Rozdział 14

662 74 2
                                    

Gdy tylko wszedłem do komnaty zaobserwowałem dwie rzeczy. Pierwsza: Nie było Lin.
Druga: Na naszym łóżku leżała znajoma księga, która całkiem niedawno zniknęła w tajemniczych okolicznościach.
- Teraz jest czas Track? - prychnąłem.
Usiadłem i przejechałem dłonią po gładkiej powierzchni. Przez chwilę się wachałem, ale w końcu z szaleńczo bijącym sercem otworzyłem księgę. Dalej obawiałem się prawdy, ale jeśli Retus miał rację i tylko dzięki temu zdąłam ochronić Sigyn to nie powinienem mieć żadnych wątpliwości. Na pierwszej stronie widziałem drzewo świata i Telesa, który rzuca czar. Najwyraźniej księga opowiadała o początkach naszego rodu.
- Tereton petro kaminy tue - czytałem.
( Teles swą mocą złączył krainy )
I tiore tiny albato tiry
( I siebie ze światem połączył )
Kir in teloto kaprito seniry tu pinty
( Krew z krwi swojej na straży postawił)
Bi telto ke rombto setremod algibry
( By nigdy się już nie rozłączył )
Przewróciłem stronę i teraz na rysunku ujrzałem czarne plamy które coś przyciągało do siebie.
Li toren ke zeto bi tuet katino
( Lecz dzieci w wielkim były zagrożeniu )
I tiry none setremoa sebiny
( I świat który z nimi był już połączony )
Tereton segoto liti ginto mroke
( Tales szybko z nocy nowy świat im stworzył )
I gerito tanao vi in tore loni
( I strażnika postawił by tę moc ochronił )
Następne strony mówiły już o tym jak ich życie przebiegało, o wojnach, pokoju, zdradzie Retusa i ucieczce stróży, czyli o tym o czym już wiedziałem. Ostatnia strona jednak zawierała coś o czym nie chciałem wiedzieć. Nagłówek: Przepowiednia sprawił, że szybko zamknąłem księgę i chwilę przechadzałem się nerwowo po komnacie, próbując zebrać myśli. Nie miałem pojęcia co tam może być i czy wpłynie to na mnie gorzej niż świadomość należenia do kazirodczego rodu i wiedza, że głupia klątwa Lin jest prawdziwa ( Czy coś wogóle może jeszcze bardziej zniszczyć mój wewnętrzny spokój niż to ), dlatego wątpliwości momentalnie zawładnęły moim umysłem. Mimo wszystko udało mi się je odgonić, więc wziąłem głęboki oddech, ponownie otworzyłem księgę i zacząłem czytać.
Tino ti karento tore od feliento
( Moc pradawną, świętą dziecko wnet zdobędzie )
Elok binti tumo sereno lydemte
( Gdy odwieczny łańcuch ktoś zły nagle przerwie )
Ra gonua tego gonua ito tera tedo
( Ta potęga równa, potędze wszystkich krewnych jego )
Tito tedo elok bito serwi lero
( Tylko jego moc okiełzna święte drzewo )
Przełknąłem ślinę i czytałem dalej.
Te uji wereti eki sem folima
( Wraz z kluczem przeklętym może czas zaginać )
Epi de hulito nu sero tep dosima
( Albo od zniszczenia go, zło wielkie powstrzymać )
Ware holi owe grum posk sirim note
( Bitwa jednak owa bez krwi przejść nie może)
Ti kero ot kose huli rose doze
( I swe życie odda kto ten klucz wspomoże).
Zamknąłem księgę i zagryzłem dolną wargę. Teraz wszystko nabierało sensu. Dzieckiem z wiersza byłem ja, bo powstałem gdy Farabii przerwała łańcuch z Laufeyem, potęgą była moja moc, a że jest ona równa mocy wszystkich z rodu stróży nocy, Retus stwierdził, że skoro zabijając ich wchłonął ich moc to przepowiednia dotyczy również jego.
Pozostawały jednak dwie niewiadome.
Pierwsza: Gdzie jest klucz?
Retus przeczytawszy księgę musiał stwierdzić, że go posiadam i dlatego złożył mi propozycje, ale to nie była prawda. Nie miałem żadnego klucza i nie wiedziałem co może nim być. Mógł znajdować się nawet poza układem 9-ciu światów, a to działało na moją korzyść, bo demon nie mógł go puki co odnaleźć. CHYBA działało na moją korzyść.
Drugą niewiadomą wciąż były dla mnie słowa Farabii, że jeśli ja umrę, drzewo również umrze, ale niestety wychodziło na to, że bez jej pomocy się tego nie dowiem.
Westchnąłem przeciągle i spojrzałem na leżącą na łóżku księgę, która zaczęła zanikać, aż w końcu nie było po niej śladu.
- Najwyraźniej czas na naukę się skończył - mruknąłem- Teraz trzeba działać.

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz