Krwawy pierścień

2 1 0
                                    

Chwile puźniej byłam sama w pokoju, usiadłam spowrotem na hamaku i położyłam się w nim. Słońce grzało moją skóre delikatnie. Przez głowe przechodziły mi różne myśli i komulowały się lub rozwiązywały. Nawet nie zauwarzyłam kiedy zamknęłam oczy i zasnęłam. Mój sen to istny koszmar. To był ten dzień, w którym wszystko sie zaczęło. Odczuwałam ten sam strach co wtedy, gdy nagle jednak wszystko sie zatrzymało obserwowałam szystko z drugiej osoby. Patrzyłam jak mała ja klęka przed zakopanymi ciałami rodziców i młodszego brata. Padał deszcz. A ja patrzyłam jak z moich dłoni spływa powoli krew mojej rodziny razem z brudem. Westchnęłam cicho, podeszłam.powili do niej i klęknęłam obok małej siebie. Przeniosłam się przed nią i przytuliłam ją mocno do siebie. Wtuliła się we mnie, w tym momęcie zobaczyłam małego demona za plecami małej Miko. Stał i patrzył na nas. Wyglądał jak niegdyś Kai, otworzyłam szerzej oczy, przecież to jest Kai. Patrzył na mnie uwarznie i zmył się nagle wraz z kroplami deszczu. Chwile puźniej dziewczynka się odsunęła i podniosła się na nogi. To właśnie było to...ne wszystko stracone...mimo że czułam że już nic nie mam w tamtym momęcie. Moje ciało wiedziało jednak że jeszcze długa droga. A z tyłu głowy doskonale wiedziałam że to nie koniec, w końcu jeszcze żyje. Los chce żebym żyła na razie dalej i coś osiągnęła. Westchnęłam cicho, nagle film się urwał. Dookoła ciemność a ja klęmałam na ziemi. Podniosłam swoje skrzydła i otuliłam się nimi, jednak nagle poczółam dłoń na swojej głowie. Podniosłam ją szybko i zobaczyłam Kaia który usiadł przede mną i przytulił mnie do siebie. To był sen, a wydawał mi się tak realny. Chwile puźniej moje ciało wstało a ja zobaczyłam martwe ciała rodziny. Postrzał w głowę w ciele taty, wbity nóż dwa razy w klatkę piersiową mamy i poderznięte gardło mojego małego braciszka. Moje oczy natychmiast spoważniały. Kamięnnym i martwym spojrzeniem patrzyłam na nich. Stałam przed nimi i patrzyłam jak krew ocieka z ich ciał na ziemię. Jak ich ubrania przestały już nasiąkać krwią, by było ich za dużo. Wielkie plamy krwi pod ich ciałami.

Nagle poczółam pocałunek na swoim czole. Podniosłam wzrok i spojrzałam szeroko otwartymi oczami na Kaia. Uśmiechnął sie do mnie delikatnie, miał dłoń na moich włosach i delikatnie mnie pogłaskał. Drugą dłonią opierał się o hamak.

Zasnęłaś- szepnął- pójdź może na łóżko, hamak nie jest taki wygodny co materac

Westchnęłam cicho i kiwnęłam delikatnie głową. Przyjżał się uwarznie moim oczą a potem mojemu wzrokowi. Był zmęczony, martwy i kamienny. Westchnął ciężko i pomógł mi się podnieść.

Zmowu byłaś w swojej głębi?- spytał cicho

Pokręciłam delikatnie głową spuszczając wzrok- sen...

Mruknął cicho- przyniosłem ci jedzenie- przyglądał się mi chwilkę- za bardzo sie przejmujesz chyba ich śmiercią, wiem że są ważni ale...to już tak długo trwa Miko

Stanęłam na tarasie, zsuwając się z hamaka- to nic takiego Kai- mruknęłam cicho nie spoglądając na niego i weszłam powoli do środka

Wszedł za mną- nie możesz tak mówić- mruknął cicho- oby cie to kiedykolwiek puściło, słońce

Mruknęłam cicho i podeszłam do biurka żeby zjeść obiad. Nie miałam apetytu ale wiedziałam że muszę zjeść.

Dzisiaj nie będziemy treniwać- usiadł na łóżku patrząc na mnie- zaczniemy gdy cie puści

To nic takiego dam ra- mówiłam gdy przerwał mi nagle

Miko, dla ciebie to że sie źle czujesz to nic, wiem że dasz rade ale ja sie martwię- powiedział troche ostrzej- zaczniemy gdy będziesz w pełni sił

Westchnęłam cicho i oparłam głowę o dłoń gdy postawiłam łokieć na biurku. Nabiłam na widelec ziemniaka.

Zacznijmy od jutra- mruknęłam cicho- jutro będe zdrowa

Ptak za niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz