Pierwszy dzwonek

8.8K 147 43
                                    

1. Pierwszy dzwonek

- No i jak ty się ubrałeś, Marcel? - powiedziała Daniela spoglądając na swoje dziesięcioletnie dziecko. - Dres na rozpoczęcie roku szkolnego?
- Sama mi go kupiłaś. Jest fajny - odparł dziesięciolatek.
- Ale Marcelku, idziesz do nowej szkoły. Nikt cię tam nie zna. Zależy mi, żebyś tego dnia wyglądał porządnie - nalegała.
Dziesięciolatek zaśmiał się pod nosem. Wsunął telefon do kieszeni spodni. - To porządny dresik - rzekł z drwiącym uśmiechem. - A poza tym sama mi go kupiłaś. Już zapomniałaś?
Kobieta usiadła na niepościelonym łóżku syna. Zamyśliła się. Nie było dnia, żeby Marcel nie sprawiał jej przykrości. Smutna spojrzała na przewieszone przez drzwi od szafy grafitowe spodnie i starannie wyprasowaną białą koszulę.
- Marcelku, proszę cię - westchnęła łamiącym się głosem. - Włóż te ubrania. Zrób mi tę przyjemność.
- A ty zrób mi tę przyjemność i się odwal - odparł ruszając w kierunku drzwi prowadzących do przedpokoju.
Daniela zerwała się z łóżka. Wyszła za synem. Z gniewem patrzyła jak chłopiec przerzuca w szafce buty w poszukiwaniu trampek.
- Gdzie schowałaś moje buty? Mama, no! - zawołał obruszony.
Trzydziestopięciolatka westchnęła głęboko. Była załamana zachowaniem syna. Spuściła głowę a do oczu napłynęły jej łzy. Otarła je rękawem od bluzki.
- No, są moje tenisy. Następnym razem wymyśl lepszą kryjówkę - zadrwił chłopiec pośpiesznie zakładając buty.
Kobieta w milczeniu przyglądała się synowi. Gdy chłopiec wstał z podłogi chwyciła go za ramię. - Masz karę na elektronikę - powiedziała. - Zero komputera, zero konsoli i oddaj mi swój telefon.
Marcel spojrzał na matkę z niedowierzaniem. Wyciągnął z kieszeni swój smartfon. Z impetem rzucił nim o podłogę.
- Masz! Ale potem nie miej pretensji, że nie wiedziałaś, gdzie jestem i o której wrócę! - wydarł się, po czym wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
Daniela podniosła z podłogi poobijany telefon syna. Smutna weszła do jego pokoju. Uchyliła okno, pościeliła łóżko, schowała do szafy chłopca uszykowane na ten szczególny dzień spodnie i koszulę. Usiadła na łóżku i wybuchnęła płaczem.

Po apelu rozległ się pierwszy dzwonek. Dzieciaki pomaszerowały do sal lekcyjnych. Tam czekali już na nich wychowawcy klas. Marcel usiadł w ostatniej ławce, pod oknem. Nie znał nikogo ze swojej nowej szkoły.
Z uwagą przyjrzał się nauczycielowi, który na widok wchodzących do klasy uczniów szczerze się uśmiechnął.
- Dzień dobry, witam was - zaczął. - Nazywam się Szymon Jasiński i będę waszym wychowawcą przez najbliższe cztery lata. Jak zapewne wiecie, jestem dyrektorem w tej placówce. Uczę przedmiotów ścisłych takich jak matematyka, fizyka i chemia. W tym roku będę was uczył matematyki. Będę wymagał od was przede wszystkim punktualności, sumienności i prawdomówności. Nie będę tolerował chamstwa, mam tu na myśli niewłaściwe odzywki, brak szacunku do nauczycieli i kolegów. Może macie jakieś pytania. Chętnie odpowiem.
Nastała cisza. Nauczyciel popatrzył na zagubione, wystraszone i pokorne twarze swoich uczniów. Dostrzegł, że spośród wszystkich dzieciaków, jednemu źle z oczu patrzy. Wychowawca zatrzymał wzrok na Marcelu.
- Jak się nazywasz? - rzekł podchodząc do ostatniej ławki.
- Marcel - odparł chłopiec.
- Proszę wstać! - rzekł Szymon podniesionym głosem. - Gumę do kosza. Ale już.
Marcel speszył się. Niechlujnym krokiem poszedł w stronę śmietnika. Wypluł gumę, po czym wrócił na swoje miejsce.
- Nie pozwoliłem ci usiąść - rzekł wychowawca. - Proszę wstać.
Chłopiec podniósł się z krzesła. 
- Posłuchaj Marcel tego, co ci teraz powiem. Pierwszy i ostatni raz żułeś gumę podczas rozmowy ze mną. I wyciągnij ręce z kieszeni, kiedy do ciebie mówię. Będę miał cię na oku. A teraz rozdaj, proszę wszystkim plany lekcji.
Marcel przejął z ręki nauczyciela plik jednakowych kartek. Szybko wykonał polecenie.
Wróciwszy na swoje miejsce utkwił wzrok w planie lekcji.
- Co? - pomyślał. - We wtorek dwie matematyki z tym porąbanym gościem? Nie no, chyba żart!
- Tak więc z mojej strony to wszystko - rzekł nauczyciel. - Skoro nie macie do mnie żadnych pytań, jesteście wolni.
Uczniowie opuścili salę lekcyjną. Szymon usiadł za biurkiem. Pisał coś w swoim notesie. Po chwili wstał z krzesła i poszedł wprost do swojego gabinetu.

- Będę jeździł do szkoły rowerem - rzekł Marcel zdejmując buty w korytarzu. - W autobusie banda gówniarzy.
- Wyrażaj się poprawnie - strofowała go Daniela. Nie podobał jej się pomysł syna, ale nie chciała mu się sprzeciwiać. Liczyła się z tym, że chłopak zapewne i tak postawi na swoim podkopując poraz kolejny jej rodzicielski autorytet. - Zrobisz, jak będziesz chciał - oświadczyła na przekór sobie. - A jak klasa? Poznałeś już kogoś?
- Nie - oświadczył. - Ale zająłem sobie najlepszą miejscówkę. Siedzę w ostatniej ławce pod oknem. Nie miałem dzisiaj cyrkla więc nie podpisałem jeszcze ławki, ale jutro zrobię to z samego rana.
- Oj, Marcel... Ani mi się waż. Nie mam zamiaru tłumaczyć się za ciebie w szkole już drugiego września.
- O takie byle co? - zdziwił się. - Mamo, wyluzuj trochę - zaśmiał się.
- A kto jest twoim wychowawcą? - spytała.
- Facet od matmy - odparł chłopiec. - Strasznie upierdliwy. Przyczepił mi się o gumę do żucia. Czaisz?
- Dobrze, że nie o bluzę z kapturem i dresy- westchnęła.
- Oj, mamuś. Nie gniewaj się na mnie o te dresy. Ale naprawdę nie mogłem ubrać się jak kujon.
- Jak kujon - powtórzyła z niedowierzaniem. - Daleko ci do kujona. Chcesz herbaty? - spytała po chwili nalewając wodę do czajnika.
- Nie - odparł. - Pograłbym na konsoli. Gdzie ją schowałaś?
- W miejscu, w którym jej nie znajdziesz - odparła. - A tak w ogóle, zaczął się nowy rok, więc czas skupić się na nauce a nie na grach.
- Jasne, jasne - odparł biorąc do ręki leżące na stole jabłko. - Idę na dwór.
- O której wrócisz?
- Jak wrócę to będę!

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz