Marcel był przeszczęśliwy. Na długiej przerwie znalazł w klasie pięćdziesiąt złotych. Trwała lekcja matematyki, gdy chłopiec nieoczekiwanie wyjął banknot z kieszeni spodni.
- Skąd to masz? - spytał Nikodem z błyskiem w oku.
- Znalazłem - odparł Marcel z uśmiechem.
- Ty to masz szczęście. Mi raz tylko udało się znaleźć złotówkę...
- Myślę, na co to wydać - szepnął Marcel z zastanowieniem.
Nauczyciel spostrzegł, że chłopcy rozmawiają ze sobą i w ogóle nie uczestniczą w lekcji. Przerwał na moment tłumaczenie zadania i zwrócił się do syna Danieli.
- Marcel, co powiedziałem?
Chłopiec podniósł się z krzesła.
- Niko... Ratuj mnie - szepnął. - Mógłby pan jeszcze raz powtórzyć pytanie? - spytał niepewnie.
- Nie słuchałeś? - odparł Jasiński niby zdziwiony.
- No, nie... Bo znalazłem pięćdziesiąt złotych i musiałem pochwalić się Nikodemowi - wyjaśnił Marcel bez zastanowienia.
- Aha, okej... Siadaj na miejsce - odparł wychowawca nieco zmieszany.
Marcel usiadłby na krześle, gdyby nie to, że Nikodem dyskretnie odsunął je do tyłu. Chłopiec upadł. Zarówno nauczyciel jak i wszyscy uczniowie spojrzeli na podnoszącego się z podłogi Marcela.
- Debil - szepnął malec spoglądając na kolegę z ławki.
Nikodem uśmiechnął się. Widząc obrażoną minę Marcela, nie potrafił zapanować nas sobą - wybuchnął śmiechem.
- Nikodem! - rzekł wychowawca.
- Uspokoić go? - spytał Marcel spoglądając na Szymona. Mężczyzna nie zdążył w żaden sposób zareagować. Syn Danieli pochylił się. Chwycił krzesło Nikodema za dwie nogi, po czym podniósłszy je do góry obalił kolegę wraz z krzesłem, na którym siedział. Rozległ się wielki huk.
- Już ci nie jest do śmiechu? - spytał Marcel całkiem poważnie.
Nim Nikodem wstał z podłogi, Szymon był już przy ostatniej ławce.
- Ała, walnąłem się w głowę, czubku - syknął Nikodem.
- Koniec przedstawienia - rzekł Szymon. - Marcel, marsz do kąta! Nikodem, to samo. Ale już!
Marcel nie wierzył w to, co słyszy. Myślał, że stanie w kącie to kara dla przedszkolaków a nie dla uczniów klasy czwartej. Spodziewał się, że Jasiński o tym wie. Poirytowany słowami Szymona postanowił upewnić się, czy aby na pewno nauczyciel mówi poważnie.
- Mam stać w kącie? To żart? - spytał Marcel. Nie czekał jednak na odpowiedź. Groźna mina Szymona mówiła sama za siebie. Zarówno Marcel jak i Nikodem stanęli w wyznaczonych miejscach.
- Tyłem do klasy! Jeden i drugi! - rozkazał nauczyciel. Chłopcy posłusznie odwrócili się przodem do ścian.
Obydwaj stali tak aż do dzwonka. Mieli czas na to, by zastanowić się nad swoim zachowaniem. W zasadzie, Nikodem zrozumiał, że źle postąpił. Było mu wstyd przed klasą, że stoi w kącie.
Z kolei Marcel, przez całe te piętnaście minut rozmyślał o tym, co kupi za pięćdziesiąt złotych, które znalazł. Tuż przed końcem lekcji zdecydował, że za wszystkie pieniądze kupi sobie żelki.
W końcu rozległ się upragniony dzwonek na przerwę. Szymon z uwagą spoglądał na Marcela i na Nikodema. Był ciekaw, czy chłopcy podejdą do niego, czy wytłumaczą mu się jakoś.
Nikodem zebrał się na odwagę. Podszedł do ojca. Oparł się rękoma o jego biurko.
- Co Niko? - odezwał się Szymon. - Przyjemnie się stało w kącie?
- Nie bardzo - odparł chłopiec.
Marcel wrócił do ławki. W pośpiechu pakował swoje rzeczy do plecaka. Po chwili również on podszedł do wychowawcy.
- Gdzie znalazłeś te pięćdziesiąt złotych? - spytał Szymon.
- Na podłodze, a co?
- A to, że na pewno ktoś z klasy je zgubił.
- Mógł pilnować. Znalazłem. Nie ukradłem.
- Marcel, te pieniądze nie należą do ciebie. Zabraniam ci cokolwiek za nie kupować. Jeśli do środy nie znajdzie się ich właściciel, wtedy będziesz mógł je zatrzymać. Rozumiemy się?
- No, powiedzmy - rzekł chłopiec.Chłopcy wyszli na szkolny korytarz. Obaj siedzieli na ulubionym parapecie. Zdziwili się, gdy ujrzeli zmierzającego w ich stronę Mateusza. Chłopiec był przygnębiony. Miał zwieszoną nisko głowę.
- Kromulski, oddasz mi te pięć dych? - rzekł.
- Tak. Już ci daję! - zaśmiał się Marcel. - Gdzie je zgubiłeś?
- Tam, gdzie ty je znalazłeś.
- Spadaj!
Gdy tylko rozległ się dzwonek na lekcje, Marcel i Nikodem weszli do klasy. Szymon wciąż siedział za biurkiem. Nadszedł czas na godzinę wychowaczą. Nauczyciel schował do torby swój notes i telefon. W milczeniu czekał, aż wszyscy uczniowie wrócą z przerwy.
Jako ostatni do klasy wszedł Mateusz. Miał w planach wykraść Marcelowi pięćdziesięciozłotowy banknot. Przyszedł mu do głowy pewien plan.
Mateusz i Kornel podeszli do ostatniej ławki. Obaj poprosili Nikodema, by wytłumaczył im, jak wykonać zadanie, które na poprzedniej lekcji Szymon rozwiązywał na tablicy. Nikodem wyciągnął zeszyt z plecaka. Krok po kroku wyjaśniał kolegom, skąd się wzięły takie obliczenia.
W pewnym momencie Kornel upuścił kredki, które trzymał w ręce. Schylił się, by je pozbierać. Wówczas Mateusz niezauważenie wyjął banknot wystający z tylnej kieszeni spodni Marcela.
- Chłopaki, już jest po dzwonku. Siadajcie na swoje miejsca - rzekł wychowawca.
- Już... Tylko pozbieram kredki, bo mi spadły - powiedział Kornel.
- Dobrze. Jest jakiś temat, na który chcielibyście porozmawiać? - rzekł Jasiński rozglądając się po klasie.
- Skąd się biorą dzieci - szepnął Marcel do Nikodema. Obaj zaczęli się śmiać.
Mateusz i Kornel wrócili do ławek.
- Nie ma pomysłów? Nie szkodzi, ja mam ciekawy temat do dyskusji - rzekł Szymon. Przeszedł się po klasie. - Mamy koniec marca. Za chwilę kwiecień, maj, wystawianie ocen... Proponuję, żeby już teraz każdy z was zastanowił się nad tym, co mógłby zrobić, żeby na koniec roku mieć dobre świadectwo.
- Znowu będzie przynudzał o ocenach? - szepnął Marcel.
- Cicho. Patrzy się na nas - odparł Nikodem.
- Mam dla was dodatkową motywację. Planuję zorganizować wycieczkę do Zakopanego.
W klasie powstał niemały szmer.
- Super. Nigdy nie byłem w górach, a ty Niko? - odezwał się Marcel.
- Raz tylko byłem z babcią i z dziadkiem - odpowiedział chłopiec.
Jasiński popatrzył na zadowolonych uczniów.
- Kiedy będzie ta wycieczka? - spytała Nikola.
- W drugiej połowie maja - odparł wychowawca. - Całkowity koszt to około dwieście pięćdziesiąt złotych. Wydrukowałem informację dla waszych rodziców. Są tu zawarte wszystkie najważniejsze informacje. Proszę, by te kartki wróciły do mnie najpóźniej za tydzień w poniedziałek. Oczywiście, podpisane przez rodziców.
- Proszę pana! - odezwał się Mateusz. - A tylko nasza klasa jedzie, czy jakaś inna klasa też?
- Tylko nasza klasa - odparł Jasiński.
- Fajnie - odparł chłopiec.
- A co z tymi, którzy nie pojadą? Będą musieli chodzić w tym czasie do szkoły? - spytał Janek.
- Raczej tak.
- Proszę pana, Nikola płacze - odezwała się siedząca w drugiej ławce Julka.
W klasie zrobiło się cicho. Wychowawca podszedł do jasnowłosej dziewczynki. Była roztrzęsiona.
- Co się stało? - spytał spoglądając na nią ze współczuciem.
- Mama mi dała pięćdziesiąt złotych. Miałam po lekcjach wykupić dla niej receptę. A teraz widzę, że nie mam nigdzie tych pieniędzy. Chyba zgubiłam - wyznała.
Szymon skierował wzrok na Marcela. Chłopiec natychmiast podniósł się z krzesła. Podszedł do Nikoli. Bez słowa wsunął rękę do kieszeni spodni. Pobladł.
- Zgubiłem - szepnął spoglądając na Szymona.
- Marcel! Proszę oddać koleżance pieniądze, które znalazłeś - rzekł wychowawca.
- Oddałbym przecież... Naprawdę zgubiłem - powiedział malec bezustannie sprawdzając zawartość wszystkich kieszeni po kolei. - Może mi wypadły, kiedy wstawałem z krzesła...
- Tu nic nie ma - zawołał Nikodem. - Sprawdź jeszcze raz w kieszeni...
Szymon zmarszczył brwi. Nie wydawało mu się, by Marcel go oszukiwał. Prędzej spodziewałby się czegoś takiego po Nikodemie.
- Jeszcze na przerwie je miałem - szepnął chłopiec.
- Nikola, spokojnie. Nie płacz - rzekł nauczyciel. - Coś zaradzimy...
Kornel i Mateusz spojrzeli na siebie. Obaj byli zdecydowani do niczego się nie przyznawać. Umówili się, że po lekcji pójdą do szkolnego sklepiku, rozmienią banknot i podzielą się łupem po połowie.
- Marcel, wróć na miejsce. Nikola, porozmawiamy po lekcji - rzekł nauczyciel.
- Dobrze - odpowiedziała ze smutkiem.Zaraz po dzwonku Marcel popędził do Szymona. Omal nie obalił się o leżący na podłodze dziewczęcy plecak w Barbie.
- Marcel, uważaj trochę - odezwała się Gabryśka.
- Sorry! - odparł natychmiast. Zatrzymał się tuż przy nauczycielskim biurku.
- Tato, - szepnął - ja naprawdę oddałbym Nikoli te pieniądze, gdybym je miał.
- Okej, Marcel - odparł Szymon.
- Nie wiem, jak to się stało, że zniknęły.
- Okej, Marcelek, wierzę ci. Słuchaj, muszę z mamą pojechać w jedno miejsce. Zawiozę ciebie i Nikodema do moich rodziców. Czekajcie na mnie przy aucie...
- Dobrze - odparł chłopiec.
Po chwili obydwaj z Nikodemem wyszli z klasy. W sali został tylko Jasiński i Nikola.
Szymon siedział przy biurku. Kątem oka zerknął na Nikolę. Dziewczynka chwyciła swój tornister, po czym wysypała całą jego zawartość na ławkę. Kartkowała książki i zeszyty. Zajrzała w dzienniczek, przyjrzała się nawet swojej legitymacji. Przeszukała piórnik. Ani śladu banknotu. Nisko zawiesiła głowę.
Wychowawca postanowił, że da Nikoli pięćdziesiąt złotych z własnego portfela. Schylił się do swojej skórzanej torby i wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Do klasy wszedł Kornel. Był speszony. Nieśmiało podszedł do wychowawcy.
- Proszę pana! Ja wiem, kto ukradł Marcelowi te pięćdziesiąt złotych - rzekł głośno i wyraźnie. Szymon z oniemieniem spojrzał na chłopca.
- Kto? - spytał.
Nikola podniosła wzrok na Kornela. Odzyskała nadzieję, że odzyska pieniądze i będzie mogła wykupić lekarstwa dla chorej mamy.
- Mateusz Głowacki - odparł Kornel.
- Skąd to wiesz?
- Widziałem, jak wyciągał je Marcelowi z kieszeni... Miał podzielić się ze mną po połowie...
- I nie podzielił się? - spytał wychowawca.
- Nie właśnie...
- Kornel, nie wiem, czy dobrze zrozumiałem... Gdyby dał ci dwadzieścia pięć złotych, nie przyszedłbyś do mnie na skargę?
Chłopiec spuścił głowę na dół. Nijak nie odniósł się do pytania nauczyciela.
Szymon wyciągnął z portfela pięćdziesiąt złotych. Uśmiechnął się do uczennicy.
- Nikola, trzymaj... Tylko nie zgub - rzekł nauczyciel.
- Dziękuję - odparła z przejęciem. Szybko wsunęła książki i zeszyty do tornistra. Uradowana wyszła z sali.
Szymon przyjrzał się z uwagą Kornelowi. Zastanowił się przez chwilę.
- Ojciec w delegacji czy w domu? - spytał.
- W domu - odparł chłopiec nieco speszony. - Zna pan mojego tatę? - zdziwił się.
- A znam... Daj dzienniczek.
Kornel pobladł na twarzy. Wziąwszy głęboki oddech pochylił się nad plecakiem.
- Chyba zostawiłem w domu - szepnął.
- Kornel, kogo chcesz oszukać? Nie wyjdziesz z klasy, dopóki nie dasz mi do ręki swojego dzienniczka.
Chłopiec zaczerwienił się. O dziwo, i dzienniczek się znalazł. Podał go wychowawcy.
- Brak podpisu pod ostatnią uwagą? - rzekł Jasiński. - Co to ma być? Rodzice nie przeglądają twojego dzienniczka? To się zmieni.
Wychowawca chwycił czerwony długopis. Sporządził obszerną notatkę. Złożył swój podpis.
- Proszę - rzekł Jasiński. - Na jutro w tym miejscu chcę widzieć podpisy mamy i taty. Rozumiemy się?
- Tak - szepnął chłopiec.
- To dobrze. To wszystko. Jesteś wolny.
Gdy tylko Kornel wyszedł z klasy, Szymon podszedł do okna. Było już dawno po dzwonku. Na boisku nie było nikogo oprócz Marcela i Nikodema. Chłopaki wspinali się na ramę od bramki. Jasiński uśmiechnął się. Chwilę później wyszedł z klasy.
CZYTASZ
Ojczym od matematyki
Short StoryMarcel to zbuntowany dziesięciolatek mieszkający z samotnie go wychowującą matką. Czuje się panem w swoim domu i nie szanuje nikogo. Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego będzie uczęszczał do nowej szkoły. Jak się okazuje, jego wychowawcą będzie no...