Ptak za niewoli

105 3 11
                                    


Jako mała dziewczynka zawsze lubiłam przygody, byłam też dość energiczna. Zwykle cały las w którym mieszkałam, był znany jak własna kieszeń. Miałam kochającego psa, i kochających rodziców. Ale niestety pewnego dnia gdy biegałam po lesie z moim psem, ktoś wdarł sie do naszego domu i zabił moich rodziców. Wyciąganie ich zwłok na dwór było okropną czynnością. Krew wylewała sie z martwych ciał, i wetknięty nóż w żebra mojej matki i kula w głowie mojego ojca, sprawiała że nie chciałam już żyć. Nie czułam sensu życia. Zaklinałam sie że to moja wina i nie powinnam była pujść z psem na spacer. Zora powinna ich wtedy chronić. Wszystko zostało zgłoszone na policje, a ja zalewałam sie łzami co dnia.

Jako 6 latka wysłano mnie do sierocińca. Chcieli odebrać mi zore i wysłać ją do schorniska. Przyszedł do mnie list że zabierają mi psa. Następne dni wtulałam sie w zore i spędzałam z nią dużo czasu. Aż do dnia w którym przyszli po nią. Gryzłam kopałam biłam uciekałam z psem. Byle by mi jej nie odebrali, miałam przyszykowany plan "B". Chwyciłam moje wcześniej spakowane żeczy i wybiegłam z nią do lasu. Jeździli tylko wzdłuż lasu drogą jakieś 4 godziny. A ja chowałam sie w głembokim lesie i biegłam przez krzaki zwinnie i zacinając sie niektórymi gałęziami i jerzynami po rękach i nogach głośno dysząc i szybko wymyślając plan mniej więcej, co gdyby sie zdażyło najgorsze.

Policjanci bali sie widocznie wchodzić do lasu. Wkońcu jest legenda że podobno w tym lesie są duchy lasu, które strzeżą go, karają i wynagradzają lub nawet zaklinają ludzi. Podobno niektórzy też giną w tych lasach, jako ich kara ale są też łagodniejsze. A wynagrodzonych jest naprawde mało. Biegam po tym lesie już od bardzo dawna i nigdy nie widziałam tu ducha więc poprostu uważam że to tylko historyjka z dziada pradziada. Ale nawet w najmniejszej histori jest ziarnko prawdy, choć nigdy w nie nie wierzyłam. Całe 4 godziny chowałam sie i biegałam szukając wzrokiem policjantów. Aż wreszcie usiadłam pod wielkim dębem, położyłam plecak na ziemi i spojrzałam w korone drzewa od dołu dysząc z zmęczenia. Drzewo było piękne zawsze sie nim opiekowałam. Było pokryte wspinającymi sie liśćmi i latały koło niego świetliki. Mój pies położył sie kołomnie. Pogłaskałam ją i nagle zasnęłam.

•♪•

Obudziłam sie rano, byłam zmarznięta. A mój pies ogrzewał mnie swoim ciałem. Gdy otworzyłam oczy i rozejrzałam sie westchnełam z ulgą. Byłam naprawde głęboko w lesie, a wokół mnie drzewa, piękne kwiaty, zielona trawa i nagle dostrzegłam między drzewami jakąs wysoką postać. Wystraszyłam sie pomyślałam sobie " nie prosze! Tylko nie to". Martwiłam sie że już mnie dopadli i szybko podparłam sie ręką o ziemie aby szybko wstać. Ale nagle słońce wyszło bardzie zza drzew i oświetliło postać. Wielki dostojny piękny jeleń. Szlachetnie stał za drzewem i sie mi przyglądał. Obserwując zore zauważyłam że nie miała zamiaru za nim gonić. Widocznie jeleń był już tu od długiego czasu i pilnował nas, bo zora nie była zaskoczona jego pojawieniem sie. Wydusiłam z płuc powietrze i oparłam sie spokojnie spowrotem o drzewo. Patrzyłam na jelenia a ten nagle znikł za drzewem, zastanowiłam sie chwile i postanowiłam powoli podejść do drzewa gdzie był jeleń. Zwinnie i spokojnie wślizgnęłam sie za drzewo i zajrzałam na miejsce gdzie stał jeleń. Nie było go już tam. Nagle usłyszałam jak kopyta uderzają o ziemie rytmicznie. Wspiełam sie na pagórek obok drzewa i zobaczyłam jak jeleń znika między drzewami. Stałam na wzgurzu i patrzyłam na niego. Miałam wrażenie że wie że na niego patrze. Spojrzałam w góre między korony drzew na błękitne budzące sie w promieniach słońca, niebo.

Wruciłam pod dąb, wziełam plecak i położyłam dłoń na korze drzewa, po czym ruszyłam z psem w strone mojego domu, przez las. Przedarłam sie przez krzaki, stanełam na skraju lasu i rozejrzałam sie, nikogo nie było w pobliżu. Ostrożnie zaczełam podchodzić do budynku. Wślizgnęłam sie do domu otwierając kluczem drzwi. Przeszłam przez próg z zorą. Nie zostało tu wiele rzeczy. Niektóre zostały ukradzione a niektóre wyniesione przez policję. Zamknęłam za sobą drzwi i kucnęłam w przed pokoju wzdychając z smutkiem i tęskniąc za tym co utraciłam. Jako 6 latka bałam sie co teraz sie ze mną stanie. Miałam u boku bardzo dobrze przezemnie wyćwiczonego psa i ufam jej ponad wszytsko. Wiedziałam że nie możemy być rozdzieleni. Byłam też świadoma że nie moge teraz zginąć i popełnić samob##stwa. Bo przecież co by sie stało wtedy z zorą? A moi rodzice by na pewno by tego nie chcieli. Miałam wrażenie że moja psychika po utracie rodziców doznała wielkiego szoku i powoli sie rójnuje jak puzle. A psychike człowieka jest bardzo łatwo złamać. Chwyciłam sie za głowe i po moich policzkach popłyneły łzy, zduszałam szląchanie żeby nikogo tu nie zwabić. Zora podeszła do mnie polizała mnie po policzku zciągając łzy które spływały ciągle. Przytuliła mnie pyszczkiem i cochutko piszczałam. Pogłaskałam ją i przytuliłam. Otrząsając sie z łez i smutku. Wstałam, otarłam łzy i poszłam na przeszukanie domu. Weszłam do korytarza ostrożnie a pies ruszył za mną. Weszłam powoli po schodach do góry. Wspominając sobie wszystko co sie działo w tym domu. Całe moje dzieciństwo i dorastanie. Przeszłość. I tak nagle znikneła, w jeden z najgorszych możliwych sposobów. Wchodząc pokolei do pokoju, szukałam czegoś co być może mi sie przyda potem. Ale szukałam na marne. Bo niczego takiego zabardzo w tym momęcie nie potrzebowałam. Tylko rzeczy i jedzenia. Musiałam przetrwać, mimo że nie była to dla mnie najmilsza myśl.

Ptak za niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz