Jednak moją uwagę od rogów odwróciły te małe niebieskie stworzenia. Niebieskie płomyczki, pojawiły się tak nagle pod drzewem i przedemną na ziemi. Chodziły dookoła mnie i przyglądały się mi. Ciągle czułam skutki po zderzeniu z drzewem. Nawet zapomniałam o bólu obitej lewej ręki, poczółam coś mokrego na plecach i nagle spłynęło z mojego ciała. Spojrzałam rozmazanym i niewyraźnym wzrokiem. Coś czerwonego spłynęło powoli z moich pleców i opadło na ziemię. Rany na twarzy i rękach od gałęzi, rany na ciele od uderzenia w drzewo, krew spływająca z prawego rogu, która powoli się tamowała, i krew wydobywająca się z ran na plecach o których nie miałam dużej wiedzy. Niekontrolowanie zsunęłam się z gałęzi i upadłam pod drzewo. Ruszyłam skrzydłami, i oparłam się ledwo na lewej ręce, tej która była obita. Poczółam jej ból który znowu powrócił, przechyliłam się do przodu i upadłam na twarz. Zacisnęłam dłonie i podniosłam się na prawej ręce lewą się tylko podpierałam. Usiadłam i oparłam się plecami o drzewo, podniosłam głowe do góry i spojrzałam na drzewo w które uderzyłam. Tam wysoko była zdarta koraz jednak gdy oczy mi się wyostrzyły spowrotem i już normalnie widziałam, dostrzegłam wgniecenie w roślinie i od boku wyglądała jakby ktoś zciął ją troche zciął siekierą albo piłą łańcuchową. Podniosłam swoje prawe skrzydło i spojrzałam na nie, miało na sobie wióry drzewa i było zaczerwienione od krwi. Westchnęłam cicho i doszło do mnie co zrobiłam, opuściłam je i popatrzyłam znowu na miejsce uderzenia. Uśmiechnęłam się delikatnie, jeden z niebieskich płomyczków wskoczył mi na nogi co mnie zabolało dość mocno. Wzdrygnęłam się i popatrzyłam na małe stworzenie. Usiadł mi na kolanach i przyglądał się wszystkiemu dookoła. Dołączyły się do niego też inne małe niebieskie płomyczki, siedziały lub stały mi na kolanach i śmiały się, przewracały, leżały albo siedziały. Zwracały uwage na otoczenie, i szczególnie na moje rogi i skrzydła. Wyciągnęłam do jednego z nich, palec wskazujący. Jeden z nich spojrzał na mnie uważnie. Nagle zza krzaków wyskoczyła zora razem wraz z Lucyferem. Przerażeni podbiegli szybko do mnie, zora zaczęłam obwąchiwać mnie i piszczeć cichutko i tuląc się do mnie. Lucyfer przykucnął przy mnie i chwycił mnie za twarz swoimi dłońmi. Skierował mój wzrok na ziebie, przyglądał mi się i usiadł obok mnie przytulając mnie do siebie. Spojrzałam na zore i pogłaskałam ję, i tuliłam odwzajemniając uczucia. Demon nagle poczół coś mokrego na swojej dłoni. Wyciągnął ją i spojrzał na czerwoną barwe krwi. Wziął mnie na ręce, i wstał ze mną. Płomyczki zsuneły się ze mnie na ziemię i przyglądały się nam. Demon, ruszył jakby spokojnym krokiem w stronę domu, zora szła obok niego ciągle patrząc na mnie. Płomyczki ruszyły za nami w biegu przeskakując nie wielkie przeszkody.
Moje okrwawione prawe skrzydło wisiało trochę, czółam się nico jak jakiś ptak z złamanm skrzydłem. Jednak nie były one złamane ale strasznie obolałe i pobite. Oparłam swoje rogi o klatkę Lucyfera i spojrzałam na lewą siną nieco dłoń. Przestałam czuć jej ból, jednak czółam wszystko inne. Skrzydła, ręce, dłonie, ramiona, nogi, kostki, plecy, biodra, brzuch, szyję, twarz. Popatrzyłam na zorę i uśmiechnęłam się delikatnie do niej, zapiszczała cichutko i zamachała delikatnie ogonkiem jakby na pocieszenie. Spojrzałam na poważną i rostrzęsioną minę demona. Mimo że była czarna i widziałam tylko jego oczy i usta, wiedziałam że się martwi o mnie. Po jakimś czasie wędrówki, usiadł na tym samym pięku, co wczoraj gdy padał deszcz.
Nie chcesz żeby Ivan się dowiedział o skrzydłach prawda?- odezwał się nagle niskim tonem
No, nie chcę- mruknęłam cicho
Twoje rany będą podejrzane więc zadziałamy seki
Czym?- spojrzałam na niego
Taką...jakby magią demonów i aniołów, tylko że w mojim przypadku będzie to moc demona- zastanowił się przez chwilę i westchnął cicho
Miałam wrażenie że coś jest nie tak, czymś się znowu martwi- o co chodzi?
A...nie wiem jak seki demona zadziała na pół anioła, martwię cię tym nieco
Popatrzyłam na niego i zastanowiłam się przez chwilę- a jakie mogą być skutki?
Tego właśnie...nie wiem
Gdybym był też pół demonem, to by nic się nie stało
Nagle jeden z płomyczków podszedł do nas i chwycił płatek czerwonen lilji pajęczej która nagle wyrosła z ziemi, gdy się zapaliła na niebiesko w tym miejscu ziemi. Chwycił mój palec, i wskoczył na moją ręke. Pomaszerował dzielnie wzdłuż niej i wskoczył na moją głowę między rogami. Lucyfer spojrzał na niego i nie wiedział za bardzo co się dzieje. Płomyczek położył na moim czole płatek, i nagle zapalił się. Przeszedł mnie ból i po kilku minutach miałam wrażenie że całe ciało płonie. Moje rogi zaczęły się niekontrolowanie ruszać, wygięłam plecy w łók z bólu i zabrakło mi tlenu w płucach, napięłam ręce i nogi. Skrzydła nagle zaczęły się ruszać w różne strony, a po chwili zaczęły się otwierać. Płomyczek położył na moim czole drugą łapke w miejcu gdzie był płonący płatek. Palił się na niebiesko, nagle chwile puźniej otworzyłam swoje dłonie i odwróciłam je. Pojawił się w nich niebieski płomień, który ukazał moje żyły na rękach. Przeszedł on nagle na czubki moich placy i urósł w potęge. Lucyfer nie wiedział co robić, spojrzał na reszte płomyczków, a one stały lub siedziały i tylko nas obserwowały. Zora położyła się na ziemi i skuliła uszy patrząc na nas i martwiąc się całą sytuacją. Demon zacisnął zę by i niemogąc nic z tym zrobić patrzył jak ból przechodził przez moje ciało. Nagle na moich plecach, poajwił się płomień. Demon nie czół bólu więc nie odnosił obrażeń gdy przytrzymywał moje plecy. Ogień zaczął się ruszać i kształtować, moje skrzydła nagle zaczęły znikać, a po chwili rogi. Gdy całkiem zniknęły płatek znikł na moim czole a niebieskie płomienie znikły z mojego ciała. Prawie nie przytomna, przytuliłam się do demona i przytrzymywałam się na nim żeby nie spaść z jego kolan. Spojrzał na mnie przytulił mocno. Moje siniaki znikły, i te największe rany też. Jednak zostały te niewielkie na ciele. Zora wstała szybko i podbiegła do mnie żeby mnie polizać jednak demon zatrzymał psa.
Poczekaj...bo zaraz tobie się coś stanie - powiedział wyciągając dłoń przed siebie
Płomienie zostawiły po sobie swój gorąc, troche dorównywałam temperaturą ciała, demonowi. Delikatnie czerwona, miałam naprawde bardzo gorące ciało. Płomyczek ześlizgnął się ze mnie na ziemi i podbiegł do swoich gubiąc się mniędzy nimi.
Dziękuje - mruknął cicho Lucyfer i wstał. Zaczął kroczyć w strone skraju lasu.
Zora ruszyła za nim. Wyszliśmy z lasu i weszliśmy na podwórko. W domu nadal paliło się światło, widocznie Ivan nie poszedł po tym gdy usłyszał wrzask. Lucyfer stanął w furteczce podwórka i przyglądał się uważnie świtłu w oknach. Popatrzyłam na demona i chciałam zejść z jego rąk, jednak on mi nie pozwolił i przytrzymał mnie blisko siebie.
Nie idź teraz bo zrobisz ślady
Jakie ślady?- powiedziałam drzącym troche głosem od wymęczenia.
Masz za gorące ciało żeby chodzić po ziemi jak człowiek- uśmiechnął się do mnie delikatnie - mnie to nie dotyczy bo jednak nie jestem z tego świata
Mruknęłam cicho i spokrzałam na swoje rzażące się delikatnie dłonie. - to co teraz?
Nic...- wyciągnął nagle swoje skrzydła i otworzył je- idziemy na dach a zora wróci do środka
Zora popatrzyła na niego i ruszyła spokojnie do drzwi tarasu. Demon wzsniósł się w powietrze usiadł na dachu domu. Nagle usłyszeliśmy otwieranie się drzwi tarasu.

CZYTASZ
Ptak za niewoli
RandomPrzepraszam za ortografię, ale mam dysortografię. Wybaczcie, staram się nie popełniać błędów Może pierwsze rozdziały nie są najlepsze, ale im dalej w las tym więcej się dzieje i tym bardziej lepsza ortografia (Opowieść nie jest jeszcze ukończona) Dz...