25. Wagary

2.4K 72 4
                                    

Zbliżała się godzina czternasta. Na dworze prószył śnieg. Daniela umalowała sobie rzęsy czarnym tuszem. Spodziewała się, że za moment do jej domu wejdzie Szymon.
Z tej okazji upiekła kaczkę faszerowaną jabłkami. Przyjemny zapach czuć było już na klatce schodowej.
- Hej, skarbie! - rzekł Szymon wchodząc do przedpokoju. - Ale pięknie pachnie. Co dobrego zrobiłaś?
- Zobaczysz. Poczekaj. Marcel nie przyjechał z tobą? - zdziwiła się.
- Marcel? Nie było go dziś w szkole - odparł Szymon nabierając kamiennego wyrazu twarzy. - Nie ma go w domu?
- Nie - odpowiedziała Daniela. - Wyszedł rano do szkoły...
Daniela poczuła zawrót głowy. Usiadła w przedpokoju na niewysokiej komodzie.
- Spokojnie. Nie denerwuj się.
- Jak mam się nie denerwować? A jeśli coś mu się stało? Dzwonię na policję.
Wtem do przedpokoju wszedł Marcel. Jak gdyby nigdy nic rzucił plecak pod wieszak, zdjął buty. Zmierzył wzrokiem Danielę i Szymona.
- Hej - rzekł chwytając klamkę od drzwi od swojego pokoju.
- Gdzieś ty był, dziecko?! - krzyknęła Daniela podchodząc do chłopca. - Marcel, nie było cię w szkole! - dodała zdenerwowana.
- Już ci powiedział? - odparł Marcel spoglądając ze złością na Szymona. - Świetnie! Zmówiliście się przeciwko mnie! - wrzasnął.
- Marcel to nie tak, jak mówisz. Powiedz, gdzie byłeś?
- W szkole - skłamał.
- Zaraz mnie krew zaleje, Marcel! Widzisz, co ja z nim mam? - zwróciła się do Szymona. - W tym domu nie może być ani dnia spokoju?
Chłopiec wszedł do swojego pokoju. Trzasnął drzwiami.
- Nie skończyłam z tobą rozmawiać!
- Daniela, to nic nie da - odezwał się Szymon. - Daj mu trochę czasu. Później z nim pogadasz.
- Ciekawe, czy byłbyś taki spokojny, gdyby chodziło o twojego syna.
- Mój syn nie poszedłby na wagary.
- Dzięki, Szymon! Potrafisz mnie pocieszyć.
Daniela znów usiadła na komodzie. Schyliła głowę na dół. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
- Może ty z nim pogadaj. Ma do ciebie respekt - rzekła podnosząc wzrok na ukochanego. - Zrób to dla mnie. Niech ci powie, dlaczego nie był w szkole i gdzie się podziewał przez pół dnia. Zrobisz to?
- Nie wydaje mi się, żeby miał do mnie respekt. Działam mu na nerwy. Jeszcze tego nie zauważyłaś?
- Nie no, zauważyłam. Ale masz do niego dobre podejście.
- Znów powie mi, że nie jestem jego ojcem i mam wyjść z jego osobistego pokoju.
- To zrobisz wtedy tę swoją groźną minę.
- Którą minę? Tę? - rzekł Szymon marszcząc brwi.
- Tak! - zaśmiała się. - Właśnie tę!
Oboje spoważnieli, gdy z pokoju wyszedł Marcel. Chłopiec popatrzył dziwnie na matkę i na Szymona. - Wiecie, że przez te drzwi wszystko słychać? - spytał wchodząc do łazienki. - Mamo, co na obiad? - dodał.
- Kaczka pieczona - odparła Daniela. - Chodź, Szymon. Myj ręce i jazda do stołu.

Zbliżała się godzina siedemnasta, gdy Szymon zapukał do pokoju Marcela. Chłopiec niechętnie wpuścił go do środka.
- Pogadamy? - rzekł mężczyzna siadając na łóżku.
- Nie mamy o czym - padła szybka odpowiedź.
- Wiem, dlaczego nie poszedłeś do szkoły.
Chłopiec podniósł wzrok.
- Chciałeś zwrócić na siebie uwagę. Mam rację?
- Nie odpowiadam na głupie pytania - rzekł Marcel biorąc do ręki notesik i czarny flamaster.
- Naprawdę myślisz, że to pytanie było głupie?
Marcel nic nie odpowiedział. Usiadł na krześle, przy biurku. Zaczął rysować.
- Wiem też gdzie byłeś - odparł meżczyzna z namysłem. - Błąkałeś się tu i tam bez celu. Tak było?
- Nie odpowiadam - rzekł Marcel.
- Jasne, że nie. Chciałbym ci tylko na jedną rzecz zwrócić uwagę. Słuchasz mnie?
- Nie - odparł chłopiec nie przerywając rysowania.
- Czyli słuchasz... Marcel, to były twoje pierwsze i ostatnie wagary.
- Bo co? - rzekł chłopiec spoglądając na Szymona.
- Bo jeśli jeszcze raz zamiast do szkoły pójdziesz gdzieś tam, niewiadomo dokąd, to daję ci słowo, że do końca roku szkolnego będę osobiście zawoził cię do szkoły a później odwoził do domu.
- Aha... - odparł chłopiec z namysłem. - Straciłbyś dużo kasy na paliwo.
- Nie szkodzi. Lubię jeździć autem. Oj, chłopcze, chłopcze!
Szymon wstał z łóżka. Podszedł do Marcela.
- Pokaż, co tam rysujesz?
O dziwo, chłopiec podał Szymonowi do ręki notesik. Jasiński z zainteresowaniem oglądał kartkę po kartce.
- I co myślisz? - rzekł chłopiec.
- Świetnie rysujesz - odparł Szymon. - Myślałem, że twoją dziedziną są graffiti... A ja tu widzę naprawdę dobre rysunki!
- Naprawdę tak myślisz? - ucieszył się chłopiec.
- Tak. Dwa razy w roku w Bibliotece Miejskiej organizowane są warsztaty rysunku. Nie chciałbyś trochę się podszkolić w tej dziedzinie?
- Chciałbym - odparł chłopiec.
- Moja znajoma organizuje te warsztaty. Powiem jej, że byłbyś chętny i spytam, kiedy rusza następna tura.
- Okej - odparł chłopiec.
- Pójdę już - rzekł Szymon. Stał już przed drzwiami, gdy nagle zatrzymał się. Odwróciwszy się, spojrzał na wciąż siedzącego przy biurku chłopca. Westchnął głęboko, po czym wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz