Nerwy

1.7K 48 0
                                    

Było sobotnie popołudnie. Daniela wyszła z inicjatywą, by pójść do parku na spacer. Szymon chętnie przystał na tę propozycję.
Zaraz po obiedzie, narzeczeństwo i ich synowie wyszli z domu. Chłopcy zabrali piłkę. Mieli w planach postrzelać sobie gole między drzewami.
Daniela uwielbiała ten moment, w którym Szymon chwytał ją za rękę. Czuła sie wtedy taka wyjątkowa, otoczona opieką. Na jej twarzy automatycznie pojawiał się uśmiech.
- I co? Rozmawiałeś z Nikodemem? - spytała spoglądając na Szymona.
Oboje przystanęli. Usiedli na ławce pod starym dębem.
- Nie. Ale coś odkryłem... Chyba wiem, dlaczego Nikodem tak bardzo nie lubi wcześnie wstawać - odparł Szymon kątem oka zerkając na grających w piłkę chłopaków.
- Pewnie brak mu jakiś witamin - powiedziała Daniela niepewnie.
- Nic z tych rzeczy. O jedenastej w nocy poszedłem do sypialni, zajrzałem do swojej torby... Tabletu tam nie było. Położyłem się niby spać... Wiesz, o której podrzucił mi ten tablet?
- Nie wiem - odparła.
- No, strzelaj...
- O pierwszej?
- Lusia, do pierwszej w nocy to ja czuwałem... Później mi się przysnęło. Było dokładnie dwadzieścia po drugiej, kiedy wszedł do mojej sypialni odłożyć tablet na miejsce. Nie wiedziałbym o tym, bo spałem, ale potknął się o coś. Obudziłem się, ale udałem, że śpię dalej. Gdy wyszedł, spojrzałem na zegarek.
- Wiesz chociaż, co on robi całymi godzinami na tym tablecie? - szepnęła Daniela.
- Chyba gra w Minecraft'a. Dzisiaj rano naładowałem jego tablet, bo oczywiście rozładował go na maksa. Przejrzałem historię przeglądarki. Z tego, co tam zobaczyłem wynika, że nie wchodzi na żadne strony dla dorosłych ani nic z tych rzeczy... Po prostu sobie gra...
- Do drugiej w nocy - westchnęła Daniela. - Jestem w szoku... I co zamierzasz?
- No właśnie nie wiem - odparł. - Mam dużo pomysłów, jak ten problem rozwiązać. Ale chyba najlepiej będzie trzymać tablet pod kluczem. Nie oddam mu go minimum przez trzy tygodnie.
- Nie lepiej porozmawiać z nim? Mógłbyś na przykład powiedzieć mu o tym, że wiesz, że wykradł ci tablet i grał na nim do późnej godziny...
- Lusia, gdyby chodziło o Marcela, zrobiłbym tak. Serio... Pogadałbym z nim i jestem przekonany, że byłaby skrucha, może nawet jakieś przeprosiny... Ale z Nikodemem to nie wypali. Tu trzeba krótko - zabrać tablet, tak jak powiedziałem, zamknąć na klucz i tyle.
- Hm... Znasz go lepiej niż ja - westchęła Daniela.
- No raczej. Znam go od urodzenia... Takie to było kochane, jak było małe, a teraz zrobiło się krnobrne, że po prostu brak słów.
Daniela uśmiechnęła się. Z zadumą spojrzała narzeczonemu w oczy.
- Też tacy byliśmy - szepnęła ni stąd ni zowąd.
- Ja taki nie byłem. Jak tata brał mnie na stronę, zawsze słuchałem z pokorą tego, co miał mi do powiedzenia. Nigdy mu nie pyskowałem. Możesz się go o to spytać. Na pewno potwierdzi. Broiłem, bo nie mogę powiedzieć, że nie, ale do rodziców zawsze miałem szacunek...
- A to, co? - odezwała się Daniela patrząc w stronę chłopaków. Dostrzegła, że stoi przy nich jakiś dobrze zbudowany mężczyzna, trzyma w ręku ich piłkę i najwyraźniej nie zamierza jej im zwrócić. - Szymon, chodźmy tam sprawdzić, co się dzieje - dodała zatrwożona.
Oboje prędko podnieśli się z ławki.
- O co chodzi? - rzekł Szymon zbliżając się do nieznajomego mężczyzny.
- Przyczepił się do nas - burknął Marcel.
- Pan jest ojcem tych tutaj? - spytał obcy.
Szymon przytaknął. Domyślił się, że chłopcy najwyraźniej coś przeskrobali.
- To panu powiem, o co chodzi. Jest sobota, więc przyjechałem do mojej byłej. W zasadzie, nie do byłej, tylko do Adasia - rzekł mężczyzna tarmosząc po głowie małego chłopca. Dopiero teraz Szymon dostrzegł stojące przy mężczyźnie dziecko. - Spacerujemy sobie grzecznie po parku i nagle Adaś pokazuje mi tych dwóch i mówi... Adaś, powiedz panu to samo, co mi powiedziałeś przed chwilą - zwrócił się do synka.
- Parę dni temu ci chłopacy chcieli mi zabrać rowerek - szepnął malec odważnie.
- No, słyszał pan? Ładnie to tak, zaczepiać się w młodszego od siebie? - zwrócił się tym razem do Marcela i Nikodema.
- I się ze mnie śmiali - szepnął Adaś.
- Tak było? - rzekł Szymon kierując wzrok na chłopaków.
- Chciałem tylko, żeby stał nam na bramce - odparł syn Danieli. - Nie chcieliśmy jego rowera. Do czego nam niby potrzebny jego rower?
Nikodem oskarżycielsko spojrzał na Marcela. Nic jednak nie powiedział. Czekał na to, jak rozwinie się sytuacja.
- Trzymaj - rzekł mężczyzna oddając Marcelowi piłkę. - Ale, jeśli jeszcze raz dowiem się, że zaczepialiście się w Adasia, to wam nogi z dupy powyrywam!
Powiedziawszy te słowa, mężczyzna odwrócił się, po czym razem z dzieckiem skręcił w boczną alejkę. Po chwili obaj zniknęli między drzewami.
- Tato, ja się nawet słowem nie odezwałem do tego chłopczyka. Słowo, ja się w niego nie zaczepiałem, tylko Marcel - rzekł Nikodem spoglądając na ojca.
- A ty musisz wszystko mu mówić? Też się z niego śmiałeś, kiedy zlał się w gacie, a teraz się wszystkiego wypierasz! - oburzył się Marcel.
- Zlał się w gacie? - spytała Daniela szeptem.
- No tak! - rzekł Nikodem. - Wystraszył się, bo Marcel chciał mu zabrać rower... No to się zlał...
- Wracamy do domu - rzekł Szymon.
Chłopcy spojrzeli na siebie z obrazą. Bez słowa ruszyli w kierunku osiedla.
- A zapowiadał się spokojny spacer - szepnęła Daniela.

Daniela robiła w kuchni zapiekanki. Miała cztery długie bagietki. Starannie przekroiła je wzdłuż. Przygotowywanie tak prostego dania było dość czasochłonne. Musiała pokroić w kostkę i podsmażyć na patelni pieczarki wraz z cebulką. Później starła żółty ser. Zabrała się za siekanie czosnku i za krojenie kiełbasy i papryki. Gdy tylko włączyła piekarnik, w kuchni zjawił się Szymon.
- I co? - spytała. - Jak rozmowa z chłopakami?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nie będą więcej zaczepiać się w Adasia ani w żadne inne dziecko - oznajmił.
- Tak ci powiedzieli?
- Tak.
- Aha, no dobrze...
Wtem do kuchni wszedł Nikodem. Był przygnębiony. Usiadł na krześle obok ojca.
- Tato, ja naprawdę się nie zaczepiałem w tego dzieciaka - rzekł jeszcze raz.
- No dobrze...
- Nie wierzysz mi - szepnął Nikodem spuszczając wzrok.
Szymon w żaden sposób nie odniósł się do słów syna. Skierował wzrok na Danielę. Kobieta wkładała blachę z zapiekankami do piekarnika.
- Zrobić ci kawę? - spytała.
- A chętnie - odparł.
- Tato, ty mnie wcale nie słuchasz! - oburzył się Nikodem.
- Niko, słucham... Powiedziałeś już kilka razy, że nie zaczepiałeś się w tego chłopca. Okej, niech ci będzie.
- Nie wierzysz mi - rzekł Nikodem ze złością.
- Nie - odpowiedział Szymon.
Chłopiec przyłożył zaciśniętą pięść do stołu. Zdenerwowały go szczere słowa ojca. Podniósł się z krzesła. Chciał wyjść z kuchni, ale Szymon prędko chwycił go za rękę.
- Siadaj i mnie nie denerwuj! - rzekł podniesionym głosem. - To prawda, Nikodem, nie wierzę ci. Wiele razy mnie okłamałeś. Dlaczego miałbym ci wierzyć, co? - dodał prosto z mostu.
- Kiedy ostatnio cię okłamałem? - powiedział chłopiec z wyrzutem.
- Widzisz, Luśka? - rzekł Szymon. - To właśnie jest cały Nikodem! O której wczoraj szedłeś spać, co?
- Przed ósmą... Przecież wiesz - szepnął chłopiec.
- No, to masz odpowiedź na swoje pytanie! Co mam z nim zrobić? - zwrócił się do narzeczonej.
Daniela spuściła wzrok. W milczeniu wsypała do kubków po dwie płaskie łyżeczki kawy. Chwilę później spojrzała na siedzących przy stole. Szymon nerwowo stukał palcem o blat stołu. Nie odrywał wzroku od milczącego syna.
Marcel po cichu wszedł do kuchni. Zakończoną przed chwilą ostrą dyskusję słychać było w całym mieszkaniu, toteż chłopiec doskonale wiedział, o co poszło. Postanowił sobie zażartować.
- Ktoś umarł, że macie takie miny? - spytał biorąc do ręki leżące na stole jabłko. - O, jak ładnie pachnie! Mamo, zrobiłaś zapiekanki? Za ile minut będą?
- Nie wiem - odparła odkładając ścierkę na blat. - Wiecie co, chłopaki? Nerwy mi wysiadają przy was! - krzyknęła zupełnie niespodziewanie. - Mam dość! Jedzcie sobie sami te cholerne zapiekanki!
Powiedziawszy te słowa Daniela wyszła na korytarz. Pośpiesznie przebrała buty. Nałożyła na siebie wiosenną kurtkę. Wychodząc z mieszkania głośno trzasnęła drzwiami.
- No co? - szepnął Marcel wzruszając ramionami. - To nie moja wina, że mama sobie poszła...
Szymon podniósł się z krzesła. Podszedł do piekarnika.
- Jak się to wyłącza? Tutaj - rzekł sam do siebie. - Zaraz wrócę. A tu ma być spokój, jasne?
Chłopcy nic nie odpowiedzieli. Spojrzeli na siebie bez słowa. Mimo to, Szymon wyszedł z mieszkania. Daniela siedziała na ławce przed blokiem. Płakała. Trzęsły jej się ręce. Była całkiem rozbita. Narzeczony usiadł obok niej. Przytulił ją, pocałował w skroń.
- Uspokój się, skarbie. Nic strasznego się przecież nie dzieje - szepnął jej do ucha. - Wracajmy do domu, zrobię dla ciebie melisę. Chcesz?
- Nie - odpowiedziała przez łzy.
- Lusia, nie możesz się tak denerwować. My z Nikodemem tak już mamy, że powiemy sobie, co myślimy, a potem wszystko jest okej... Hej, Lusia, skarbie...
Szymon jeszcze tkliwiej objął ukochaną. Pogłaskał ją po policzku. Otarł jej łzy swoimi palcami. - Już dobrze... Nie płacz, bo i ja będę płakał...
Daniela uśmiechnęła się. Spojrzała narzeczonemu w jego szkliste oczy.
- Potrafisz płakać na zawołanie? - spytała pociągając nosem.
- Nie, ale serce mi pęka, kiedy widzę, jak moja prawie żona płacze - odparł. - Tym bardziej, że to trochę moja wina - dodał.
- Nie, Szymon - odparła natychmiast. - To nie twoja wina... Po prostu tyle się ostatnio dzieje w moim życiu, że nie potrafię się w tym wszystkim odnaleźć... Chyba nie radzę sobie z emocjami... Zobacz, jak trzęsą mi się ręce...
- Widzę - odparł Szymon uśmiechając się do Danieli.
Nagle oboje zauważyli wybiegających z klatki schodowej Marcela i Nikodema. Chłopcy zatrzymali się przy rodzicach.
- Mamuś, chodź do domu - rzekł Marcel. - Zapiekanki są już gotowe - dodał uśmiechając się do Danieli.
Szymon przyciągnął do siebie Nikodema. Posadził go sobie na kolanie.
- Już ci przeszło? - spytał syna.
- Tak - odpowiedział chłopiec. - A tobie?
- No, też...
Marcel pociągnął matkę za ręce. Wstała z ławki. Cała czwórka powędrowała w stronę bloku. Szymon objął Danielę, po czym szepnął jej do ucha dwa słowa.
- Kocham cię.



Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz