Impreza

1.2K 40 0
                                    

Jak się okazało nie tylko Marcel i Nikodem wpadli na pomysł, by wyprawić dla wychowawcy imprezę w szkole. Była godzina za dwadzieścia ósma, gdy chłopcy weszli do klasy. Nikola i Julia z zapałem przestawiały ławki i krzesła robiąc miejsce na tańce.
- Kupiłem dla niego na prezent czekoladki z wódką - zaśmiał się Marcel. - To położymy mu na biurku i tyle!
- No, okej!
Nikodem rozdał każdemu po dwa balony do nadmuchania. On i Marcel oprócz zakupionych słodyczy, przynieśli z domu cztery kartony soku i trzy butelki oranżady.
- Marcel, weź te czekoladki! One nie mogą tak leżeć na biurku. Zgłupiałeś? - odezwała się Nikola. - Trzy osoby muszą stanąć na środku klasy, złożyć panu życzenia i wręczyć te czekoladki...
- Ja już składałem tacie życzenia - rzekł Marcel. - Niech idzie ktoś inny.
Nikola wyrwała kartkę ze swojego brudnopisu. Napisała treść życzeń. Do dzwonka uczyła się ich na pamięć.
Punktualnie o ósmej cała klasa czwarta schowała się za dwumetrową ścianką dzieląca salę lekcyjną od umywalki.
Wszyscy w skupieniu czekali aż w klasie pojawi się wychowawca.
Jasiński jak zwykle nie kazał długo na siebie czekać. Wszedł do sali zaledwie trzy minuty po dzwonku.
Ze zdziwieniem rozejrzał się po klasie. Wtem zza ścianki wybiegli wszyscy jego uczniowie. Zaczęli rzucać w stronę wychowawcy balony i kawałki pociętej bibuły. Szymon szczerze się uśmiechnął.
Jeszcze bardziej zdziwił się widząc zmierzającą w jego kierunku trzyosobową delegację uczniów. Byli wśród nich Nikola, Kornel i Sara.
Kornel podał Jasińskiemu pudełko czekoladek. Nikola natomiast w imieniu całej klasy złożyła wychowawcy życzenia.
- Bardzo wam wszystkim dziękuję - rzekł spoglądając na zadowolone twarze swoich uczniów. - Życzę udanej imprezy! - dodał siadając za biurkiem.
- Tato - rzekł Marcel podchodząc do Szymona. - A może włączyłbyś nam muzykę ze swojego laptopa? Co?
- No dobrze - rzekł Szymon sięgając do skórzanej torby. Komputer uruchomił się w zaledwie pół minuty. Jasiński włączył piosenkę "Gangnam style". Część klasy zaczęła tańczyć. Inni zajadali się słodyczami.
Tymczasem Szymon chwycił do ręki swój telefon. Wyszedł z klasy. Zadzwonił do pobliskiej pizzerii. Korciło go, żeby pójść do księgowości, do Lusi, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że nieodpowiedzialne byłoby z jego strony zostawić dzieciaków bez opieki.
Wszedł do klasy. Za biurkiem siedział Nikodem. Włączył spokojną, romantyczną piosenkę. Nikola natychmiast stanęła przy Marcelu. Miała nadzieję, że chłopiec z nią zatańczy. Tymczasem Marcel skierował wzrok na Nikodema.
- Odbiło ci? - spytał. - Niko! Włącz coś normalnego!
- Nie! - zaprotestowała Nikola. - To ma lecieć!
Nie czekając na inicjatywę Marcela, blondynka chwyciła go za obydwie ręce. Chłopiec zarumienił się. Nie chciał z nią tańczyć.
- Nikola, poczekajmy na inną piosenkę - rzekł. - Ta jest głupia.
- Sam jesteś głupi! - odparła dziewczynka. Puściła ręce Marcela, po czym pobiegła do koleżanek. Julia i Agata starały się ją pocieszyć. Nikola celowo odwróciła się plecami do Marcela. Była ciekawa, czy chłopiec podejdzie do niej, żeby ją przeprosić.
- Proszę pana! - zawołała Sara. - A o której będzie odjeżdżał pociąg do Zakopanego?
- O szóstej rano - odparł Jasiński. - Mam dla was karteczki... Może później wam rozdam.
- A kto z naszej klasy jedzie?
- Ty, Marcel, Nikodem, Nikola, Agata, Julia, Gabrysia... Mateusz i Kornel. Dziewięć osób.
- A to prawda, że pojedzie z nami pana żona? - dopytywała się Sara.
- Tak. To prawda.
- A czy jeszcze jacyś nauczyciele z nami pojadą?
- Tak... Pan Konarski - odparł nauczyciel.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Do klasy wszedł dostawca pizzy. Trzymał cztery duże, płaskie kartony. Szymon wyciągnął portfel. Uregulował należność.
- Ktoś zamawiał pizzę? - spytał głośno.
Dzieciaki prędko posiadały na krzesłach. Nikt nie spodziewał się, że wychowawca zasponsoruje im taką ucztę. Szymon podciszył muzykę.
- Za dwa dni jedziemy na wycieczkę - przypomniał. - Kto już zaczął się pakować?
Nikola i Julia jako jedyne podniosły ręce do góry.
- Rozdam wam kartki dla rodziców. Jest tutaj napisane, jakie rzeczy każdy z was obowiązkowo musi ze sobą zabrać...
Szymon przeszedł się po klasie. Podał części uczniów niewielkie karteczki. Wziął do ręki kawałek pizzy.
- Kto z was poraz pierwszy zobaczy góry? - spytał siadając z powrotem za biurkiem.
- Ja! - zawołał Marcel.
Również Nikola i Sara podniosły ręce w górę.
- A jak ktoś nie jedzie na wycieczkę, to nie musi chodzić do szkoły? - odezwał się Adrian.
- Jak nie? Ci, którzy nie jadą do Zakopanego będą mieli normalne lekcje - zakomunikował wychowawca.
Rozległ się dzwonek na przerwę. Część dzieciaków wyszła na boisko. Kilka osób zostało w klasie. Marcel nieśmiało zbliżył się do stojącej przy umywalce Nikoli.
- Kola, ja nie umiem tańczyć - rzekł patrząc jej w oczy. - Podeptałbym ci buty - dodał uśmiechając się do niej.
- Ja też nie umiem - odparła dziewczynka.
- To idziesz na boisko? Zrobimy wyścigi, kto pierwszy przy dębie?
- No, okej - odpowiedziała uśmiechając się w końcu.
Oboje wybiegli z klasy. Szymon podszedł do okna. Obserwował, jak jego przyszywany syn biegnie co sił w nogach w stronę starego drzewa. Nikola za wszelką cenę starała się go prześcignąć, ale Marcel był szybszy. Oboje usiedli na trawie pod dębem.
Szymon był tak wpatrzony na to, co za oknem, że nie zauważył, że tuż obok niego stoi Nikodem.
- Tato, ja nie mam kilku rzeczy z tej kartki, którą mi dałeś... - rzekł.
Mężczyzna pogłaskał chłopca po głowie.
- Czego nie masz? Co? - spytał.
- Kurtki przeciwdeszczowej, małego plecaka, lekarstw na chorobę lokomocyjną...
- No tak - szepnął Szymon. - Nie przejmuj się tym, synku. Dzisiaj po szkole pojedziemy do Plazy. Kupimy wam plecaki i sportowe ubrania. Okej?
Nikodem kiwnął głową. Miał już pójść w stronę drzwi. Zebrał się jednak na odwagę.
- Tato... A czy będę mógł wziąć swój tablet na wycieczkę? - spytał.
- A w jakim celu?
- No wiesz...
- Zobaczymy - odparł Szymon. - Leć na boisko. Przewietrz się trochę, bo za pięć minut koniec przerwy...
- Okej - odparł chłopiec.
Gdy tylko Nikodem wyszedł z klasy, Szymon uchylił wszystkie trzy okna. Momentalnie do sali napłynęło świeże powietrze.
Rozejrzał się po klasie. Wszędzie leżały kolorowe skrawki papieru i balony. Podszedł do ostatniej ławki. Spojrzał na wyryty na niej napis... "Tu siedzi MARCEL". Uśmiechnął się sam do siebie. Chwilę później rozległ się dzwonek na lekcje.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz