Rozdział 32

526 58 16
                                    

Wdech i wydech. Wdech i wydech.
- Eeee Loki? Co ty wyprawiasz?
Otworzyłem oczy i spojrzałem na intruza nienawistnym wzrokiem.
- Próbuję myśleć - mruknęłam.
- Lewitując w powietrzu do góry nogami?
Westchnąłem cicho. Opadłem z gracją na ziemię, poprawiłem zmarszczki na szacie i jeszcze raz spojrzałem groźnie na stojącą w progu Val.
- Jeśli masz dobry pomysł jak ocalić Sygin to proszę - warknąłem - Ja już nie wiem co robić.
Dziewczyna zamknęła usta i otoczyła się rękami. Wyglądała tak bezbronnie...
- Przepraszam - westchnąłem- Wiem, że to twoja siostra i też masz prawo się martwić. Nie pomagam.
- To nie to - zapewniła - Po prostu...Ile jej zostało?
Zamrugałem zaskoczony.
- Nie - powiedziałem stanowczo - Nie będziemy o tym rozmawiać.
Zacisnąłem pięści i odwróciłem się do niej plecami. Nie chciałem o tym myśleć, a co dopiero mówić. Z każdą godziną coraz bardziej panikowałem i nie byłem już zdolny odegnać złych myśli chociażby na chwilę, a wcześniej mi się to udawało.
Traciłem nadzieję. Traciłem Lin.
- Lok ja muszę wiedzieć - jęknęła kładąc mi dłoń na ramieniu - Powiedz mi.
Zacisnąłem wargi w wąską linie i spojrzałem w okno. Lin lubiła tam siadać i oglądać jak ludzie maszerują po głównym placu.
Brakowało mi tego.
- 4 dni - wyszeptałem, a dziewczyna przetarła oczy.
- To..to niewiele - wychrypiała.
- Wiem.
Zapadła grobowa cisza i wszystko momentalnie zamarło. Moje serce też stanęło jakby przygotowując się do nieuniknionego. Szansę, że znajdziemy drzewo na czas, że Sigyn nie zginie były praktycznie zerowe.
- Sprawdzę co u Dimidiego - wymamrotała Valkiria przerywając ciszę - Razem z Desi poszli nakarmić Slepnira, ale jeszcze nie wrócili.
Skinąłem głową.
Wojowniczka opuściła pomieszczenie, a ja usiadłem na oknie.
- Przepraszam Lin - wyszeptałem- Nie wiem jak cię ocalić.

***
Nadszedł wieczór. Siedziałem w ogrodzie, nieopodal figury Friggi powtarzając wkółko tę samą frazę.
Drzewo jest w oku, drzewo jest w oku...
Gdzie na brodę Odyna jest to przeklęte oko?!
Schowałem twarz w dłoniach i wziąłem głęboki oddech, żeby choć trochę się uspokoić. Jeszcze rano, czułem, że to tylko chwilowa przeszkoda. Wszyscy tak czuli. Val mówiła, żebym nie tracił nadziei, półgłówek na chwilę zdołał odciągnąć moje myśli nadając sobie imię, a Desi poprosiła mnie o sprawdzenie jej postępów w kontroli mocy. Zdawało nam się, że cztery dni to mnóstwo czasu. Wtedy właśnie dostałem wizji...
Patrzyłem jak dziwna moc unosi Lin w powietrze i rozszczepia ją na milion kawałków. Później to samo działo się z Desi i Dimidim. Patrzyłem na to wszystko jakby było prawdziwe, a gdy się już ocknąłem, zrozumiałem, że takie będzie.
Ludzie świata wy są biedni. Nie zatrzymasz przepowiedni.
Usłyszałem kroki i podniosłem głowę. Osoby, która mnie nawiedziła nie chciałem tu widzieć.
- Nie widziałem cię długi czas - mruknąłem - Musiałaś wrócić?
- Nigdy nie odeszłam - odparła - Po prostu dałam ci czas.
- Na co?
- Na pogodzenie się z losem.
Zamilkłem.
Nie chciałem tego robić. Nie chciałem się poddać. Zrobiłem to jednak.
- Czyli wiedziałaś od początku - westchnąłem- Wiedziałaś, że to się tak skończy.
- Wiem dużo rzeczy - odpowiedziała zagadkowo Farabi - A TO się jeszcze nie skończyło.

Rany! Ale mam lenia 🙄
No ale jednak coś z siebie wyskrobałam.
Co powiedzie? Zanudzam?

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz