Odskoczyłam i chwyciłam mocno potłuczony wazon. Rzuciłam w nich i zobaczyłam w kącie salonu kij beizbolowy. Problem w tym że był za włamywaczami. Podskoczyłam pare razy i wziełam głęboki wdech jako kontrole ciała. Rozejrzałam sie po pomieszczeniu i złamałam oczyma kilka różnych przedmiotów. Ruszyłam więc w strone kuchni. Pobiegli za mną, była to tylko zmyłka, a że byłam zdecydowanie szybsza, zawróciłam mijając ich i schylając sie nisko żeby nie dostać z pięści. Szybko chwyciła długi sznurek. Rzucili sie ponownie na mnie. Chwyciłam sznurek mocno i gdy tylko pięść jednego z nich zbliżyła sie do mnie, chwyciłam ją i związałam ją dokładnie. Pobiegłam obok drugiego i okrążył go, wyrwałam mu worek z rąk i podbiegłam pod liną. Położyłam noge tego któremu związałam ręke. Gdy sie przewrócił rzuciłam pętle na jego nogi i na tego którego obiegłam. Wyrzucił w moją strone kolano które szybko chwyciłam i przywiązałam do jego szyi. Związałam ich dokładnie i gdy jeden nie mógł stać a drugi utrzymywał sie na jednej nodze. Uderzyłam ich mocno hakiem w szczęka i zemdleli. Chwyciłam szybko kij z pod ściany i przeszłam dalej przez pomieszczenia. Gdy zeszłam niżej i zobaczyłam rodzine która mnie przygarnęłam, związaną pod ścianą. Celowali do nich z pistoletów. Pokazałam na ustach żeby byli cicho. Na ziemi był jeden z włamywaczy, leżał martwy. Spojrzałam jeszcze raz na nich k zobaczyłam pobitego troche Syrgiegia. Zdałam sobie sprawe że rozprawił sie z nim. Martwy miał w rękach broń, przeszukałam go szybko i znalazłam naboje. Naładowałam pistolet i wycelowałam w jednego z nieproszonych gości. Na dźwięk załadowania spluwy, odwrucili sie do mnie i spojrzeli na mnie. Jeden z nich sie zaśmiał.
Panowie a co to? Strzelisz do nas dziewczynko?- śmiał sie.
Ej czy to nie jest ta Miko?- zapytał drugi.
To jest cenniejsze niż te wszystkie rzeczy- opuścił broń z głowy matki syrgiegia- szef ją chciał żywą nie?
O czyli rezygnujemy z tego wszystkiego?- powiedział smutno jeden.
Nie to też weźmiemy- obrucił sie do mnie- gdzie są moji? Nie zatrzymali cie?
No co ty przeciesz ich nie zabiła - zaśmiał sie trzeci- to tylko 14 latka bez przyszłości.
Oburzyło mnie to, wycelowałam w sufit i strzeliłam. Krew polała sie z jednego z nieprzytomnych włamywaczy, no teraz z martwego a nie nieprzytomnego. Krew wypłyneła z dziury w suficie i zaczeła kapać na ziemie. Splamiła pistolet i moją ręke. Wyciągnełam ręke w strone tego który obraził moją przyszłość.
Będziesz następny, ja mam przyszłość.
Nagle drugi wystrzelił kulą w moją strone, znowu odruchowo odsunełam się. Stanełam prosto pod kapiącą krwią, spojrzałam u gure gdy poczółam na karku mokrą substancję. Usłyszałam pod domem policję i reportarzy którzy nagrywali filmy i fotografów. Przy wyjściu były duże szyby przez które bardzo dobrze było wszystko widać. Podniodsłam twarzy i spojrzałam, jak krew kapie mi na policzek i spływa z niego powoli. Splamiła mi rzeczy i dłonie, odsunełam sie od krwi i przetarłam ją z policzka. Moje zimne, bezuczuciowe i bezduszne oczy patrzyły na nich z pogardą. Jeden z nich zestresował sie troche, obruciłam w drugiej ręce sprawnie kij bejizbolowy. Wymierzono we mnie ze spluwy i zagrożono strzałem.
Szybko strzeliłam w tego który mierzył do mnie, niestety spudłowałam troche i dostał w ramie. On jednak nie wystrzelił bi z bólu opuścił broń i chwycił sie za ręke. Jeden z nich też do mnie strelił, podeszłam szybko i ominełam pocisk, uderzyłam go z kija i przystawiłam pistolet do gardła. Trzeci jednak chwycił mnie mocno za ręce i przyciągnął do siebie, strzeliłam ale w ściane. Matka syrgiegia za karzdym strzałem piszczała i tuliła głowe do męża.Szarpałam sie i wyrwali mi z rąk pistolet wyrzucając go do tyłu. Uderzyłam ich kijem mocno ale nokautowali mnie i odebrali mi przytomność. Potem założyli mi wordk na głowe i po jakimś czasie wynieśli mnie z domu. Potem obudziłam sie w jakimś ciemnym zimnym miejscu. Przyczepiona do stołu i nagle oślepił mnie blask zapalonych z nikąd lamp. Przymrużyłam oczy od oślepienia. Nagle nademną ponawił sie przywudca, zaglądał na mnie nachwylając głowe nade mną.
Dobra robota chłopaki - uśmiechnął sie szeroko- teraz gdy mamy ostatnią z rodu możemy odkryć jaką moc miła osoba z Yukishi. Może uda nam sie wcielić to do naszych rodzin i stworzyć wielkie rodziny. -Zaśmiał sie- a to ruwna sie dużo kasy!
Ogłosił zachłannie i radośnie. Potem zostawili mnie w ciemnym pokoju z strażnikiem. Leżałam przykuta i błagałam w duchu o to abym przeżyła choćby to. Nie mogłam tak umrzeć. Po jakimś czasie pojawił sie Lucyfer, smutna i cierpka mina towarzyszyła mu reszte czasu. Usiadł na stole obok mnie z opuszczoną głową nie odzywał sie tylko smutno spoglądał raz na strażnika raz na mnie a raz na podłogę. Następnego dnia przyszli do mnie obudzili mnie nagłym zastrzykiem. Obudziłam sie zmęczona spojrzeli na moje nadgarstki na których były cienkie bandaże gdy odwineli je zobaczyli rany w kształcie krzyży. Lucyfer nad nimi patrzył pogardliwie i wściekle. Potem odkryli moją rane na biodrze.
Co mi wstrzykneliście- mruknełam.
Nie odzywaj sie bo dostaniesz jeszcze.
Prosze...bądź lepiej cicho Miko...nie moge cie uratować- powiedział cicho lucyfer, przyklęknął przy stole obok mojej głowy i gdy obruciłam głowe w jego strone odgarnął włosy rozpaczliwym ruchem dłoni, z mojego policzka i pogłaskał go.
Główny dowodzący spojrzał na mnie nieco zaskoczony, widział jak moje włosy sie odsuwają. Mruknął cicho i wrucił do pracy. Nagle przyczepili do mnie jakieś igły i wlewali jakieś substancje do mojego organizmu. Co jakiś czas szło mi na wymioty. Po kilku godzinach zwymiotowałam i kręciło mi sie mocno w łowie, potem bolało mnie wszystko. Nie zważali na moje rany i nie obchodzili sie ze mną delikatnie. Kilka razy nawet krew puściła z mojej rany w biodrze. Gdy zakończyli działania ściągali mnie ze stołu i łańcuchami lrzykuwali do ściany obok której była toaleta i talerz z jedzeniem. Na ziemi był koc i poducha. Spojrzałam na jedzenie i na jego widok znowu zwymiotowałam. Jednak trafiłam do toalety. Po tym położyłam sie na kocu i wycieńczona zasnełam szybko. Po kilku dniach zauważyłam że podają mi praktycznie to samo. Zauważyłam też drastyczne zmiany u Lucyfera, robił sie chłodny i codzienie był przygnębiony. W pewnym momęcie jego oczy robiły sie nieci niebieskie albo czerwone. Traciły swój biały piękny blask. Eksperymentowali na mnie całe dnie aż do puźnych nocy. Któregoś wieczoru gdy nie chciałam jeść wpychali mi jedzenie na siłe do ust. Twierdzili że musze jeść jeśki mam sie przydać na coś. Godziny męki mijały, wyglądałam marnie. Dni mijały a kązde rany przeobrażały sie w blizny. Miesiące mijały a moje samo poczucie było tragiczne i codziennie wymiotowałam albo plułam krwią. Po długim miesiącu bolały mnie nieubłagalnie plecy i ręce. Po kolejnych miesiącach oczy i głowa, potem wszystko na raz.
CZYTASZ
Ptak za niewoli
De TodoPrzepraszam za ortografię, ale mam dysortografię. Wybaczcie, staram się nie popełniać błędów Może pierwsze rozdziały nie są najlepsze, ale im dalej w las tym więcej się dzieje i tym bardziej lepsza ortografia (Opowieść nie jest jeszcze ukończona) Dz...