Rozdział 27

750 77 1
                                    

Guldwig nakreśliła na podłodze celi pentagram, w którym ustawiła świece i mise z wodą. Przyniosłem jej wszystko czego potrzebowała i czekałem.
- Czemu ja się na to zgadzam? - mamrotała pod nosem.
Pytanie nie było skierowane do mnie więc milczałem obserwując każdy jej ruch i starając się zapamiętać jak najwięcej. Heid w końcu skończyła i usiadła w centralnej części pentagramu.
- Wcale mi się to nie podoba- mruknęła.
- Wiem - odparłem.
Wiedźma zamknęła oczy i zaczęła mówić zaklęcie.
- toru alotu hosersta gijit- to był stary język elfów, dawno zapomniany przez większość wszechświata - treeta joituny yhita.
Oczy dziewczyny zalśniły tak samo jak jej skura i już wiedziałem, że to już nie Heid.
- Czemu mnie wzywasz?  - spytał demon.
- Potrzebuję pomocy. Pnącza dosięgły już niemal całego wszechświata. Nie wiem co robić.
- Ależ wiesz, tylko nie chcesz tego do siebie dopuścić.
- Jak to?
- Mówiłeś o tym, myślałeś i czytałeś. Znasz odpowiedź.
- W takim razie czemu stoję w miejscu?
- Już mówiłem. Daj mi spać!
Po tych słowach znikł z ciała Gullweig. Przeklnąłem w duchu Trak'a i już miałem opuścić lochy, gdy dziewczyna się odezwała.
- A nasza umowa?
Pstryknąłem palcami i szyba, za którą stała zniknęła.
- Ty...ty nie kłamałeś - wychrypiała.
- Sztuką jest zaskoczenie - odparłem- staram się robić to czego nikt nie będzie się spodziewał. Idź  już zanim zmienię zdanie.
Wojowniczka ruszyła ku drzwiom, ale zatrzymała się w pół kroku.
- Wiesz, że dalej pragnę twej zguby, prawda?
- Wiem i nie spoczniesz puki nie umrę, ale dzisiaj dasz mi spokój, bo cię wypuściłem.
Skinęła głową i opuściła pałac.

***
Mężczyzna opuścił dom, by przynieść codzienną porcję żywności dla swojej rodziny. Mieszkał zdala od pałacu, w lesie, dlatego ciężko mu było dotrzeć do pałacu nawet gdy ich królestwa nie oplatały pnącza. Kilka razy się potknął, kilka razy zdarł skurę i potargał ubranie, ale parł wytrwale do przodu. Jego żona była w ciąży i ta myśl sprawiała, że nie dał za wygraną. Codziennie przedzierał się przez chaszcze by przynieść jej to czego potrzebowała. Pokonywał właśnie ostatni odcinek dzielący go od wyjścia z boru gdy coś kazało mu się zatrzymać. Usłyszał szmer, ale w pierwszej chwili nie mógł stwierdzić co się porusza i to przepłaciło o jego życiu. Coś zacisnęło się na jego kostkach i nadgarstkach przyciągając do ziemi i odbierając mu oddech. Zanim oczy zaszły mgłą przez myśl zdążyła przecisnąć się jedna niewyraźna myśl:
Zabójcze pnącza.

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz