23. Ciasteczka

2.3K 79 1
                                    

Spadł pierwszy śnieg. Daniela już od kwadransu siedziała w kawiarni. Ucieszyła się, gdy tylko ujrzała zmierzającego w jej stronę Szymona. Mężczyzna trzymał w ręku bombonierkę w kształcie serca. Rozpiął grafitowy płaszcz, pocałował ukochaną, po czym usiadł naprzeciwko niej przy małym, okrągłym stoliku.
- Cześć Lusia, długo czekasz? - spytał.
- Nie. Zamówiłam dla ciebie kawę - odparła uśmiechając się.
- Dzięki. To dla ciebie - rzekł wręczając ukochanej czekoladki.
- Dziękuję.
- Lusia, potrzebuję twojej pomocy.
- Co się stało? - zaniepokoiła się.
Szymon spojrzał na zegarek.
- Mój tata dzisiaj rano źle się poczuł. Mówiłem ci, że ma chore serce?
- Nie. Wspomniałeś tylko, że choruje.
- Tak, choruje na serce. Lusia, muszę zawieść mamę do ojca do szpitala. Nie mam, z kim zostawić Nikodema.
- Oczywiście, możesz u mnie - zaproponowała.
- Uff, dzięki skarbie. Za pół godziny chłopaki kończą lekcje. Odbierzemy ich ze szkoły i odwiozę was do domu.
- Świetny pomysł - odparła.

Zarówno Marcel jak i Nikodem zdziwili się na widok siedzącej w samochodzie Szymona Danieli.
- Dzień dobry - powiedział Nikodem otwierając tylne drzwi pojazdu.
- Hej, mamo!
- Hej, chłopcy. Jak wam minął dzień? - spytała.
- Mieliśmy dyktando - zakomunikował Nikodem.
- Trudne było? - wtrącił się Szymon.
- Trochę trudne, trochę łatwe - odpowiedział chłopiec.
Dziesięć minut później byli już na miejscu. Daniela i Marcel wysiedli z samochodu.
- Niko, - rzekł Szymon - zostawiam cię u Marcela. Za dwie godziny po ciebie przyjadę. Okej?
- Okej - odparł chłopiec posłusznie. - To pa, tato!
- Pa!

Daniela podała chłopcom obiad. Usiadła z drugiej strony stołu. Z uwagą spoglądała na dziesięciolatków. Bez trudu zauważyła, że Nikodem jest nieco wyższy od Marcela. Obydwaj chłopcy mieli podobne, jasne karnacje i zupełnie różne oczy i włosy.
Nikodem siedział prosto przy stole. Pilnował się, by nic nie rozlać. Ilekroć Daniela coś powiedziała, chłopiec odrywał wzrok od jedzenia, by spojrzeć na nią swoimi dużymi, błękitnymi oczami.
Zupełnie inaczej zachowywał się Marcel. Siedział niedbale. Wybierał z zupy marchewkę i pietruszkę.
Nikodem zjadł obiad jako pierwszy.
- Dziękuję - odparł wstając od stołu. Ku zaskoczeniu Danieli nie tylko włożył talerz i łyżkę do zlewu. Umył nawet po sobie naczynia.
- Marcel, długo będziesz jeszcze jadł? - spytał po chwili.
- Nie - odparł chłopiec. - Już zjadłem - dodał odchodząc od stołu. - Dzięki mamuś!
- Jeszcze krzesła trzeba wsunąć pod stół - odezwał się Nikodem.
Daniela oniemiała.

Gdy Daniela weszła do pokoju Marcela, obydwaj chłopcy leżeli na łóżku, patrzyli się w sufit i rozmawiali szeptem.
- Hej, nie przeszkadzam? - spytała.
- Nie - odparł Marcel.
- Będę robić ciasteczka. Pomożecie mi?
- Pewnie! - odpowiedział Nikodem podnosząc się z łóżka.
Marcel popatrzył na kolegę ze zdziwieniem. Chociaż nigdy nie pomagał mamie w robieniu ciasteczek, postanowił tym razem towarzyszyć jej i Nikodemowi w kuchni.
Daniela dokładnie umyła blat stołu, po czym przygotowała wszystkie składniki.
- Zawsze z babcią robimy ciastka cynamonowe - odparł Nikodem z uwagą przyglądając się temu, jak Daniela ugniata rękoma masę powstałą z mąki, cukru pudru, żółtka i masła.
- Marcel, w dolnej szufladzie są foremki. Podaj je, proszę - powiedziała Daniela.
- Robi się! - odparł chłopiec. Usiadłszy na podłodze, wyjął niemalże całą zawartość szuflady. W końcu znalazły się również foremki do kształtowania ciasteczek.
Bez słowa podał je matce. Chwilę później pochował chochelki, szumówkę i ostrzałkę do noży z powrotem na ich miejsce.
- Nikodem, powiedz mi coś o sobie - odezwała się Daniela podając chłopcu do ręki foremkę w kształcie serca.
- Ale co chciałaby pani wiedzieć? - odparł spoglądając na nią.
- Lubisz chodzić do szkoły?
- Chyba tak.
- A jak u ciebie z porannym wstawaniem?
- Ciężko właśnie - odpowiedział chłopiec znów kierując wzrok w stronę rozmówczyni. - Dzisiaj rano, powiem tak dla przykładu, tata, żeby mnie obudzić, najpierw podgłosił radio na cały regulator. Ale mam na to sposób. Przykrywam głowę poduszką i śpię dalej.
Daniela uśmiechnęła się.
- Później tata stosuje swój plan "B" - ciągnął dalej chłopiec. - W praktyce oznacza to, że zdejmuje ze mnie kołdrę. Nie jest to takie łatwe, bo zawsze się na to odpowiednio przygotuję. Zawijam się w tak zwany naleśnik.
- W naleśnik? - zaśmiał się Marcel.
- No! Owijam się kołdrą dookoła - odparł Nikodem uśmiechając się od ucha do ucha. - Ale w starciu z tatą nawet naleśnik nie pomaga. Zabiera mi kołdrę. Otwiera w pokoju okno, żeby mnie przewiało. No to wstaje, bo mi zimno - dodał z uśmiechem na twarzy. - Ale piękne ciasteczko mi wyszło. To serce będzie dla pani.
- O, dziękuję - zarumieniła się. - Czyli wiemy już, że CHYBA lubisz chodzić do szkoły i NA PEWNO nie lubisz rano wstawać.
- No, zgadza się. Dzisiaj sobie chyba nagrabiłem tym moim wstawaniem, bo tata powiedział, że o dwudziestej chce mnie widzieć w łóżku.
- A normalnie, o której chodzisz spać?
- Niby o dziewiątej, ale lampkę w pokoju gaszę o jedenastej albo dwunastej. Różnie.
- To co tak długo robisz?
- Przeważnie gram na tablecie, albo coś czytam - odpowiedział szczerze.
Rozległo się pukanie do drzwi. Daniela zostawiwszy chłopców w kuchni wyszła, by sprawdzić kto przyszedł.
- Hej, skarbie - rzekł Szymon wchodząc do przedpokoju. - Dałaś radę z chłopakami? Niko grzecznie się zachowywał - spytał ściągając płaszcz. Powiesił go na wieszaku, po czym pocałował Danielę na powitanie.
- Tak - odparła. - Nikodem naprawdę da się lubić. Kończymy robić ciasteczka. Chodź do nas - szepnęła.
- Hej, moi chłopcy - rzekł Szymon wchodząc do kuchni. Marcelowi zrzedła mina.
- Hej, tato! Już jesteś?
Daniela wstawiła do piekarnika dwie blachy ciastek. Wytarła stół. Pozmywała naczynia.
- Marcel, połóż cukierniczkę na stole - powiedziała.
- Nie, bo czasem mi z ręki wypadnie - odparł chłopiec patrząc z obrazą na Szymona.
Mężczyzna bez słowa chwycił kryształową cukiernicę, po czym postawił ją na środku stołu. Z namysłem przyglądał się Marcelowi.
- Co wam zrobić do picia? Tobie kawę?
- Tak, chętnie.
- Ja poproszę herbatę - rzekł Nikodem.
- A ty Marcelku, co wypijesz?
- Nic nie chcę - odparł chłopiec spuszczając głowę na dół.
- Więc robiliście ciastka? - zagadnął Szymon.
- Tak. Maślane - rzekł Nikodem siadając na krześle obok ojca. - Pieką się właśnie. Jeszcze dokładnie dziesięć minut i będziemy je jeść - uśmiechnął się szczerze.
- Ja nie będę ich jeść - odezwał się Marcel. Kątem oka spojrzał na Szymona.
- Maślane? - odezwał się Jasiński - Niko, weźmiemy przepis dla babci.
- Dobrze.
- Idę do pokoju - rzekł Marcel. - Nikodem, idziesz ze mną?
- Pewnie - odparł chłopiec wstając z krzesła.
Daniela i Szymon zostali sami w kuchni. Kobieta spięła rozpuszczone włosy. Do twarzy jej było w czerwonej tunice, którą miała ubraną.
- Powiedz mi coś o ojcu Marcela - rzekł Szymon wstając od stołu. Oparł się o parapet.
- A co chcesz wiedzieć? - spytała niespokojnie.
Szymon nic nie odpowiedział. Z uwagą przyglądał się Danieli. Dostrzegł, że temat, który poruszył, nieco ją zaniepokoił. Kobieta pobladła na twarzy.
- Szymon, to taka pokręcona historia - powiedziała.
- Opowiedz - rzekł krótko.
- Z ojcem Marcela znałam się od dzieciństwa. Chodziliśmy razem do szkoły podstawowej, później do liceum... Kumplowaliśmy się. Kiedyś, na zabawie za dużo wypiliśmy i stało się - tu zamilkła. Podniosła wzrok na Szymona. - Bawi cię to? - odezwała się zauważywszy roześmianą twarz ukochanego.
- Nie. Skąd? - odparł. - Z takim przejęciem to opowiadasz...
- Z czym niby? - zdziwiła się. - Nieważne. Nigdy nie powiedziałam mu o ciąży. Przeprowadziłam się do innego miasta. Zresetowałam swoje życie.
- Hm, faktycznie pokręcona historia - rzekł z namysłem. - Marcel pyta cię czasem o tatę?
- Nie. Nigdy. To znaczy, kiedyś pytał, ale to było naprawdę dawno temu. Miał może pięć czy sześć lat. Powiedziałam mu, że jedne rodziny składają się z mamy, taty i dzieci, a inne z samej mamy i dziecka. Taka odpowiedź mu wystarczyła. A Nikodem pyta o mamę czasem?
- Tak, dość często - odparł biorąc do ręki kubek z kawą. - Sto razy zadaje jedne i te same pytania. Pyta, jak się poznaliśmy, jaka była, czy cieszyła się, że będzie miała synka.
- A jaka była?
- Zupełnie inna niż ty - odparł uśmiechając się.
Zamyślił się. Przypomniał sobie twarz pierwszej żony. Była blondynką o jasnej karnacji. Miała duże, jasnobłękitne oczy. Często się śmiała.
- Inna niż ja, to znaczy jaka?
- Jasne włosy, niebieskie oczy. Nikodem to wykapana mama. W ogóle nie jest do mnie podobny. Charakter też ma za nią. Taki grzeczny chłopczyk, ułożony bardzo, komunikatywny. Taka właśnie była.
- Hm... Tęsknisz za nią pewnie...
- Wiesz Lusia, kochałem ją. Była całym moim życiem. Ale teraz, ty jesteś moim życiem - wyznał szczerze. - Zawsze będę o niej pamiętał, bo spędziłem z nią cudowne chwile i urodziła mi syna. Kiedy na niego patrzę, zupełnie jakbym patrzył na nią. Zwłaszcza, kiedy Niko się uśmiecha. Ona miała taki sam uśmiech.
- Z taką czułością o niej mówisz. Brakuje ci jej.
- Chodź tu do mnie - rzekł biorąc Danielę w ramiona. - Lusia, to, co mnie z nią łączyło to była taka szczenięca miłość. Kochałem Agatę dlatego, że była. Ciebie kocham inaczej.
- Inaczej? - zdziwiła się. - To znaczy jak?
- Ciebie kocham nie za to, że jesteś, ale za to jaka jesteś.
Daniela zarumieniła się. Szymon pogłaskał ją dłonią po policzku, czule się pocałowali. - Tak cię kocham, jak szalony! - rzekł podnosząc ukochaną.
W tym momencie do kuchni wbiegł Marcel.
- Co wy robicie?! - zawołał zatrzymując się w futrynie.
- Marcel, idź do siebie - rzekł Szymon wskazując ręką na drzwi.
- Jestem u siebie - odparł chłopiec natychmiast. - W szkole może mi pan rozkazywać, ale nie w moim domu - dodał siadając do stołu. - I chyba ciasteczka się palą.
- Ciasteczka! - zawołała Daniela. Pośpiesznie otworzyła piekarnik. - Nie są takie najgorsze.
Kobieta wyłączyła piec. Starannie wyłożyła ciastka na duży, okrągły talerz.
- Co głupio teraz panu? - ciągnął dalej Marcel.
Szymon nic nie odpowiedział. Wzruszył tylko ramionami. O dziwo, Daniela podchwyciła temat.
- Jak ty się odezwałeś do Szymona? - spytała podchodząc do Marcela. - Właśnie, że będziesz go słuchał nie tylko w szkole ale i w domu.
- Chyba nie! - zaśmiał się chłopiec. - Nie jest moim ojcem, więc nie będę go słuchał - dorzucił.
- Marcel, będziesz! - oświadczyła Daniela.
- Bo co mi zrobisz?
- Powiem inaczej. W tej chwili podejdziesz do Szymona i go przeprosisz za to, co powiedziałeś.
- Serio tak myślisz? - zaśmiał się.
- Tak. W przeciwnym wypadku poproszę Szymona, aby tu i teraz spuścił ci solidne lanie.
- Że co? - zdziwił się. - Na pewno go nie przeproszę - oznajmił po chwili.
- Twoja decyzja. Idę do pokoju po pasek.
Kobieta wyszła z kuchni. Miała nadzieję, że chłopiec zastanowi się nad swoim zachowaniem i za moment przeprosi Szymona.
Rzeczywiście, Marcel zmarszczył brwi. Posmutniał. Szymon bacznie go obserwował. Nie odezwał się jednak do malca ani słowem. Czekał, jak rozwinie się sytuacja.
Po chwili do kuchni weszła Daniela. W ręku trzymała skórzany pas. Podała go do ręki Szymonowi.
- Będzie dobry? - spytała.
- Tak - rzekł mężczyzna kiwając głową.
- Zrobisz to?
- Pewnie - odparł z namysłem.
- Idę do siebie. Dom wariatów! - wrzasnął Marcel podnosząc się z krzesła.
- Nie, nie idziesz - odezwała się Daniela. Chwyciła chłopca za łokieć. - Synu, ja tym razem nie żartuję. Nie masz prawa odnosić się do Szymona w tak arogancki i bezczelny sposób.
Chłopiec ze złością spojrzał na matkę. Westchnął przy tym głęboko. Wtem do kuchni wszedł Nikodem. Uśmiech znikł mu z twarzy na widok ojca z paskiem w ręku.
- Marcel, idziesz do pokoju? - spytał Nikodem nieśmiało.
- Mogę? - odezwał się Marcel.
- Oczywiście, że nie! - odpowiedziała Daniela.
- Niko - powiedział Szymon. - Zmykaj.
- Okej.
- To jak będzie? - spytała Daniela. - Przeprosisz?
- Tak - rzekł chłopiec ze smutkiem.
- To już!
Daniela pchnęła Marcela w stronę Szymona. Chłopiec spuścił nisko głowę. Przez chwilę obaj milczeli.
- Chyba nie dostałeś nigdy paskiem, co? - rzekł mężczyzna ze spokojem. - Gdybyś wiedział, co to znaczy dostać paskiem na tyłek, nie zastanawiałbyś się tak długo, czy przeprosić czy nie.
Marcel spuścił głowę. Przyłożył rękę do oczu. Czuł, że za chwilę wybuchnie płaczem.
- Marcel, nikt nie chce dla ciebie źle - rzekł Szymon. - Hej, chłopcze, nie płacz - dodał czułym głosem. - No już, uspokój się.
Chłopiec stał bez ruchu. Milczał. Szymon chwycił go za rękę, po czym przyciągnął do siebie. - Usiądź - rzekł spokojnie wysuwając krzesło spod stołu. - No już...
Marcel usiadł tuż przy Szymonie. Z brązowych oczu popłynęły mu łzy.
- Marcel, coś ci powiem w sekrecie przed mamą... Nikt nie będzie cię bił. Chciałbym jednak prosić cię o to, żebyś przestał traktować mnie jak wroga. Nie chcę źle ani dla twojej mamy ani dla ciebie. Marcel, co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?
Chłopiec nic nie odpowiedział. Cicho łkał. Szymon spojrzał na Danielę. Nie wiedział, co jeszcze powinien powiedzieć, aby dotrzeć do Marcela..
- Okej, nie męczę cię już - rzekł w końcu. - Możesz iść do Nikodema, chyba, że wolisz tu siedzieć. Twój dom, ty tu rządzisz, nie ja - dodał kładąc pasek na stole.
Marcel otarł łzy. Dopiero teraz spojrzał Szymonowi w oczy.
- Przepraszam - rzekł półszeptem. - Przepraszam - powtórzył głośniej.
- W porządku - powiedział mężczyzna.
- Mogę pójść do pokoju? - spytał po chwili.
- Jasne. Idź.
Daniela z niedowierzaniem spojrzała na Szymona. Była do głębi wzruszona tym, jak zachował się jej ukochany, z jaką wyrozumiałością próbował trafić Marcelowi do serca.
- I co myślisz? - szepnęła, gdy Marcel był już w pokoju obok. - Dotarło coś do niego?
- Nie wiem, Luśka. Czas pokaże.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz