Piwo

1.7K 46 0
                                    

Niedziela rano. Daniela chodziła po domu w szlafroku. Dopiero co umyła sobie włosy. Wyglądała śmiesznie z ręcznikiem na głowie. Przez kilkanaście minut szukała czerwonego lakieru do paznokci. Gdy w końcu go znalazła, uchyliła kuchenne okno i zabrała się za manicure.
Marcela nie było w domu. Z samego rana poszedł na dwór. Chciał potrenować jazdę na deskorolce.
Zadzwonił telefon. Daniela spojrzała w duży, dotykowy wyświetlacz. Uśmiechnęła się, gdy tylko ujrzała na nim zdjęcie narzeczonego. Szybko odłożyła lakier. Ostrożnie wzięła do ręki smartfon.
- Hej - powiedziała z błyskiem w oczach.
- No, hej. Nie obudziłem cię? - odezwał się Szymon.
- Nie. Wpadniesz dzisiaj? - spytała.
- No jasne. Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy pojechać do Zajezierza. My z Nikodemem właściwie jesteśmy już spakowani. To co? Przyjechać po was?
- Tak - odparła natychmiast.
- Okej. Ile czasu potrzebujesz na wyszykowanie się?
- Wsiadaj w samochód i przyjeżdżaj.
- Okej. To zaraz będziemy. Pa, skarbie.
- Pa.
Daniela uśmiechnęła się. W pośpiechu zmyła dopiero co nałożony na paznokcie lakier. Prędko wysuszyła włosy. Założyła na siebie ocieplane legginsy i długą, bordową tunikę. Zaraz potem podeszła do okna.
- Marcel! - zawołała.
Chłopiec podniósł głowę do góry. Uśmiechnął się do mamy.
- Chodź do domu!
Po chwili chłopiec stał już w korytarzu z deskorolką w ręku. Był cały zgrzany.
- Zaraz przyjedzie Szymon z Nikodemem. Jedziemy do Zajezierza. Masz lekcje odrobione?
- No raczej - odparł malec. - Pić mi się chce. Mamy coś do picia? - rzekł otwierając lodówkę. - Mleko tylko jest?
Daniela schyliła się do dolnej szafki. Wyciągnęła z niej butelkę wody mineralnej. Podała ją chłopcu.
- Dzięki - szepnął.
- I co? Jak ci idzie jazda na deskorolce?
- Już coraz lepiej. Dzisiaj zdarłem sobie łokieć. Zobacz, mamo.
- No widzę... Marcel, dlaczego wyszedłeś na dwór w nowej bluzie, co?
- Bo jest fajowa - odparł.
- I podarta!
- Gdzie? - spytał.
- Tutaj, na rękawie... Kosztowała prawie sto złotych. Ile razy miałeś ją na sobie, co?
Marcel wzruszył ramionami. W tym momencie do mieszkania wszedł Szymon.
- Hej Marcel - rzekł.
Po chwili podszedł do narzeczonej i czule pocałował ją w usta. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- A gdzie Nikodem? - zapytał Marcel, gdy Szymon i Daniela przestali się całować.
- Siedzi w samochodzie - odparł mężczyzna.
- A zabrał z domu deskę?
- Nie.
- To ja też nie biorę. Wezmę piłkę. Może pogramy.
Powiedziawszy te słowa Marcel poszedł do swojego pokoju. Gdy po chwili wrócił na korytarz, Daniela przekładała torebkę przez ramię. Była już gotowa do wyjścia.
- Marcel, zmień bluzę - zwróciła się do syna.
- Nie... To jest moja ulubiona - odparł chłopiec.
- Marcel, nie pojedziesz mi nigdzie w podartej bluzie.
- Właśnie, że pojadę - odpowiedział hadro.
- Nie no... Ręce mi na niego opadają - rzekła do Szymona.
- Marcel. Proszę się przebrać. Raz, dwa! - rzekł mężczyzna stanowczo.
Chłopiec zwiesił głowę. Prędko poszedł do pokoju. Wyciągnął z szafy starannie złożoną w kostkę bluzę w Spidermana. Przypomniał sobie, że kiedyś to była dla niego najcenniejsza rzecz na świecie.
- No, od razu lepiej - rzekł Szymon, gdy tylko Marcel pojawił się w przedpokoju.
Wszyscy wyszli z mieszkania. Poszli wprost w stronę pozostawionego na parkingu BMW. Nikodem siedział z tyłu auta. Trzymał na kolanach paczkę pełną słodyczy. Podał ją Marcelowi. Chłopiec zajrzał do środka. Uśmiechnął się na widok ulubionych żelków.
- Cała paczka jest dla ciebie - rzekł Nikodem.
- Nie no, podzielę się z tobą - odparł Marcel.
- Ja mam taką samą w bagażniku.

Daniela i Szymon wciąż stali przy aucie. Dyskutowali ze sobą. Kobieta była podenerwowana.
- Lusia, nie ma mowy - rzekł Szymon. - Pokazałaś już, że potrafisz jeździć autem, więc kierownica jest twoja.
- Nie... Dlaczego taki jesteś, co?
- Prowadziłaś auto z Poznania do Torunia, a boisz się jechać do Zajezierza? Lusia, nie załamuj mnie.
- Szymon, nie bądź taki!
- Mam w bagażniku piwo. Kupiłem tak na wszelki wypadek. Zaraz je wypiję.
- Ani mi się waż! - zaprotestowała.
- Wpadnę przez ciebie w alkoholizm... Ale przynajmniej nauczysz się jeździć samochodem - rzekł otwierając bagażnik.
- Szymon, przestań! - krzyknęła na niego. - W tej chwili siadaj za kierownicę i mnie nie denerwuj, bo zaraz wezmę Marcela i nigdzie z tobą nie pojedziemy!
Jasiński osłupiał. Niepewnie uśmiechnął się do Danieli. Posłusznie zamknął bagażnik.
- Zatem wsiadaj, księżniczko - rzekł otwierając przed nią drzwi od auta. Usiadła na przednim fotelu pasażera.
Szymon włożył kluczyk do stacyjki. Zamyślił się.
- Gniewasz się na mnie? - odezwała się Daniela.
- Nie. Z powrotem ty prowadzisz auto - odparł krótko.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" - przerwał jej. - Powiedziałem raz. Zdania nie zmienię.
- Szymon, dobrze się czujesz? Takim tonem to możesz się zwracać do tych dwóch, którzy siedzą z tyłu, ale nie do mnie - rzekła jak najbardziej poważnie.
- No tak... Wybacz, skarbie - odparł spoglądając we wsteczne lusterko. - Marcel, czy mi się zdaje, czy ty jesz chipsy w samochodzie?
- Zdaje ci się - odparł chłopiec wkładając do ust kolejną garść chipsów.
- Jeśli potłuścisz mi paluchami tapicerkę, nie wiem, co ci zrobię.
- Wyluzuj trochę - odparł Marcel. Nikodem się uśmiechnął. Sam nigdy nie odezwałby się do ojca w taki sposób. Nie miałby tyle odwagi.
- Marcelek, pamiętasz, jak kiedyś kazałem ci pisać na tablicy takie mądre zdanie: "Zastanowię się zanim coś powiem"?
- No tak - odparł. - Możemy do tego nie wracać? - spytał nieśmiało.
- Niestety, widzę, że musimy do tego wrócić, bo na zbyt wiele sobie pozwalasz... Gdy tylko dojedziemy do Zajezierza, usiądziesz przy stole, dostaniesz kartkę i długopis, i napiszesz to zdanie sto razy. Może coś dotrze do twojej małej główki...
- Już dotarło - szepnął chłopiec wkładając napoczętą paczkę chipsów do reklamówki. Wytarł dłonie w spodnie.
- Nie wydaje mi się - rzekł Szymon.
Marcel spojrzał przez boczną szybę na to, co na zewnątrz. W milczeniu obserwował szybko zmieniające się domy i drzewa. Ani się obejrzał, a byli już na miejscu.
Powoli odpiął pas. Wysiadł z samochodu.
Szymon wyciągał plecak z bagażnika, gdy spostrzegł, że Marcel niepewnie zmierza w jego stronę.
- Co tam? - rzekł Jasiński.
- Możemy darować sobie to moje pisanie? - odważył się spytać.
Szymon spojrzał na niego z niedowierzaniem. Zaśmiał się. Po chwili pogłaskał chłopca po głowie.
- Powiedziałem raz. Zdania nie zmienię - rzekł puszczając oko do stojącej obok Danieli.
- Jesteś paskudny - odezwała się. Momentalnie uświadomiła sobie, że tymi samymi słowami Szymon zwrócił się do niej, kiedy wyjeżdżali z Torunia.
- Pół godziny temu sama mi powiedziałaś, że mogę tak mówić do chłopaków. Nie będę z tobą dyskutował, skarbie - rzekł uśmiechając się do narzeczonej.
- Oj, zmieni się wszystko... - szepnęła kobieta pod nosem.
- O co ci chodzi? - spytał.
- O nic... Tak sobie tylko głośno myślę.
- No powiedz. Co niby się zmieni?
- Zobaczysz w swoim czasie... Po ślubie będę musiała się za ciebie wziąć, bo inaczej nie ujadę z tobą.
- Wiesz, co ty mówisz? - obruszył się.
- No, tak. Napiszemy na kartce listę odzywek, których nie będziesz wypowiadał - powiedziała z przekąsem.
- No, no... Okej. Co tam napiszesz?
- Ty będziesz pisał.
- No, zobaczymy - odparł.
- Zobaczymy - powtórzyła.
Szymon popatrzył na nią z namysłem.
- Co się śmiejesz? - rzekł po chwili. - A taka moja odzywka... "Daj buziaka"... To też będzie na liście zwrotów zakazanych?
- Nie! - zaśmiała się. Uwiesiła się Szymonowi na szyi. - Na pewno nie!
- To daj buziaka - szepnął, po czym namiętnie pocałował narzeczoną w usta.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz