Dzienniczek

2.9K 101 1
                                    

Było piątkowe popołudnie. Daniela siedziała w fotelu, w dużym pokoju. Z zastanowieniem wpatrywała się w wiszący nad oknem karnisz. - Aż tak widać, że krzywo wisi? - dumała uśmiechając się sama do siebie. W jej głowie wciąż pojawiały się wspomnienia sprzed kilku dni. Ilekroć spoglądała na kanapę, przypominało jej się, jak Szymon objął ją swoim ramieniem. Poczuła się wówczas tak wyjątkowa i bezpieczna! Zrobiłaby wszystko, by móc cofnąć czas i znów poczuć jego dotyk.
Rozległo się pukanie do drzwi. Rozmarzona Daniela wpuściła syna do domu. Chłopiec wyglądał inaczej niż zwykle. Miał smutną minę. Całą drogę ze szkoły rozmyślał nad tym, w jaki sposób mógłby przeprosić mamę nie używając słowa "przepraszam". Nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy.
- Co tam syneczku? - szepnęła Daniela pomagając chłopcu zdjąć plecak. - Pewnie jesteś głodny... Dzisiaj mamy rosół.
- Dobrze - odparł przygryzając zębami górną wargę.
- Umyj ręce i chodź do kuchni.
- Dobrze - powtórzył.
Daniela z uwagą przyglądała się chłopcu. Zastanawiała ją nagła zmiana jego zachowania. Zwykle, gdy wracał do domu, rzucał plecak w przedpokoju, od progu krzyczał, że nie jest głodny.
W spokojnej atmosferze zasiedli do stołu. Marcel nie zjadł dużo. Zostawił na talerzu marchewkę i pietruszkę.
- Najadłeś się? - spytała Daniela z zaniepokojeniem przyglądając się synowi. Przyłożyła dłoń do jego czoła. - Nie masz ty gorączki? - spytała.
- Nie - odparł.
- Dostałeś złą ocenę? - padło kolejne pytanie.
- Nie, mamo. W szkole idzie mi świetnie - odpowiedział.
- Tak? To pokaż mi swój dzienniczek.
Chłopiec natychmiast odszedł od stołu. Wrócił do kuchni z plecakiem w ręku.
- Proszę - odparł podając matce dzienniczek.
Daniela z namysłem popatrzyła na syna. Przewertowała wszystkie kartki po kolei.
- Co to? Kpisz sobie? - spytała. - Październik za pasem a ty nie masz ani jednej oceny? Przecież to niemożliwe.
- Mamo, o co ci chodzi? Chciałaś dzienniczek to ci dałem.
- Nauczyciele nie wpisują wam ocen?
- Wpisują, ale ja jeszcze żadnej nie dostałem - rzekł patrząc matce prosto w oczy.
- Kłamiesz, Marcel.
Daniela wstała od stołu. Umyła naczynia po obiedzie.

Zegar wskazywał dwudziestą pierwszą trzydzieści. Daniela leżała w łóżku i czytała swoją ulubioną książkę. Niektóre jej fragmenty znała już na pamięć. W ogóle jej to nie przeszkadzało w rozkoszowaniu się lekturą.
Zmarszczyła brwi na widok wchodzącego do pokoju Marcela. Chłopiec usiadł na łóżku obok matki.
- Mamo, muszę ci coś powiedzieć - rzekł półszeptem.
- Słucham cię.
- Będziesz się złościć?
- Nie wiem. O co chodzi?
- Ja źle się zachowywałem.
- Co masz na myśli, synku?
Daniela usiadła na łóżku obok Marcela. Była ciekawa, jakim cudem jej syn zdobył się na takie wyznanie. Cała ta rozmowa wydawała jej się nierealna. Chłopiec nigdy nie przyznawał się do błędu, a tu proszę "źle się zachowywałem." Toż to nie do wiary!
- Czasem trzaskam drzwiami - kontynuował - i nie słucham, co do mnie mówisz.
- To prawda - przyznała. - Powiedziałabym nawet, że często zachowujesz się w ten sposób, a nie tylko czasem.
- Zgadza się - przytaknął wprawiając matkę w zdumienie. - Chciałem cię, mamo za to wszystko przeprosić.
- Co takiego?! - krzyknęła podnosząc się z łóżka. - Marcelku, co ty mówisz?
Chłopiec spuścił nisko głowę.
- Co ci się dzieje, dziecko? Przecież to nie ty! - zawołała oniemiała. - Jeszcze wczoraj... Nieważne. Ktoś ci coś powiedział? O co chodzi?
- O nic. Chciałem tylko cię przeprosić... - szepnął nieśmiało. - Pójdę już. Dobranoc, mamo.
- Dobranoc, Marcelku.
Daniela przytuliła chłopca i ucałowała. Gdy tylko wyszedł z pokoju, położyła się na łóżku na wznak. Patrząc w sufit rozmyślała nad "dziwną" rozmową z synem. Długo nie mogła zasnąć.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz