Rozdział 51

1.3K 121 4
                                    

Garm znów zaatakował, ale nim zdążyliśmy zebrać armię i wyruszyć było już po bitwie. Dużo mieszkańców Vanaheimu zdążyło ukryć się w lasach. Nie był to naród wojowników, a zwykłych bożków lubiących rozkosze życia. Nigdy ich nie lubiłem.  Mimo wszystko większość zginęła, a zapach krwi, który kiedyś mi nie przeszkadzał, teraz doprowadzał do szału, bo wiedziałem, że mogę temu zapobiec. Już 5 królestwo.
Na domiar złego moje koszmary nie ustępowały i nie miałem już siły rzucać zaklęć, by nie wyglądać na bezgranicznie wyczerpanego.
- Czy ty nie śpisz od tygodnia? - spytał Thor gdy dowlokłem się do krzesła.
- Tak - odparłem.
Nie miałem też siły kłamać co świadczyło o tym jak fatalnie się czułem. Położyłem głowę na stole i zamknąłem przekrwione oczy.
- Nie sądziłeś, że się przyznam - stwierdziłem gdy blondyn nagle zamilkł.
- Musi być z tobą źle.
- Uhm.
Wziąłem kromkę chleba i zacząłem powoli ją rzuć.
- Jak sytuacja? - spytałem by zmienić temat.
- Garm nie uderzył ponownie - odparł.
- Ale niedługo uderzy. To bez sensu.
- Czy ty naprawdę zawsze musisz widzieć tylko negatywy?
Wyprostowałem się.
- To pokaż mi pozytywy! - warknąłem.
Gromowładny zamilkł na chwilę.
- Nie jestem strategiem - zaczął znowu - ale ty jesteś najlepszym. Myślę, że gdybyś zaczął myśleć inaczej to byś wpadł na rozwiązanie.
- Ja i pozytywizm? - prychnąłem.
- Przytłoczyły cię negatywne wspomnienia. Widać od razu. Może jakbyś przypomniał sobie coś miłego to byś znalazł też jakieś wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.
- Co niby?
Wzruszył ramionami. Chwyciłem kielich z winem i opróżniłem go szybko po czym wyszedłem. To co powiedział Thor było głupie, ale z nudów zacząłem przypominać sobie jakieś przyjemne momenty mojego żywota, których nie było za wiele, ale jednak były. Zatrzymałem się na dłużej przy jednym wspomnieniu, które tylko ja mógłbym uznać za przyjemne.

***
Prawy sierpowy. Leżę na ziemi z rozbitym nosem i śmieję się obłąkańczo. Wali stoi nade mną ze zmarszczonym czołem i pociera obolałą pięść.
- Jak mogłeś?! - załkała Sigyn i uklękła obok mnie.
- Nie wierzę, że dalej jesteś po jego stronie - odpowiada - Po tym wszystkim?!
Podnoszę się do pozycji siedzącej, a Sigyn wyciera mi krew hustką.
- Dziękuję- szeptam.
- Mój bohater.

***
- Loki - Val machnęła mi ręką przed twarzą - Jesteś tam?
Odsunąłem się.
- Długo tak stoję? - spytałem.
- No trochę. Zamyśliłeś się.
- Coś mi się przypomniało.
- Co?
- Nie ważne.
- No weź! Przyjaźnimy się.
Obdarzyłem ją powątpiewającym spojrzeniem.
- Skąd ten pomysł?
- No dobra. Może nie przyjaźnimy, ale nie napomknęłam nawet o twoim stanie więc jesteś mi coś winien.
Zaśmiałem się.
- Gdyby nie fakt, że chce mi się spać pewnie bym coś odpowiedział i odszedł, ale jestem zbyt zmęczony.
- To powiesz?
- W sumię czemu nie?
- Jesteś naprawdę przystępny jak padasz ze zmęczenia. Muszę to gdzieś zapisać.
Znowu zacząłem się śmiać.
- To? - zachęcała.
- Przypomniała mi się bujka z dawnym rywalem Walim, w sumię to bardziej jak mnie położył, bo bujką tego nazwać nie można - zachichotałem.
- A czemu się biliście?
- Bo krzyczał na Sigyn. Wali to jej brat...i twój.
- Jak to?
Wojowniczka zaniemówiła.
- Zapomniałem o tym.
- Zapomniałeś powiedzieć, że mam brata?
- Tak jakby masz. Ojciec Sigyn miał romans, a tak poza tym Wali zginął...chyba.
Obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem.
- Wyszedł szukać siostry i nigdy nie wrócił. Rany jak on mnie nienawidził.
- Czemu?
- Wali wyruszył przeze mnie. Mieliśmy wtedy 14 lat. Zawsze rywalizowaliśmy i robiliśmy wszystko by zniszczyć się nawzajem, ale przesadziłem. Wysłałem go do stalowego lasu. Prawie umarł i całkowicie zwariował.
- Czemu go tam wysłałeś?
- Bo byłem wściekły.
- Czemu?
Zawahałem się.
- Loki!
Westchnąłem.
- Powiedział, że Sigyn tak naprawdę nigdy się dla mnie nie liczyła. To był impuls.
- Przypomnij mi, żeby cię nie wkurzać.
Uśmiechnąłem się.
- Lubię jak ludzie to mówią.

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz