Uwaga

1.9K 66 0
                                    

Piętnaście minut po dzwonku Marcel wszedł do szkoły. Miał nadzieję, że uda mu się zdążyć na lekcję przed nauczycielem. Idąc korytarzem, zatrzymał się. Z niedowierzaniem spojrzał na wiszące na ścianie oprawione w antyramy rysunki jego autorstwa. Były powiększone do formatu A4. Przedstawiały przeważnie dzikie, afrykańskie zwierzęta.
Z uśmiechem na ustach wszedł do klasy. Szymon siedział za biurkiem i coś pisał. Uczniowie samodzielnie rozwiązywali zadanie w zeszycie.
- Przepraszam za spóźnienie - rzekł chłopiec podchodząc do wychowawcy. - Autobus się spóźnił - wytłumaczył się.
- Okej... Poczekaj tu chwilkę - powiedział Jasiński zamykając dziennik.
Chłopiec stał pod tablicą, rozejrzał się po klasie. Nie wiedział, czego się spodziewać. Wychowawca wstał z krzesła.
- Mateusz, wstań!
Głowacki z niechęcią spojrzał na nauczyciela. Stanął obok ławki. Jasiński podszedł do niego, zmierzył go surowym wzrokiem.
- Powiedz mi, co robiłeś w piątek po lekcjach.
- Poszedłem do domu - odparł chłopiec zwieszając głowę na dół. Nastała chwila ciszy.
- Tak ze mną pogrywasz? - rzekł Jasiński. - Nie, Mateusz! Coś ci powiem... Za to, co zrobiłeś mam prawo skreślić cię z listy uczniów. Wiesz, co to oznacza?
Mateusz zaniemówił. Ze strachem spojrzał na wychowawcę.
- W czwartek odbędzie się zebranie rady pedagogicznej - zakomunikował Szymon. - Podejmiemy decyzję, czy dalej będziesz się uczył w tej szkole, czy nie. A teraz, podejdź do Marcela i go przeproś.
Głowacki natychmiast wsunął krzesło pod ławkę. Podszedł do wciąż stojącego pod tablicą kolegi. Schylił głowę. - Przepraszam - rzekł bliski płaczu.
Marcel popatrzył na niego bez słowa. Wciąż miał spuchniętą powiekę i siny policzek. Po chwili spojrzał na Szymona, wzruszył ramionami.
- Wracajcie na miejsca - odparł wychowawca. Usiadł przy biurku, po czym spojrzał na swoich uczniów.
Wszystkie głowy zwrócone były na idącego do ławki Mateusza. Chłopiec w milczeniu wziął do ręki zeszyt. Spuścił wzrok.
- Kornel, masz coś do powiedzenia? - rzekł nauczyciel tym razem kierując uwagę na pochylonego nad podręcznikiem ucznia. - Wstań!
Chłopak podniósł się.
- Ja przepraszam - rzekł natychmiast. - Nie myślałem, że Mateusz tak go skopie. Poza tym to Marcel zaczął - wydusił z siebie.
- Co?! - wrzasnął Kromulski wstając z krzesła. - Ja?! To Mateusz napisał do mnie kartkę, że chce się bić! A jak nie stawiłem się na przystanku, to mówił, że spękałem! Wcale nie spękałem! Musiałem zostać po lekcjach, dlatego nie poszedłem na przystanek!
- Marcel! - rzekł nauczyciel. - Uspokój się.
- Co się uspokój?! Poszedłem na to boisko, bo jakbym nie poszedł, to Mateusz znowu by mi dokuczał, że niby się go boję. Wcale się ciebie, debilu nie boję!
- Marcel!
- No co? Po co mówi, że ja zacząłem? - obruszył się chłopiec.
- Siadaj na miejsce. Ty, Kornel też. Wszyscy trzej dostajecie uwagi do dziennika.
- I dobrze! - wrzasnął Marcel.
Szymon popatrzył na niego z niezadowoleniem. - Po lekcjach zostawcie mi na biurku dzienniczki.
Powiedziawszy te słowa Jasiński przeszedł się po klasie. Spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Do dzwonka zostało jeszcze kilkanaście minut.
- Wszyscy zrobili zadanie? - rzekł. - Jaki wynik?
- Czterdzieści pięć - zawołała Gabrysia.
- Ale jak? - szepnął Nikodem pod nosem. Ze zdziwieniem spojrzał w swój zeszyt.
- Nikodem, coś się nie zgadza? - spytał nauczyciel.
- Inaczej mi wyszło - odparł chłopiec. - Pewnie coś zrobiłem źle - dodał z uwagą śledząc swoje obliczenia.
- Chodź do tablicy. Ty Gabrysia też - rzekł Jasiński biorąc do ręki białą kredę. Przedzielił tablicę na pół długą, pionową kreską.
- Gabrysia, to jest twoja połowa. Nikodem, ty stań tutaj - rzekł. - Zobaczymy, kto się pomylił.
Oboje zaczęli sumiennie wykonywać obliczenia. Zadanie nie było łatwe. Aby je rozwiązać należało wiedzieć, jak dodawać, odejmować, mnożyć i dzielić ułamki zwykłe i dziesiętne, jak zamieniać jedne ułamki na drugie. Trzeba było też pamiętać o kolejności wykonywania działań.
Po dziesięciu minutach oboje mieli ten sam wynik.
- I co? Gotowe? - spytał matematyk.
- Tak. Wyszło pięćdziesiąt pięć - powiedziała Gabrysia. - W zeszycie popełniłam błąd.
- A ty, Nikodem, jak miałeś w zeszycie?
- Tak samo jak tutaj - odparł chłopiec z uśmiechem.
- Pięknie! Podaj zeszyt. Dostajesz piątkę za to zadanie. Ty, Gabrysia, rónież. Bardzo dobrze rozwiązałaś je na tablicy.
Dziewczynka ucieszyła się. Rozległ się dzwonek.
- Pamiętajcie, żeby zostawić mi na biurku dzienniczki! - przypomniał wychowawca. Zdziwił się, gdy spostrzegł, że Marcel szerokim łukiem omija jego biurko.
- Marcel! Dzienniczek, powiedziałem! - rzekł stanowczo.
Chłopiec zawrócił. Stanał przy biurku nauczyciela. Poczekał aż wszyscy wyjdą z klasy.
- Nie wpisuj mi uwagi, okej? - poprosił.
Szymon zaśmiał się. Nie dowierzał, że chłopiec jest na tyle śmiały, by prosić go o coś takiego.
- Marcel, publicznie, przy całej klasie nazwałeś Mateusza debilem. Muszę ci wpisać uwagę. Daj dzienniczek.
- Nie dam - rzekł Marcel.
- Dlaczego? Przecież mama nawet cię nie skrzyczy - zaśmiał się Szymon.
- Wczoraj ten cały Marek oglądał mój dzienniczek - westchnął. - Co jak przyjedzie za tydzień i zobaczy nową uwagę?
- To już twój problem. Dzienniczek, ale już!
Chłopiec zdjął plecak. Spojrzał błagalnym wzrokiem na Szymona. Miał nadzieję, że mężczyzna zmieni zdanie.
- Marcel, zrób to szybciej.
- No przecież szukam - wymamrotał.
Po chwili podał Szymonowi do ręki dzienniczek.
- Nie musisz tego robić - westchnął.
- Ale chcę. Zasłużyłeś na uwagę, więc ją dostajesz. Proste i logiczne. Cicho teraz, bo muszę wymyślić, co tu mądrego napisać.
- Najlepiej nic...
Szymon wpisał chłopcu uwagę. Oddał mu dzienniczek.
- Na jutro widzę podpis mamy - rzekł uśmiechając się do malca.
- Nie denerwuj mnie - syknął chłopiec, po czym poszedł w stronę drzwi. Chciał już wyjść, gdy nagle rozległ się dzwonek sygnalizujący koniec przerwy. Marcel wrócił z powrotem do ławki.
Tymczasem Szymon przerzucił przez ramię swoją skórzaną torbę. Chwycił dziennik pod pachę, po czym wyszedł z klasy.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz