej mocy😎 Ciekawe co zamierza?🤔 Do następnego! 😘

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz