Rozdział 13

854 96 6
                                    

Siedziałem przy stole bawiąc się kielichem pełnym wina.
- O czym tak myślisz? - spytał Thor siadając przy stole, ale gdy poczuł pod nogami śliską skurę węża natychmiast poderwał się z miejsca.
- Coś się stało? - spytałem z miną niewiniątka.
Brat zgromił mnie spojrzeniem.
- Miałeś zabrać to coś z pałacu! - warknął.
- Niczego takiego nie mówiłem. Jarmi! Do komnaty! - zawołałem, a gad wycząłgał się spod stołu i ruszył ku otwartym drzwiom.
Gromowładny w końcu usiadł, starając się ignorować mój wredny uśmieszek.
- To o czym tak myślisz? - powtórzył pytanie.   
- O Heid. Zastanawiam się co się stało, że wreszcie odważyła się na taki ruch.
- Wreszcie?
- Groziła mi nie raz, że pozbawi mnie życia, ale do tej pory się nie odważyła- wyjaśniłem.
- Pamiętam jak pojawiła się w Asgardzie - powiedział.
- A ja pamiętam jak próbowałeś wzbudzić jej zainteresowanie - zachichotałem, a blondyn się skrzywił - Biegałeś za nią i miałeś gdzieś, że jest 2 lata od ciebie starsza.
- Tylko nie mów o tym Sif- jęknął.
- Ona tam była- mruknąłem.
- Naprawdę? Ja poważnie tak ją ignorowałem?
- Nie powiedziałbym, że ignorowałeś. Po prostu była dla ciebie niewidzialna.
- Ona też tak mówi.
- Zamierzasz ją poślubić? - spytałem od niechcenia, a Thor omal nie zakrztusił się jedzeniem.
- Co? - wychrypiał.
- To zwykłe pytanie.
- Jesteśmy razem od 4 miesięcy!
- I? Sif nie będzie czekać wiecznie. Jest inteligentna.
- Z tego co kojarzę to ty nie poprosiłeś Sigyn o rękę.
Milczałem.
- Przepraszam- wymamrotał - Nie powinienem...
- Wporządku- odparłem- Po prostu...
- Tak?
Westchnąłem i wyjąłem z kieszeni diamentowy naszyjnik.
- Chciałem jej go dać na zaręczyny - wyznałem- ale zaczęliśmy się kłócić i w końcu...
- Czyli chciałeś się z nią ożenić.
- Chciałem.
- Powiesz wreszcie o co się pokłuciliście?
- Ja...Chyba powinienem już iść - mruknąłem podnosząc się z miejsca.
- Mogłem się tego spodziewać- westchnął.

***
Tym razem przegięła!
Spacerowałem właśnie po ogrodach, gdy usłyszałem czyjeś ciche kroki. W moich dłoniach natychmiast pojawiły się sztylety. Otoczyli mnie. Było ich pięciu.
Zaczęli się przybliżać, a ja dalej stałem nieruchomo. Czekałem, aż zrobią jakiś błąd. Jeden z nich spojrzał  na sekundę na innego, a w następnej chwili mój sztylet zagłębił się w jego szyi.
Zostało czterech.
Gdy łowca padł martwy dwóch jego kolegów zamarło i w następnej chwili podzieliło jego los.
Jeszcze dwóch.
Pozostali rzucili się na mnie. Przecząłgałem się po ziemi, tnąc jednego przy okazji w kolano i chwilowo wyłączając go z gry. Drugi próbował trafić we mnie sztyletem, ale odcząłgałem się jeszcze dalej i natychmiast poderwałem na nogi. Ten, któremu przeciąłem kolano, podniósł się mimo bulu i zamachnął się na mnie mieczem. W ostatniej chwili zdążyłem się uchylić tak, że ostrze tylko lekko drasnęło skurę. Drugi jednak złapał mnie w stalowy uścisk unieruchamiając i wytrącając sztylet. Cała walka trwała najwyżej 2 minuty i już słyszałem kroki strażników zaalarmowanych hałasem. Nie mieli szans dotrzeć na czas.
- Zabij go! - warknął ten co mnie trzymał - Musimy uciekać!
Napastnik z głęboką raną w kolanie urwał kawałek płaszcza i zawiązał go poniżej rany ściskając mocno. Chwycił miecz i podszedł, by pozbawić mnie życia. Zamknąłem oczy, skupiłem energię i pozwoliłem, by szmaragdowa moc odepchnęła ich ode mnie. Ten co mnie trzymał zniknął od razu pochłonięty zielonym światłem. Drugi tylko uderzył o figurę Friggi. Na szczęście pomnik był cały. Strażnicy pojawili się i widząc ciała zamarli.
- Wszystko wporządku panie? - spytał jeden kłaniając się nisko.
- A nie widać? - mruknąłem podchodząc do oszołomionego przeciwnika.
Pozbawiłem go miecza, a wtedy próbował mnie podciąć. Odskoczyłem i unieruchomiłem go zaklęciem. Przykucnąłem i zerwałem mu chustę z twarzy...
- No proszę, proszę - uśmiechnąłem się szaleńczo, a wojownicy wstrzymali oddech - Witaj Heid.

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz