BMW

1.9K 60 7
                                    

Było już po dzwonku. Szymon siedział za biurkiem. Chował swoje rzeczy do torby. Uśmiechnął się, gdy tylko ujrzał zmierzającego w jego kierunku Marcela.
- Hej, odwieziesz mnie do domu?
- Pewnie - odpowiedział Szymon. - Niko, jedziesz z nami?
- Tak, tato - odparł chłopiec pakując książki do plecaka.
- Okej. Chłopaki, dajcie mi pięć minut.
Marcel i Nikodem poszli do szatni. Na środku niedużego pomieszczenia leżał plecak Mateusza Głowackiego. Marcel z rozpędu kopnął go nogą. Zeszyty i książki wysypały się na podłogę.
- Co się gapisz? - rzekł Marcel do odwiecznego wroga. - Trzeba było trzymać tornister na plecach a nie na środku szatni! Zrobiłem sobie miejsce, żeby przejść!
Powiedziawszy te słowa Marcel zaśmiał się w głos. Mateusz nic nie odpowiedział. Pochylił się nad plecakiem, po czym zaczął pakować do niego swoje rzeczy. Marcel zdjął kurtkę z wieszaka. Razem z Nikodemem poszli w stronę schodów.
- Kromulski! - zawołał Mateusz po chwili.
- Co chcesz? - odparł Marcel odwracając się.
- Rozwaliłeś mi nowy plecak. Kosztował dwieście złotych!
- Chcesz wiedzieć, gdzie to mam?
Mateusz spuścił wzrok. Gdy tylko Marcel i Nikodem wyszli ze szkoły, chłopiec pośpiesznie poszedł do pokoju nauczycielskiego. Pokazał wychowawcy swój plecak. Wyjaśnił, że całe zdarzenie widział Nikodem.
Chwilę później Mateusz podbiegł do chłopaków stojących przy samochodzie nauczyciela. - Macie przechlapane! - zawołał.
- Chyba ty! - krzyknął Marcel schylając się po leżący nieopodal okrągły kamień. Rzucił nim w Mateusza. Dostrzegł to Szymon zmierzający w stronę auta.
- Tata idzie - szepnął Nikodem spoglądając na kolegę.
Mateusz poszedł na przystanek autobusowy. Tymczasem Szymon podszedł do chłopaków. - Co to było? - spytał zwracając się do Marcela.
- Ale, że co? - odparł chłopiec.
- Rzuciłeś kamieniem w kolegę?
- Nie jest moim kolegą - odpowiedział Marcel.
- Jutro na lekcji przeprosisz go za to i za zniszczony plecak. Wsiadajcie do auta.
- Mogę z przodu? - spytał Nikodem.
- Nie.

Szymon zaparkował auto na parkingu pod blokiem Danieli. Marcel pośpiesznie wyszedł z samochodu.
- Narka! - zawołał zamykając drzwi pojazdu.
Mężczyzna patrzył przez wsteczne lusterko, czy Marcel, aby na pewno idzie prosto do domu. Szymon wiedział, że Daniela jest w pracy. Chciał mieć pewność, że chłopak nie spędzi całego popołudnia na placu zabaw.
Marcel wszedł do klatki schodowej. Nikodem przesiadł się na przedni fotel pasażera.
- Pozwoliłem? - spytał mężczyzna.
- Sam sobie pozwoliłem - odparł chłopiec uśmiechając się.
- Niko, podaj mi z torby telefon.
- Okej - odparł chłopiec pochylając się nad leżącą na wycieraczce skórzaną torbą. - Trzymaj, tato...
- Czekaj... Czekaj... - rzekł mężczyzna z namysłem.
Tuż obok auta Jasińskiego zaparkował samochód, z którego wysiadł Marek. Mężczyzna rozglądał się na boki. Po chwili pobiegł wprost do bloku, w którym mieszkała Daniela.
- Niko, zaczekaj tu, okej? - rzekł Szymon wyjmując kluczyk ze stacyjki. Zaciągnął hamulec ręczny.
- Tato, dokąd ty idziesz? - spytał chłopiec z obawą.
- Zaraz do ciebie wrócę - rzekł mężczyzna wychodząc z auta. Zamknął syna w samochodzie, po czym wbiegł do bloku.

Na klatce schodowej było cicho. Jasiński wszedł przez uchylone drzwi do mieszkania Danieli. Stanął w korytarzu. Przysłuchiwał się rozmowie Marka z synem.
- W końcu zostaliśmy sami - rzekł mężczyzna. - Marcel, synku, chciałem ci się wytłumaczyć z tego, co ostatnio zaszło na przystanku. Nie chciałem cię nastraszyć. Naprawdę. Pomyślałem, że moglibyśmy spędzić trochę czasu razem.
- Ale ja nie chcę - odparł chłopiec nieśmiało.
- Gdzie jest twoja mama? W pracy? Tak? Zabiorę cię na rynek. Zjemy pizzę, a potem odwiozę cię do domu. Mama nie musi o tym wiedzieć... No, chodź...
- Nie - szepnął Marcel.
- Tak... Za kim jesteś taki pyskaty, co? Za matką chyba! Idziemy!
- Nie! - odparł chłopiec z przerażeniem.
- Właśnie, że tak!
- Właśnie, że nie! - odezwał się Szymon wchodząc do pokoju Marcela. Chłopiec wyrwał się z rąk Marka. Schował się pod łóżko. Szymon wyrzucił nieproszonego gościa za drzwi. Dopiero wtedy Marcel wyszedł z ukrycia. Podbiegł do Szymona. Mocno go przytulił.
- Już dobrze, synku - szepnął mężczyzna głaszcząc chłopca po głowie. - Chodź, zabiorę cię do domu. Nie zostawię cię tu samego...
Szymon zamknął mieszkanie Danieli na klucz. Razem z chłopcem zeszli na dół.
- Dzwoń na sto dwanaście! - krzyknął Jasiński widząc, że Marek wyciąga z bagażnika swojego samochodu metalową rurę. Chwilę później ojciec Marcela podszedł do samochodu Jasińskiego. Z impetem strącił boczne lusterka. Rozległ się przenikliwy odgłos alarmu.
Szymon w kilka sekund znalazł się przy swoim BMW. Otworzył auto. Nikodem leżał z tyłu pojazdu. Był przerażony. Na widok ojca odczuł nieopisaną ulgę. Natychmiast wybiegł z samochodu.
Po chwili Marek trzasnął rurą w przednią szybę. Nie zwracając uwagi na napływających z każdej strony gapiów demolował dach, drzwi, błotniki pojazdu.
- Zabrałeś mi kobietę i syna! - wrzasnął Marek na całe gardło. - A ja tobie samochód! Jesteśmy kwita!
Zarówno Nikodem jak i Marcel mocno uchwycili się rąk Szymona. Po chwili pod blok nadjechały dwa radiowozy. Uzbrojeni w broń policjanci obezwładnili Marka. Zakuli jego ręce w kajdanki, po czym wprowadzili go do radiowozu.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz