Laweta przyjechała jeszcze dzisiaj i zabrała ze sobą auto. Wyszłam też dzisiejszego wieczoru na zakupy, powoli zbliżało się lato więc to były ostatnie dni wiosny. Chwyciłam listę napisaną przez mamę, przyjrzałam się jej i wzięłam pieniądze. Schowałam skrzydła i rogi, założyłam zimowe ubrania i wyszłam z domu. Lucyfer podążał za mną, od razu na progu poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Ciarki od razu mnie przeszły, byłam obserwowana przez kogoś. Lucyfer to poczuł i rozglądał się dookoła gdy szłam ciemną uliczką, rozświetlaną przez latarnie. Obserwator poruszał się za nami niezauważalnie. Czyżby to ktoś od tamtych facetów? Zaciskałam pięści w kieszeniach nie odwracając się. Lucyfer szedł ciągle obok mnie i trzymał moje ramie. Gdy weszliśmy do sklepu, wzrok nie znikał. Ktoś mnie śledzi...
Kupiłam to co było zapisane na liście i chciałam jak najszybciej wrócić do domu, albo chociaż się dowiedzieć gdzie jest mój obserwator. Dostrzegłam w sklepie mężczyznę w kapturze, pojawiał się dziwnymi sposobami w tych samych alejkach co ja. Wychodziłam ze sklepu, a on za mną. To on? Nie mogę zaatakować bez myślnie, co jeśli to zwykły cywil? Czy na pewno? Spoglądał na mnie w alejkach...był w nich w odpowiednich momentach. Szedł za mną długo alejką. Lucyfer nawet chodził obok niego i szukał jakichś wskazówek. Gdy wrócił do mnie dowiedziałam się że mężczyzna niczego nie kupił w sklepie, ma przy sobie dziwny notatnik i lornetkę pod bluzą. Te informacje potwierdziły to że to on jest moim obserwatorem. Stanęłam nagle i spojrzałam za siebie na mężczyznę, jednak...go tam już nie było. Czyżby uciekł? Schował się? Nie wyczułam od niego demonicznej ani anielskiej aury. Zimny pot po raz kolejny oblał moje plecy. Zacisnęłam dłoń na reklamówce i ruszyłam dalej. Wszystko znikło gdy weszłam do domu. Obserwujący mnie wzrok znikł. Wszędzie były zasłonięte okna roletami, tak jak zawsze na noc. Westchnęłam z ulga gdy zdejmowałam buty. Przyniosłam reklamówkę z zakupami, i udałam się do swojego pokoju, po drodze pokazując swoje skrzydła i rogi, a przy okazji rozciągając ręce. Byłam tak zmęczona dzisiejszym dniem, a że szykuje się widocznie znowu coś złego, wolałam się nie przemęczać i zasnąć wcześniej. Dzisiejszej nocy nikt nie powinien zaatakować, a jak już mam za płytki sen żeby byle stuknięcie mnie nie wybudziło. Wystarczyłoby podejrzane szurnięcie lub dźwięk, żebym już stała na nogach. Dlatego na początku nie wysypiałam się. Wpadłam do swojego pokoju a zora i Lucyfer za mną. Zamknęłam drzwi i okno przez które wlatywało chłodne powietrze, spuściłam roletę. Przypomniałam sobie o lilii od Lucyfera z dzisiejszego dnia. Jak mężczyźni zaatakowali, nie miałam kwiatu na sobie, w piekle tez go nie było. Dostrzegłam kwiat na ziemi i szybko po niego sięgnęłam.
Spadł mi kiedy wychodziłam, westchnęłam cicho- przepraszam że o nim zapomniałam- spojrzałam na Lucyfera
Otworzył usta i wciągnął powietrze do płuc, przez chwile nie wiedział co powiedzieć, ale po chwili wysłowił się- nic nie szkodzi Miko...przynajmniej jest cały- uśmiechnął się deko
Odłożyłam kwiat do wazonu z wodą, nagle Lucyfer chwycił mnie za policzki delikatnie gdy byłam tyłem do niego. Obrócił mnie do siebie przodem i znowu ujrzałam ten sam stęskniony i pragnącym czegoś, wyraz twarzy który widziałam parę godzin temu koło domu gdy wróciliśmy do tego świata. Zatopił swoje usta w moich i pocałował mnie namiętnie. Zaskoczona przymrużyłam oczy i prawie opadłam na ziemie. Jednak on chwycił moje plecy jedną dłonią i przytulił nasze ciała. Nawet nie zauważyłam jak moje skrzydła nie chciały dać się kontrolować i poddawały się mu całkowicie. Oparłam dłonie o jego tors i piekielny gorąc z jego ciała rozchodził się po moim. Otworzyłam trochę szerzej oczy i dostrzegłam w jego oczach głębokie i nie wytłumaczalne pragnienie. W jego oczach ujrzałam też stęsknione łzy, i jednocześnie wyczekujące ten cały czas. Rozluźniłam się i oddałam się mu, skoro ciągle nie mogę nic dla niego zrobić, to chociaż niech kto go uspokoi. Zamknęłam oczy i oddałam mu namiętny pocałunek splatając nasze wargi i języki. Poczułam znowu jego ostre kły na swoich wargach a potem na szyi. Podniósł mnie tak samo jak przechodziliśmy ten most w piekle. Oplotłam jego biodra swoimi nogami i przylgnął do mnie swoim ciałem. Usiadł ze mną na łóżku i wtulił się mocno we mnie. Głaskałam go delikatnie i spokojnie po włosach, oparłam głowę o jego głowę, i przytulałam do siebie. Moje serce mimo moich spokojnych ruchów, waliło mi mocno w piersiach. Czułam wielką radość i dziwne uczucie jakie wcześniej nie czułam przy nim. A raczej do niego. Zora spokojnie leżała na wielkiej miękkiej pufie i wydawała się już spać. Sama musiałam się wykąpać i spakować bo jutro szkoła. Jednak nie chciałam żeby ta chwila nie mijała. Po jakimś czasie, prawie zasypiałam na nim, podniosłam głowę i spojrzałam na niego, na co on zareagował i przyjrzał się mi. Odgarnęłam jego delikatnie falowane czarne włosy z jego oczu i dostrzegłam to czarne oko. Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w usta, na co on zareagował od razu namiętnie i znowu poczułam jego język. Gdy się odczepił łzy w jego oczach dalej były. Chwyciłam dłonią jego policzek wytarłam kciukiem łzę z pod jego oka, przechyliłam się na bok, zmuszając go do położenia się. Przytuliłam go spowrotem do siebie z delikatnym uśmiechem na twarzy i małymi rumieńcami. Zamknęłam oczy gdy dotknął dłonią odcisku swoich zębów na mojej szyi. Mruknął cicho i schował we mnie swoją twarz zamykając oczy.
CZYTASZ
Ptak za niewoli
AcakPrzepraszam za ortografię, ale mam dysortografię. Wybaczcie, staram się nie popełniać błędów Może pierwsze rozdziały nie są najlepsze, ale im dalej w las tym więcej się dzieje i tym bardziej lepsza ortografia (Opowieść nie jest jeszcze ukończona) Dz...