Rozdział 41

500 55 25
                                    

Retus nie był nieśmiertelny. Nie był też demonem. Mimo to jego moc i siła nie znały granic, a ostrze które z pewnością zabiłoby niemal każde żywe stworzenie, w jego przypadku nie sprawdzało się już tak dobrze.
- To za moją siostrę - powiedziała Val gdy czarnooki osunął się na kolana.
Spojrzałem na pół-demona i poza bólem dostrzegłem w jego oczach wściekłość i determinacje. Wiedziałem co to oznacza. Doskoczyłem do niego i odciągnąłem na bok podnoszącą się właśnie na nogi Sigyn. Valkirii nie zdążyłem jednak uratować.
Retus obrucił się na kolanach i wbił ostrze przebijające jego pierś w pierś stojącej za nim dziewczyny.
- Nie! - krzyknęła Lin i rzuciła się w stronę siostry, ale zdążyłem ją zatrzymać.
Bezwładne ciało wojowniczki spoczęło na kamiennej posadzce, a ja wzdrygnąłem się przypominając sobie podobną sytuacje z mojego życia*. Oczy Val były teraz białe i puste, a krew zgromadzona w gardle wypłynęła za zewnątrz tworząc  wielką kałużę łączącą się z tą, która powstała z rany w klatce piersiowej.
Retus usunął z ciała zakrwawione ostrze i odrzucił na bok. Dźwięk upadającej klingi wyrwał nas wreszcie ze stanu oszołomienia w który wprowadził nas widok zwłok przyjaciółki.
- Życie swe odda, kto ten klucz wspomoże - wychrypiałem przypominając sobie fragment przepowiedni mówiący o ofierze za życie Sigyn.
Thor dobył młota, Farabi chwyciła miecz, a ja próbowałem odciągnąć od zwłok siostry szarpiącą się, wrzeszczącą i szlochają nażeczoną. Nie było to łatwe zadanie.
Przed drzewem rozpętała się walka, ale doskonale wiedziałem, że nasz przeciwnik jest zbyt silny, żeby pokonać go w najzwyklejszej potyczce. Był prawie nieśmiertelny.
- Nie płacz - powiedziałem do szlochającej w mych ramionach osóbki - Ona by tego nie chciała. Wolałaby, żebyś zniszczyła tego kto jej to zrobił.
Sigyn uniosła głowę i wytarła dłońmi łzy. Najwyraźniej moje słowa wreszcie przebiły się przez jej tarcze rozpaczy.
- Tylko jak? - wychlipiała pociągając nosem.
Jeszcze raz spojrzałem na walczących, następnie na Lin, a na koniec moją uwagę przykuło święte drzewo, które aż emanowało energią. Powtórzyłem w myślach słowa przepowiedni i już wiedziałem co powinniśmy zrobić.
- To nie drzewo zabrało ci siłę - wyszeptałem - To Retus oddał ją ojcu, ażeby cię osłabić. Nie musisz jej jednak tracić, bo Yggdrasil niczego nie odbiera. Ono tylko daje.
Podniosłem się z kolan i pomogłem białowłosej uczynić to samo.
- Możemy go wykorzystać, żeby odesłać go do Hel - wyjaśniłem.
- Chcesz go zabić? - niedowierzała - Ja..ja nie dam rady. Ostatnio...
- Ostatnio to był przypadek - przypomniałem - ale teraz nie mamy wyjścia. Jest zbyt silny.
Dziewczyna przyjżała się drzewu, potem walczącym, ale gdy jej wzrok padł na zakrwawione ciało siostry od razu podjęła decyzję.
- Zróbmy to - wychrypiała.
Położyłem dłoń na pniu drzewa, a Lin uczyniła to samo. Przez chwilę zdawać by się mogło, że słyszę bicie jego serca, bo gdy przepływała przez nas jego moc wszystko wokół ucichło.
Dwa promienie mocy wystrzeliły z wyciągniętym ku walczącym rąk i skutecznie omijając naszych przyjaciół dotarły do pół-demona.
Potwór zawył okropnie i rzucił się na ziemię jakby próbując strząsnąć z siebie ból. W jego piersi otworzyła się rana, ale po chwili nie było jej już widać. Moc wirowała wokół jego ciała sprawiając, że przypominało ono teraz tkaninę z której ktoś odrywa postrzępione części. Począwszy od głowy, a kończąc na stopach jego postać została rozerwana na milion kawałków, które przez moment wirowały razem z mocą, żeby chwilę później zmienić się w pył rozwiany wiatrem.

* jakby ktoś zapomniał chodzi o II cz. Thora.
........................................................................
Domyślenie się, że to Val nie było trudne, ale to co nastąpiło później...Wątpię, żeby ktoś to przewidział 😕 Nie wiem czy nie zrobię jeszcze dodatkowych dwóch rozdziałów zanim przejdę do epilogu, ale to się jeszcze okażę. Czekam na waszą reakcje i do następnego!

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz