Krew i kości

2 1 0
                                    

Miałam skrzydła przyczepione na łańcuchy do ściany. Zatrzymały mnie gdy już prawie udało mi się uciec. Moje skrzydła zabolały mocniej, a nacięcie które wcześniej doktor mi zrobił, rozerwało się i poszerzyło się. Angel stanęła nademną, krew wielkimi kroplami spadła na podłogę. W tym momęcie brałam wielkie chałsty powietrza, strasznie bolały mnie plecy i płuca.

Zostaw ją tak- zaśmiał się cicho doktor, mówiąc poważnie do Angel- potem się nią zajmiemy.

Popatrzyła na niego i ruszyła w jego stronę, doktor nacisnął klamkę i wyszli. Zamkneli drzwi na klucz. Blade światło niebiańskiego słońca wpadało przez firanki do ciemnej i szarej sali operacyjnej. Podparłam się dłońmi o podłoge i drząc podniosłam się, prawie się przewróciłam znowu do przodu. Oparłam się plecami o łóżko na którym leżałam i chwile temu z niego spadłam. Widziałam jak krew spływa ze mnie powoli, przetarłam twarz ręką i zobaczyłam na niej wielki ślady krwi. Podniosłam głowę i spojrzałam na sufit, opuściłam ręke na ziemię. Skrzydła miałam opadnięte, cienie przestały biegać za oknem, rozejrzałam się po pomieszczeniu, spojrzałam na ścianę do której zostałam przypięta. Przez moją głowe przeszły różne myśli, westchnęłam głęboko, podniosłam się ledwo. Strasznie się trzęsłam i gibałam na boki. Oparłam się o łóżko, znowu krew wypłynęła ze mnie i z głośnym plaskiem, opadła na ziemię. Kaszlnęłam i wyplułam część z niej z płuc. Na darzących nogach okrążyłam łóżko.

Prawie się przewróciłam, potykając sie o własne nogi. Złapałam natychmiast jakąś maszynę i prawie przewróciłam się z nią. W ostatniej chwili oparłam się o ścianę. Urządzenie runęło z hukiem na ziemię i roztrzaskało się. Podeszłam bliżej przyczepionych uchwytów w ścianie. Zostawiłam na ścianie swoje odciski i krew. Chwyciłam mocno przyczepione uchwyty i prawie się znowu przewróciłam. Świat kręcił się dookoła mnie. Dostrzegłam nadzieje w ucieczce z tego patologicznego miejsca. Rozejrzałam się wzrokiem po biurku doktorka. Przypomniałam sobie szafkę do której Angel wsadziła narzędzia. Uśmiechnęłam się delikatnie, cicho oddychając i ledwo sie trzymając na nogach. Ruszyłam w stronę szafki, prześlizgując sie przez łóżko, gdy dopadłam do szafki, upadłam na kolana i otworzyłam ją szybko, Agel w pośpiechu zapomniała ją zamknąć na klucz. Zobaczyłam w środku czyste skarby, brudne od mojej krwi, ale wydawało mi się że jednak mam troszeczkę tego szczęścia. Zagarnęłam w dłoń pare narzędzi. Udało mi się wrócić pod ścianę, odłożyłam narzędzia na łóżko. Trzymałam się mocno przyczepionych uchwytów na łańcuchy, które były w ścianie. Łańcuchy brzęczały z każdym moim ruchem. Chwyciłam mocno jedno z metalowych narzędzi chirurgicznych i zaczęłam uderzać nim o ścianę, przy uchwycie. Co jakiś czas uderzyłam w metalową ściankę uchwytu. Robiłam dziurę ale wiedziałam że jednak szybko tego nie zrobię. Nie byłam świadoma kiedy wrócą. Musiałam jak najszybciej to zrobić. Na granicy sił dawałam z siebie wszystko. Zmieniałam narzędzie gdy tylko się łamało. Upadłam pare razy na ziemię w odpoczynku. Co jakiś czas kaszlałam krwią i pozostawiłam ją na ziemi, ścianie, narzędziach i łóżku.

Wstałam znowu, uderzyłam narzędziem, złamało się trzecie z rzędu a dziura którą wykułam nie była jakaś wielka. Rzuciłam zniszczone narzędzie na ziemię. Chwyciłam mocno metalowy uchwyt i stanęłam mocno na ziemi. Zaczęłam mocno nim poruszać w różne strony. Ruszałam uparcie. Chwyciłam kolejne narzędzie i robiłam kolejną dziurę z drugiej strony. Po kolejnych trzech narzędziach, poszłam do szafki po kolejne. Kolana same odmawiały mi współpracy. Chwyciłam kolejne i zaniosłam pod ścianę. Usiadłam na łóżku i dyszałam cicho. Pare ran miałam już zaschniętych. Spędziłam tu dużo czasu, widziałam jak słońce powoli wpadało do środka, ale coraz bladsze w pomarańczowych kolorach. Nie wiedziałam co sie dzieje na dworze, dzwon dano przestał bić, a żołnierzy nigdzie nie słychać. Głucha cisza która niepokoiła mnie. Wstałam po raz kolejny i znowu zaczęłam ruszać uchwytem. Dalej nic. Chwyciłam narzędzie i kułam dalej dziury z obu stron metalu. Dziury były dość duże już. Zużyłam kolejne narzędzia. W szafce nie było ich już wystarczająco dużo żeby kontynuować. Zacisnęłam zęby i chwyciłam pręt znowu dłońmi. Zaczęłam go szarpać mocno i wyrywać ze ściany. Ani drgnął. Cicho krzyczałam do siebie, dusząc swój krzyk. Pod wpływem nerwów szarpałam dalej, aż nagle metal się poruszył. Podniosłam szybko głowę i spojrzałam na uchwyt. Ściana troche posypała się na ziemię. Szybko dopadłam do szafki i wyciągnęłam z niej ostatnie narzędzia. Upadłam na ziemię, prawie złamałam sobie nos. Ugiełam się dwa razy tak bardzo że prawie upadłam, podczas gdy niszczyłam narzędzia. Strasznie kręciło mi się w głowie, zdążyłam się jednak do tego jakoś przyzwyczaić. Dłonie strasznie mi drzały gdy trzymałam narzędzia. Powiększyłam obie dziury krusząc ścianę. Zniszczyłam reszte narzędzi.

Ogarnęłam ledwo nogą, zniszczone narzędzi na podłodze. Znowu szarpałam gruby uchwyt i starałam się go za wszelką cene wyciągnąć ze ściany. Coraz bardziej się ruszał, oparłam nogę o ścianę i ciągnęłam go z całej siły. Usłyszałam brzęk łańcuch i metalu, znowu posypało się ze ściany. Zobaczyłam w swoich dłoniach wyciągnięty uchwyt. Uśmiechnęłam się z nadzieją. Po raz kolejny upadłam. Trzymałam mocno ostry uchwyt i prawie na czworaka podeszłam do do drzwi, podniosłam się. Nacisnęłam klamkę dla pewności. Zamknięte. Spojrzałam na okno, czółam że w tym momęcie nic mnie nie powstrzyma. Odłosłoniłam firankę, na dworze panował pół mrok. Podniosłam pręt i uderzyłam nim mocno w szybę. Rozbiłam ją a kawałki szkła opadły na parapet i ziemię, na biały marmur ulicy. Przeszłam ostrożnie przez szkło bosymi stopami. Stanęłam na ulicy i spojrzałam w stronę w którą wcześniej bieli żołnierze. Zobaczyłam wielkie wielką bramę daleko. Tą samą przez którą Kai się dostał do królestwa. Nie widziałam dobrze co tam było, jednak nie panowała miła atmosfera. Ruszyłam powoli, kołysząc się na boki w stronę bramy. Łańcuchy obijały się o siebie i ziemię, tworząc charakterystyczne pobrzękiwanie. Już nie zostawiałam po sobie śladów krwi. Prawie opadnięte na ziemie skrzydła, ciągnęłam prawie za sobą. Brama była dość daleko, co jakiś czas prawie upadałam. Gdy wreszcie sie zbliżyłam, stanęłam przed niewielką kupą stworzoną z martwych ciał aniołów. Martwi żołnierze, którzy polegli w bitwie. Spojrzałam na bramę, była splamiona krwią i podrapana od zewnętrznej strony. Szybko się domyśliłam że demony napadły na królestwo. Tylko...kto wygrał? Spojrzałam znowu na zmarłe ciała i podeszłam nieco bliżej. Ziemia była cała we krwi. Przeszłam się przez kałuże krwi i stanęłam przed ciałami. Zmierzyłam je zimnym wzrokiem. Nie było ich dużo, nie było też dużo strat. Widocznie anioły wygrały. To czemu jest tu taka pustka? Czemu jest taka cisza i żadnej żywej duszy? Z drugiej strony, na tych ulicach prawie nigdy nikogo nie spotkałam. Było to zwykle spowodowane tym że zabierano mnie od miejsc gdzie było więcej aniołów, i specjalnie miałam wyznaczony czas na wychodzenie i wracanie. Ścisnęłam metal w dłoni. Odwróciłam się od martwych ciał i zaczęłam wracać tą samą drogą. Mogłam bym uciec, przez tą brame, jednak wiedziałam że jeżeli teraz wyjdę, jakiś demon może mnie złapać. Nie chciałam też wracać do świata żywych bez Kaia, musiałam go uwolnić za wszelką cene. Po za tym, oni i tak by mnie znaleźli do puki żyje mój ojciec. Rozmyślałam tak gdy szłam spowrotem. Przez myśl przeszedł mi pomysł.

"Co gdyby przyspieszyć śmierci ojca?"

Przyłapałam się na uśmiechu. Zadżałam i szybko zrezygnowałam z pomysłu.

"Co ty sobie myślisz? Idiotyczny pomysł..."

Skarciłam się w myślach.

"Było by łatwiej...oddałam bym tron cioci Liss i bym wróciła z Kaiem. Dobry plan prawda?"

Znowu przyszło mi to do głowy

"Nie zrobie tego. To mój ojciec, moja rodzina, nie zranię jej. Rodzina jest najważniejsza!"

"...tracisz szansę..."

"Nie obchodzi mnie to"

"...dobra"

Spojrzałam na drzwi mojego pokoju, weszłam do środka, weszłam pod prysznic. Zrzuciłam łańcuchy ze skrzydeł. Poczółam straszną ulgę. Zmyłam z siebie krew. Gdy wyszłam, zabandażowałam naderwane miejsce na skrzydle. Zabandażowałam też nacięte dłonie. Nakleiłam plastry na twarzy i nogach. Prawą noge zabandażowałam bo była strasznie pobita i okaleczona. Sprawdziłam swój ząb, na szczęście był cały. Tylko strasznie bolał. Schowałam swoje resztki po rogach. Zmyłam z nich krew. Zamknęłam drzwi do swojego pokoju i położyłam się do łóżka. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.

Ptak za niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz