Kanapka

1.4K 46 1
                                    

- Ała - szepnął Marcel przebudziwszy się. Zdjął ze swojej twarzy łokieć śpiącego Nikodema. Rozejrzał się po pokoju. Prędko podniósł się z łóżka.
Marcel był żywo zainteresowany tym, w której części domu spała jego mama. Wzdrygał się na samą myśl, że Daniela i Szymon mogliby spać w jednym łóżku.
Szedł na palcach w kierunku sypialni Szymona. Drzwi były uchylone, toteż dyskretnie zajrzał do środka. Od razu rzuciło mu się w oczy starannie zaścielone łóżko. Okno było uchylone, co sugerowało, że najwyraźniej co najmniej jedna osoba musiała spędzić noc właśnie w tym pomieszczeniu. Ponieważ w pokoju nie było ani Szymona ani Danieli, Marcel zdecydował, że przyjrzy się bliżej sypialni Jasińskiego.
Wszedł do środka. Rozejrzał się. Nie znalazł ani jednej rzeczy, która mogłaby należeć do jego matki. Pośpiesznie wyszedł . Zbiegł po schodach.
Daniela stała przy stole. Przygotowywała kanapki. Zagwizdał czajnik. Szymon prędko zalał wrzątkiem dzbanek, na którego dnie spoczywały liście herbaty.
- Tobie zrobię kawę - rzekł wyjmując z szafki dwie jednakowe filiżanki.
- Okej - odparła. - Hej, Marcel, jak ci się spało?
- Może być - odpowiedział chłopiec podbiegając do mamy. - Co robisz na śniadanko?
- Kanapki z serem i z szynką.
- Okej. To ja lecę do łazienki - zakomunikował chłopiec.
- A ja lecę obudzić Nikodema - rzekł Szymon zmierzając w stronę schodów.
Gdy mężczyzna wszedł do pokoju syna, chłopiec, o dziwo, już nie spał. Był owinięty kołdrą dookoła.
- Niko, czas wstawać - rzekł Szymon.
- Jeszcze dziesięć minut - odezwał się malec.
- Nie, Nikodem. Za dwie minuty widzę cię na dole. Okej?
- Tak. Idź już - odparł chłopiec przewracając się na drugi bok.
- Okej.
Szymon zszedł na dół. Marcel siedział przy stole. Jadł kanapkę. Uśmiechnął się do siadającego po przeciwnej stronie Szymona.
- Tylko, żeby ci nie przyszło do głowy pytać mnie dzisiaj przy tablicy - rzekł chłopiec. - Po wczorajszej jeździe mamy, jestem zestresowany...
- Naprawdę zabawne - odezwała się Daniela. - Jedz. Nie gadaj tyle.
Szymon napił się kawy.
- Zrobię wam dzisiaj niezapowiedzianą kartkówkę - rzekł po chwili.
- Co? Z jakiej racji? - oburzył się Marcel.
- Z takiej racji, że dowiedziałem się przypadkiem, że codziennie odpisujesz lekcje od Nikodema. To się zmieni, Marcel. Od dzisiaj każdego dnia będziesz robił lekcje przy mnie.
Marcel nic nie odpowiedział. Spojrzał na Szymona z nerwami. Odsunął od siebie talerz i kubek.
- A ty, co? Jedz śniadanie, Marcel - odezwała się Daniela.
- Nie będę jadł - odpowiedział chłopiec hardo. Skrzyżował ręce. Z obrazą spojrzał na Szymona.
- Grab sobie, grab - rzekł mężczyzna. - Idę po Nikodema. Jak wrócę, tej kanapki ma tu nie być. Jasno się wyraziłem?
- Tak - odparł Marcel odprowadzając Szymona wzrokiem.
Gdy tylko mężczyzna zniknął z pola widzenia, chłopiec wziął kanapkę do ręki, wstał od stołu, po czym wyrzucił chleb do kosza na śmieci. Daniela osłupiała.
- No co? - rzekł chłopiec patrząc się na mamę. - O co ci chodzi?
- Przesadziłeś, Marcel. Tak się nie robi. Jak tylko wróci Szymon, o wszystkim się dowie - oznajmiła.
- Masz mu nie mówić - rzekł chłopiec.
- Nie powiem mu o tym. Ty to zrobisz, Marcel.
Chłopiec popatrzył na mamę z nerwami.
- Marcel, nie można się tak zachowywać. Wiesz, ile dzieci na świecie nie ma co jeść? Co kilka sekund jakieś dziecko umiera z głodu, a ty wyrzucasz kanapkę do śmietnika?
- Cicho, bo idzie - szepnął Marcel błagalnym wzrokiem wpatrując się w mamę.
- I co? Nikodem się obudził? - odezwała się Daniela.
Szymon kiwnął przecząco głową. - O, widzę, że kanapka zniknęła.
- Niezupełnie - odezwała się Daniela. - Marcel, powiedz tacie, co zrobiłeś z kanapką - zwróciła się do syna.
- Przepraszam. Źle się zachowałem - rzekł chłopiec mając nadzieję, że ominie go kara.
- Wyrzucił do kosza? - rzekł Szymon spoglądając na narzeczoną.
- No, tak...
- Więcej tego nie zrobię - szepnął chłopiec natychmiast. Spojrzał ze strachem na Szymona.
Mężczyzna usiadł naprzeciw Marcela. Nie odezwał się do malca ani słowem. Chwycił chleb i nóż, ukroił grubą skibkę, po czym posmarował ją masłem. Położył na to dwa plastry żółtego serca. Tak przygotowaną kanapkę, umieścił na talerzu chłopca.
- Proszę - rzekł podsuwając Marcelowi kanapkę pod nos. Chłopiec zawstydził się. Bez słowa wziął chleb do ręki.
- Idę po Nikodema - szepnął Szymon ponownie wstając z krzesła. Uszedł kilka kroków. Wrócił się jednak. Napił się kawy, upewnił się, czy aby na pewno Marcel je śniadanie. Poszedł na górę.
Po kilku minutach do salonu wszedł Nikodem. Miał na sobie białą piżamę w zielone groszki. Prędko usiadł obok Marcela.
- Ciociu, pięknie dziś wyglądasz - rzekł uśmiechając się do Danieli.
- A dziękuję - zarumieniła się.
- Ciociu, a kiedy już poślubisz mojego tatę, będę mógł mówić do ciebie "mamo"? - spytał po chwili.
- Oczywiście, że tak - odparła spoglądając na chłopca ze zdumieniem.
- Marcel, co sobie kupisz za te dwie stówy? - rzekł Nikodem po chwili.
- Nie wiem... Na pewno kilka paczek żelków - odparł.
- Jakie dwie stówy? - zainteresował się Szymon.
- No, dostaliśmy od dziadka Janka po dwie stówy - wyjaśnił Nikodem.
Daniela i Szymon spojrzeli na siebie pytająco.
- Marcelek, gdzie masz te pieniądze? - spytała matka chłopca.
- Schowane przed tobą - odpowiedział natychmiast. - Hm... Znów nieładnie mi się powiedziało do mamy... - dodał spoglądając niepewnie na Szymona. - Mamuś, pieniążki są w bezpiecznym miejscu...
- Kieszeń twoich spodni to nie jest bezpieczne miejsce - odparła Daniela. - W tej chwili daj mi te pieniądze. Nie weźmiesz takiej gotówki do szkoły. Już!
Chłopiec podniósł się z krzesła. Wyciągnął z kieszeni pognieciony banknot, po czym wręczył go matce do ręki.
- Oddam ci. Nie bój się - powiedziała biorąc swoją torebkę.
- Ja wrzuciłem swoją kasę do skarbonki - odezwał się Nikodem.
- Okej - rzekł Szymon. - Nikodem, nie chcę cię poganiać, ale za pięć minut wychodzicie z Marcelem do szkoły, a ty jeszcze jesteś w piżamie - rzekł Szymon patrząc na zegarek.
- Już idę, przecież... - odparł chłopiec. - Tylko się napiję herbatki.
- A ty, tato, nie jedziesz z nami do szkoły? - zainteresował się Marcel.
- Jadę dopiero na czwartą lekcję.
- Aa, a my mamy matmę na której?
- Na czwartej - odpowiedział Nikodem podnosząc się z krzesła. Wolnym krokiem poszedł do łazienki.
Dziesięć minut później chłopcy wyszli do szkoły. Daniela i Szymon zostali sami w domu. Mężczyzna usiadł na kanapie. Patrzył jak Daniela kończy sprzątać stół po śniadaniu.
- Jeszcze jedną kawkę? - spytała odwracając się na moment w jego stronę.
- Pewnie - odparł.
Zamyślił się przez chwilę. Dotarło do niego, że za niedługo wszystko w jego życiu się zmieni. Będzie miał w domu żonę, dwóch synów, którym nie brak ani energii ani pomysłów.
Wiedział, że i on musi się zmienić, że pojawią się sytuacje, w których będzie zmuszony ustąpić chłopakom czy Luśce. Ta perspektywa wcale go nie smuciła. Traktował to raczej jak wyzwanie, którego zamierzał się podjąć.
- Kochanie, twoja kawa - usłyszał cichy głos Danieli. Wziął z jej rąk okrągły kubek.
- Dzięki - szepnął odkładając kawę na drewnianą ławę. - Chodź do mnie, skarbeńku...
Daniela od razu usiadła obok Szymona. Oparła się głową o jego podbródek. Wtuliła się w jego ramiona.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz