W moich oczach ukazało sie bezuczuciowe spojrzenie. Ivan ochłonął troche i poddał sie, odpuszczając wszystko. Bolało go że jego brat go oszukiwał przez ten czas i mimo że obiecaliśmy sobie że powiemy sobie wszystko bez tajemnic. Przyjrzał sie mojej pięknej postawie i dostojnemu jeleniowi. Zmierzyłam ich uważnie okiem.
Na pewno nie chcesz do nas wrócić?- zapytał Ivan smutnie ale z dzielną toną w głosie.
Nie moge mieszkać oszukując że jesteście moją rodziną...gdy moja już nie żyje- Powiedziałam dosyć ostrożnie.
Jeffrey mruknął cicho- a opowiesz mi swoją historie jak to sie naprawdę stało?
Tylko po to tu jesteś?- zapytał Niko- Nie dla kasy?
Nie, lubię różne historie a takie z życia szczególnie-uśmiechnął sie delikatnie z delikatnym zawstydzeniem.
Raczej nie- powiedziałam troche poważnie- wole takie rzeczy zachować dla siebie.
Przeszedł mu przez twarz cień smutku, jednak uśmiech nie znikał- dobrze rozumiem...
Musicie się z tond jak najszybciej wynieść- powiedziałam oschle i poważnie.
Czemu?- zapytał Ivan.
Właśnie czemu? ja chce moją kase- mruknął pod nosem Niko, na co Jeffrey zdzielił go.
Jest tu dla was nie bezpiecznie, duchy i strażnicy tego lasu wyganiają takich jak wy z tego lasu.- powiedziałam poważnie znowu, aż mnie to zabolało. - wskaże wam wyjście, jednak musicie zostać zastrzeżeni klątwą.
Jaką klątwą?- zaskoczony Ivan zadrzał troche.
Nie możecie nikomu mówic o strażnikach i duchach lasu, niech zostanie jak wcześniej-powiedział basowym niskim głosem Jeleń.
Chłopacy zgodzili sie i po zaklęciu ruszyliśmy w stronę wyjścia. Jechałam na jeleniu, był tak wielki że zora leżała spokojnie na jego końcu, zaś między nami usiadł Lucyfer. Niko zauważył troche zgniecione futro na jeleniu i wyciągnął ręke w tym kierunku. Jeleń nagle sie odsunął od niego, tak gwałtownie że zora prawie spadła. Lucyfer złapał ją i poprawił. Niko był zaskoczony widowiskiem.
Nie dotykaj go- mruknełam groźnie kierując wzrok na Niko.
D-dobrze...ale...cos siedzi za tobą...duch...-drżącym nieco głosem powiedział.
To demon- odwróciłam od niego wzrok.
C-co?...jak to demon? Skąd wiesz?
Czy wyglądam jakbym cie okłamywała?
Um...ona...widzi demony i po prostu tego głównego nazwała Lucyfer i- mówił Ivan ale nagle Jeffrey mu przerwał.
Wiedziałeś o tym! Ona mo demona! Popierdzielone to wszystko...-mruknął na koniec.
Uspokójcie sie, bo was tu zostawie- powiedział oschle Jeleń swoim niskim pięknym głosem.
Po jakiejś chwili ciszy, Jeffrey zaczął cichszym głosem i łagodniejszym.- Kuro-
Przerwałam mu nagle - Miko
Um...Miko?- poprawił się trochę czując się niezręcznie. - czy chociaż pokażesz nam swój poprzedni dom?
Nie, nie możesz tego zrobić- powiedział Lucyfer- twoja blizna...jest naprawdę wielka, tyle bólu idzie. Wyglądasz na wesołą i nieskazitelnie miłą i niezabliźnioną, a tak naprawdę dla demona i anioła jak i duchów, emitujesz wielkim bólem i rozpaczą. Utratą, nadzieją, śmiercią i mimo że pokazujesz inną twarz to tak naprawdę czujesz co innego. Niczym Czerwone pajęcze lilie, gdy tam pójdziesz to tylko pogorszysz sprawę.
Obróciłam sie do demona, spojrzałam na chłopaków i cicho westchnęłam. - Pójde mimo blizny, i tak chce zobaczyć co sie stało z nim i jak tam teraz jest...Co mi blizna może zrobić?- skierowałam odważanie słowa do demona, patrząc przed siebie.
Niko miał mine pytającą, a Ivan rozumiał o co chodzi. Jeffrey nie rozumiał co sie właśnie stało.
Pokaże wam- pochwili dodałam.
Jeffrey bardzo sie cieszył. Przy drodze zeszłam z jelenia, zeszłam na drogę i rozejrzałam sie , dałam znak Jeleniowi ten jednak cofnął sie znacząco i wstrząsnął głową. Zora zeskoczyłaz jego grzbietu.
Ja tu zostaje Miko, nie chce wchodzić w ludzkie tereny, nie dzisiaj- powiedział miło nagle jakby z utęsknieniem.
Uśmiechnęłam sie delikatnie. Kiwnęłam głową rozumiąc go dobrze. Przeszliśmy przez drogę, każdy mój krok troche sie coraz bardziej wachał. Spojrzałam na dotrzymującej mi kroku Zorze. Odważnie brnęła do przodu. Westchnęłam cicho i coraz pewniej podejmowałam każdy kolejny krok. Spojrzałam na brudną ściane białego domu, spojrzałam na obrośnięty mechem dach, na ciemny niegdyś ciemno brązowy komin, na czerwone kafelki dachu, które powoli sie odłamywały. Niektóre które prawie spadały. Rozwalona brama i wyłamane drzwi do środka, jak i niektóre okna z wybitymi oknami. Puste miejsca gdzie niegdyś rosły kwiaty różnych rodzajów, oba zardzewiałe auta, poniszczone i z pozabieranymi lub wyrwanymi częściami. Obrośnięty ogródek, zaniedbany. Niektóre zabrane zabawki z dzieciństwa z piaskownicy mojego brata. Cała trójka zatrzymała sie i spojrzała na dwu piętrowy budynek przyprawiający o gęsią skurkę. Zora też trochę ubywała kroku. Jedynie ja szłam dalej i z wielkim smutkiem patrzyłam na mój ukochany dom. Nagle na moje usta napłynął delikatny uśmiech, byłam szczęśliwa że go znowu widze, zakręciła mi łzaw oku. Spuściłam troche głowe i weszłam przez zniszczoną bramę. Zora zamachała ogonem i dogoniła mnie, weszła na podwórko i zaczęła biegać po nim radośnie. Nagle przez zniszczony niewielki drewniany płotek który biegał przez środek gródka oddzielając posesje dla Zory i dla nas. Zobaczyłam niewielkie 3 pagórki z trzema drewnianymi krzyżami. Zadrżałam, Jeffrey w tym czasie wchodził przez frontowe drzwi zaglądając do środka. Niko przyglądał sie ptakom które latały nad głowami i po chwili dołączył do Jeffreya. Ivan wszedł na posesje i spojrzał na mnie. Zobaczył na mojej twarzy rozpacz, ulgę i gorycz. Drżałam, po chwili bez zastanowienia zaczęłam podchodzić powoli do miejsca w którym zakopano moją rodzinę. Chwiałam sie i nie słyszałam jak zora szczekała do mnie ani jak Lucyfer błagał mnie abym z tąd odeszła. Wpatrywałam sie w krzyże. Ivan widział że jest coś nie tak, podszedł do niegdyś drewnianej nie wielkiej furtki przez którą weszłam. Jeffrey wracał sie do nas razem z Niko, zastanawiając sie o wszystkim co słyszał w gazetach i Internecie. Nagle przyśpieszyłam kroku i rzuciłam się na pagórki. Pragnęłam ich znowu zobaczyć. Po moich policzkach polał sie strumień łez, Spływały i kapały rytmicznie w miarę o ziemie. Zora widząc moją frustracje podbiegła do mnie i zaczęła mnie ciągać za koszulkę, wyrwałam sie z jej uścisku na koszuli, rozrywając ją nieco i niszcząc na plecach. Aż koszulka rozerwana przestała mi prawie zakrywać całe plecy. Zaczęłam rękoma, szlochając przy tym pod nosem i rozpaczając, odgarniać rękoma ziemie jednego z nagrobków. Ivan podbiegł do mnie i chwycił mnie mocno w tali odciągając mnie od nagrobków. Poczułam nagle ból w klatce piersiowej, pod wpływem presji i utraty kontroli nad sobą, wyrwałam sie z jego uścisku i zaczęłam dalej rozgarniać nagrobki.
Ivan zacisnął zęby i chwycił mnie mocno za nadgarstki, położył na ziemie tak że trzymał moje nadgarstki rękoma, przykuwając je do ziemi. Usiadł szybko na moich biodrach i wkurzając sie nieco walczył z moim szarpaniem się. Lucyfer wisiał w powietrzu z rozpaczą na twarzy, miał opuszczoną głowę. Zora usiadła na ziemi i piszczała cicho. Jeffrey i Niko przyglądali sie sytuacji z starej poniszczonej otwartej, drewnianej furtki. Jeffrey miał widocznie na twarzy wypisany smutek i rozumienie. Niko jakoś się tym nie przejmował bardzo ale trochę był rozżalony. Aż w pewnym monecie zmęczona patrzyłam z dołu na Ivana który widocznie też był zmęczony moimi szarpaniami się. Dyszałam ze zmęczenia, jak i on. Spojrzał na mnie nieco wściekle.
Uspokój sie! To już przeszłość!- wrzasnął na mnie.
Co ty wiesz o tym co przeżyłam!?
NIC! I dlatego tu jestem TERAZ!- wrzasnął nieco głośniej uchylając przy tym głowe i zaciskając ręce.
CZYTASZ
Ptak za niewoli
RandomPrzepraszam za ortografię, ale mam dysortografię. Wybaczcie, staram się nie popełniać błędów Może pierwsze rozdziały nie są najlepsze, ale im dalej w las tym więcej się dzieje i tym bardziej lepsza ortografia (Opowieść nie jest jeszcze ukończona) Dz...